Bosacki: Tak nie powinno się załatwiać poważnych spraw
- Lech to już temat zamknięty. Złamane zostały wcześniejsze ustalenia. Były już dyrektor sportowy, pan Pogorzelczyk, przed kamerami telewizji klubowej zapewniał, że wszystko jest dogadane. Teraz okazuje się, że to nieprawda i nie będę grał w Kolejorzu - mówi Bartosz Bosacki, kapitan "Kolejorza", z którym klub z Bułgarskiej nie przedłuży kontraktu.
Kapitan odchodzi z Lecha - spodziewał się Pan w takiego scenariusza?
Od jakiegoś czasu byłem przygotowany na taką opcję. Trochę żal, bo ten sezon nam wszystkim nie wyszedł. Szkoda, że odchodzę po takiej przegranej. Dla mnie końcówka rozgrywek była smutna, bo zostałem przesunięty na ławkę rezerwowych, a teraz okazało się, że nie przedłużę kontraktu. Ale co mogę zrobić? Życie toczy się dalej. Nie zawsze wszystko dzieje się po naszej myśli. Trzeba się z tym pogodzić.
Wyobraża Pan sobie grę w innym polskim klubie?
Trudno sobie to wyobrazić. Różne myśli krążą mi po głowie. Nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji. Lech to już temat zamknięty. Złamane zostały wcześniejsze ustalenia. Były już dyrektor sportowy, pan Pogorzelczyk, przed kamerami telewizji klubowej zapewniał, że wszystko jest dogadane. Teraz okazuje się, że to nieprawda i nie będę grał w Kolejorzu. Tak nie powinno się załatwiać poważnych spraw. To jest przykre, że zakomunikowano to tuż przed jej wygaśnięciem mojego kontraktu.
Może ktoś szukał kozła ofiarnego po nieudanym sezonie?
Mogę nawet tym kozłem być, ale po tylu latach grania przy Bułgarskiej mam prawo do pożegnania się z kibicami.
Władze Lecha zaproponowały mecz pożegnalny…
Niestety, do tego spotkania jeszcze daleka droga, bo wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja na poznańskim stadionie. Podchodzę do tego raczej spokojnie. Na razie nie ma co mówić o konkretnym terminie. Uważam, że można było to zorganizować wcześniej. Dochodziły do mnie różne informacje, w tym takie, że przesądzono o moim odejściu już w trakcie trwania sezonu. Z kolegami z zespołu na pewno się pożegnam w dobrej atmosferze. Chciałbym jeszcze to samo uczynić względem kibiców.
Będzie Pan jeszcze odwiedzał klub, w którym spędził niemal całą karierę?
Jeśli będę mile widziany, to na pewno nie będę omijał Bułgarskiej.
W ostatnim czasie klub nieładnie rozstawał się ze Sławomirem Peszką, a wcześniej z Piotrem Reissem. Nie boli to Pana? Bo co do tego, że cierpi na tym wizerunek klubu, nie ma żadnych wątpliwości.
Nie chciałbym wypowiadać się na temat innych. Wyraziłem opinię dotyczącą rozstania ze mną.
Ten sezon był dla Pana pewną huśtawką nastrojów. Z jednej strony kierował Pan najlepszą obroną w lidze, a z drugiej trener coraz mniej Panu ufał…
Tak jest w każdej drużynie, że szkoleniowiec ma prawo zrezygnować z zawodnika w dowolnym momencie. Z tym trzeba się pogodzić. Niekoniecznie muszę się godzić z formą, w jakiej jest to przekazywane. To inna strona medalu. Jeśli trener podejmuje decyzje odnośnie mnie lub innych zawodników, to on ponosi za to odpowiedzialność. Chciałbym, żeby te ruchy były podyktowane kwestiami sportowymi i wierzę, że tak jest. Mam jednak prawo zastanawiać się, czy miały wpływ inne czynniki.
Czuł się Pan na tyle zmęczony, że trener musiał z Pana rezygnować?
Na jednej z konferencji prasowej szkoleniowiec powiedział, że muszę odpocząć i dlatego usiądę na łąwce rezerwowych. Dla mnie to dziwne, że trener w ogóle mnie nie zapytał, jak się czuję i czy mogę grać. Trener wielokrotnie podkreślał, że rozmawiał z zawodnikami, ale ja mam trochę inne wyobrażenie o tym, jak powinny wyglądać realacje na linii trener - zawodnik .
Czuje się Pan winny straconych przez Lecha goli?
Jeśli chce się na siłę znaleźć winnego, to przy analizie akcji, po której padła bramka, łatwo wytypować takiego zawodnika. Nie czuję się jedynym winowajcą, gdy tracimy gola. Przecież stale się mówi, że przegrywa i wygrywa cały zespół.
Wygląda na to, że na linii Bosacki - Bakero były zgrzyty.
Przez niemal cały sezon nie miałem żadnego problemu w kontaktach z trenerem. Wszystko układało się dobrze. Chyba pod koniec rozgrywek coś pękło. Podjęliśmy z chłopakami jakąś decyzję w szatni, mniejsza już o to, czego dotyczyła, a trener miał później pretensje, że go o tym nie poinformowałem. W Kołobrzegu, na ostatnim meczu sezonu, nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Bywało też tak, że tłumacz przekazywał mi informacje, które powinienem usłyszeć z ust trenera. Myślę, że Jose Bakero mógłby mieć odwagę powiedzieć mi prosto w oczy: nie chcę cię już w moim zespole.
Lech za kadencji trenera Bakero zanotował regres?
Nie wiem. Nie tacy trenerzy jak Bakero nie realizowali tego, co sobie założyli i nie spełniali wymagań swoich szefów. Takie rzeczy w sporcie się zdarzają. Tutaj nie da się wszystkiego zaplanować.
W tym ostatnim sezonie więcej było tych dobrych meczów czy tych złych?
W całej rundzie wiosennej, nie licząc tego z Koroną Kielce, nie było spotkania, w którym wygralibyśmy przekonująco. Nie graliśmy tak, jakbyśmy chcieli. To daje do myślenia nie tylko mnie, ale zapewne też pozostałym chłopakom z drużyny.
Często Pan wraca myślami do europejskich pucharów?
Oczywiście, ten temat raz po raz wraca. To była świetna przygoda. Po meczu z Lechią żałowaliśmy, że może się ten występ w tym roku nie powtórzyć. Mecze z Juventusem i Manchesterem City pozostaną w mojej pamięci. To wspaniałe przeżycia. Nie wiem, czy postawię je kiedyś na równi z bramkami na mundialu. Na pewno będę miał co opowiadać.
Czym teraz się Pan zajmie? Zamierza Pan kontynuować karierę?
Były zapytania z różnych klubów. Nawet z różnych stron świata: Stany Zjednoczone, Austria… Mogłem też podpisać kontrakt z Wartą. To były jednak rozmowy wstępne i na tym etapie już odmówiłem Zielonym. Mam już przygotowany scenariusz, co zrobię jeśli nie będę grał w piłkę.