Ekstraklasa – Śląsk Wrocław: wielka niewiadoma po rewolucji
Nowy trener Ivan Djurdjevic, Wojciech Golla na Węgrzech, Robert Pich w Legii Warszawa, a Krzysztof Mączyński w rezerwach - to tylko niektóre letnie zmiany w piłkarskim Śląsku Wrocław. "W naszej sytuacji trudno celować w konkretne miejsce w ekstraklasie" - uważa dyrektor sportowy Dariusz Sztylka.
fot. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Już dawano w Śląsku lato nie było tak gorące, a to konsekwencja bardzo słabego poprzedniego sezonu. Wrocławianie wiosną wygrali tylko jeden mecz, a mimo wszystko utrzymali się w ekstraklasie. Rewolucja zaczęła się jeszcze w trakcie rozgrywek, bo już wtedy zapadła decyzja, że nie zostaną przedłużone umowy z Waldemarem Sobotą, Dino Stiglecem, Markiem Tamasem i Pichem, który dość nieoczekiwanie trafił do Legii Warszawa.
Szybko też włodarze klubu postanowili dokonać zmiany na stanowisku trenera. Co prawda Piotr Tworek utrzymał zespół, ale styl gry nie uległ poprawie w porównaniu z tym, co było pod wodzą Jacka Magiery. Długo kandydatem do przejęcia Śląska był Marcin Brosz, ale ostatecznie postawiono na Ivana Djurdjevica, który był o krok od wywalczenia awansu do ekstraklasy z Chrobrym Głogów.
Sztylka powiedział PAP, że szukano szkoleniowca, który będzie potrafił zrealizować strategię i sposób myślenia klubu.
"Wieloetapowo rozmawialiśmy z kilkoma trenerami, zwracaliśmy uwagę na CV oraz opinie zawodników i innych ludzi, którzy pracowali z danym szkoleniowcem. Rozmowy z Djurdjevicem były krótkie i treściwe, bo szybko okazało się, że mówimy jednym językiem. Tak jak my rozmawialiśmy z innymi trenerami, tak Ivan miał również oferty z innych klubów. Możemy być zadowoleni, że obie strony zdecydowały tak samo i dziś pracujemy razem" – przyznał.
Blisko opuszczenia Wrocławia był Krzysztof Mączyński, ale ostatecznie nie zdecydował się na rozwiązanie umowy i przeniesiony do zespołu rezerw. Później jeszcze nie przedłużono umowy z bramkarzem Matusem Putnockym, a Wojciech Golla i Fabian Piasecki zostali sprzedani do, odpowiednio, węgierskiej Puskas Akademii i Rakowa Częstochowa.
"Nasza drużyna potrzebuje nowego otwarcia, stąd decyzja o daleko idących zmianach w kadrze. Chcemy, by zawodnicy, którzy może w poprzednim sezonie stali w drugim szeregu, teraz wzięli na siebie większą odpowiedzialność. Mamy w kadrze wielu młodych piłkarzy, którzy dostaną szansę i będą mogli udowodnić swoje umiejętności" – skomentował zmiany Sztylka.
Z nowych zawodników kibicom w Polsce na pewno najlepiej znany jest Martin Konczkowski, który przez lata bronił barw Piasta Gliwice. Rafał Leszczyński i Michał Rzuchowski grali w pierwszoligowym Chrobrym Głogów, a 17-letni Jakub Lutostański z Jagiellonii Białystok to inwestycja w przyszłość. Są jeszcze Niemiec John Yeboah (MSV Duisburg) i Hiszpan Nahuel Leiva (CD Tenerife), którzy mają wzmocnić siłę ofensywną Śląska.
"Jestem przekonany, że nie tylko Konczkowski, ale także inni nowi gracze wniosą również jakość do drużyny. Wzmocniliśmy kilka pozycji, mamy rywalizację w każdym miejscu na boisku i możemy z optymizmem patrzeć na nadchodzącą rywalizację w ekstraklasie" – ocenił Sztylka.
Takie, a nie inne ruchy kadrowe wynikały w dużej części z sytuacji finansowej. Słaby sezon spowodował, że w kasie Śląska jest mniej pieniędzy, a trzeba np. płacić pensję trzem trenerom. Miasto, jako większościowy właściciel, nie zamierza wspomóc klubu dodatkowymi środkami.
"Naturalnie różnica finansowa między 4. a 15. miejscem w tabeli jest bardzo znacząca i nie ma co ukrywać, że wynik sportowy wpływa również na ten aspekt działalności klubu. Podjęliśmy działania, by i tę sytuację poprawić, możemy tutaj wspomnieć chociażby zmiany w drużynie" - dodał dyrektor sportowy wrocławian.
Wszystko to razem sprawia, że Śląsk jest wielką niewiadomą w przededniu nowego sezonu. Gorzej niż ostatnio być już nie może, bo to oznaczałoby spadek. Włodarze klubu nie chcą składać żadnych deklaracji, ale przyznają, że nowemu zespołowi trudno będzie bić się o najwyższe cele.
"W naszej sytuacji trudno obecnie celować czy oczekiwać konkretnego miejsca w tabeli. Na starcie sezonu wszystkie drużyny mają tyle samo punktów i w każdym meczu będziemy grać o zwycięstwo. Nie oczekujemy od naszej nowej drużyny z miejsca gry o najwyższe cele. Trener i zawodnicy potrzebują czasu, by wszystko zazębiło się tak, jak powinno, niemniej w Śląsku nigdy nie zadowolimy się jedynie grą o utrzymanie" – podsumował Sztylka.(PAP)
Autor: Mariusz Wiśniewski
marw/ pp/