menu

„Selekcjonerskie spojrzenie”. Paweł Janas: Z szacunkiem do legendy. Trener „Kici” to jest od zawsze mega gość

1 stycznia, 12:00 | Paweł Janas

Teraz jestem spokojny, okres młodzieńczy mam już dawno za sobą, ale siedząc na ławce – trudno mi było opanować emocje. Próbowałem je studzić, oczywiście do momentu, kiedy nie było to zabronione, paląc… papierosy. Paliłem dużo w trakcie meczu, i jak chciałem coś krzyknąć zawodnikom, to odkładałem na ławkę. Kiedy wracałem, fajka była już jednak zgaszona, bo zwykle obok siedział Lucjan Brychczy, któremu dym przeszkadzał. Musiałem więc odpalać następnego...

Lucjan Brychczy, legenda Legii
fot. Szymon Starnawski
Mural Lucjana Brychczego na warszawskim Bemowie
fot. Fot. Damian Kujawa/ Polska Press
Flaga Lucjana Brychczego na Żylecie
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Mural Lucjana Brychczego na warszawskim Bemowie
fot. Fot. Damian Kujawa/ Polska Press
Lucjan Brychczy
fot. Szymon Starnawski
20.01.2017 warszawa bemowo graffiti legijne legia mural legia warszawa legionisci lucjan brychczy nz zima snieg zyleta nz fot. szymon starnawski / polska press
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Mural Lucjana Brychczego na warszawskim Bemowie
fot. Fot. Damian Kujawa/ Polska Press
1 / 7

Z „Kicim”, żywą legendą Legii – ba, legendą całego polskiego futbolu – sporo przeżyłem. Najpierw byłem jego zawodnikiem, potem asystentem, a potem on był moim. Tak się życie poukładało... To jest od zawsze mega kulturalny i porządny gość. Nabrałem do niego takiego szacunku – nie tylko ze względu na dokonania z kariery, ale i sposób bycia – że nigdy nie odważyłem się powiedzieć po imieniu. Proponował mi to kilka razy, gościł wraz z żoną u mnie w domu, a ja u niego, ale zdobyłem się jedynie na skrócenie zwrotu „panie trenerze”, do „trenerze”.

Kiedyś kasa w futbolu była znaczenie mniejsza, więc nawet jako pierwszemu trenerowi na zgrupowaniach zdarzało mi się z „Kicim” dzielić pokój. I to także były niepowtarzalne momenty, bo Brychczy miał zwyczaj porannego słuchania radia; z „Sygnałów dnia” przerzucał się na „Lato z radiem”. Robił tak od zawsze, więc trudno, aby przy mnie zmienił przyzwyczajenia. Od 6 rano byłem więc na bieżąco ze wszystkimi wiadomościami, które utrwalałem co godzinę. Z obozu wracałem więc napakowany informacjami.

Musiałem jednak pamiętać, żeby nie za bardzo oddać się słuchaniu radia, bo jeśli nie zdążyłem przed współlokatorem zrobić porannej toalety, miałem jak w banku, że… spóźnię się na śniadanie. Bo trener przykładał do porannej higieny ogromną wagę i gdy już wszedł do łazienki – nie mógł z niej wyjść. A mnie do wyboru pozostało albo ochlapanie się „po łebkach”, albo spóźnienie się na posiłek. Zatem – musiałem być dobrze zorganizowany o poranku i wsłuchiwać się nie tylko w radioodbiornik, ale i w rytm dnia trenera Lucjana.

Piłkarzem, jak już wspomniałem, był genialnym. A jako asystent – mający ogromny autorytet w zespole – był bardzo uczynny. Byłem fair, traktowałem go z szacunkiem, więc w rewanżu zaproponował, że przyniesie zapiski z treningów Jaroslava Vejvody, który zbudował wielką Legię w latach 60-tych. I nawet wskazał, które zajęcia nie przedawniły się, i jakie zdadzą egzamin o danej porze roku. Ja robiłem to samo – w tym sensie, że zapisywałem wszystkie treningi, które odbywałem pod kierunkiem Guya Rouxa w Auxerre. Takie były czasy, nie jeździło się na staże, nie było kursokonferencji. Trzeba było zadbać o notatki, kiedy była taka możliwość...

Swoją drogą, jeśli ktoś potraktował „Kiciego” jak przełożony, bez należnego szacunku, co uczynił jeden z moich poprzedników - to trener Lucjan zamykał się i nie współpracował z takim zaangażowaniem jak ze mną. Nigdy się nie wywyższał, ale znał swoją wartość. I był przyzwyczajony do dobrych manier u młodszych współpracowników, nawet jeśli to on im asystował...

W 2024 życzę przede wszystkim zdrowia! Wszystkim, a legendom w szczególności.