menu

Maciej Wandzel: Bez współpracy z PZPN pewnych rzeczy się nie zrobi. Liczymy, że nastąpi przełom

30 października 2016, 14:02 | Tomasz Biliński

Rozwój akademii piłkarskich i większa rola Polaków w UEFA i FIFA, to część postulatów Ekstraklasy SA na nową kadencję Zbigniewa Bońka jako prezesa PZPN. – Mieliśmy małe kłopoty, ale liczymy na przełom – mówi przewodniczący rady nadzorczej spółki Maciej Wandzel.

Maciej Wandzel jest także jednym z trzech właścicieli Legii Warszawa.
Maciej Wandzel jest także jednym z trzech właścicieli Legii Warszawa.
fot. szymon starnawski / polskapress

Jako szef rady nadzorczej Ekstraklasy SA, czego oczekuje Pan o prezesa PZPN Zbigniewa Bońka podczas nowej kadencji?
Przede wszystkim otwartości we wzajemnych relacjach. Przed wyborami zwykle jest tak, że myśli się taktycznie. Po nich powinniśmy otworzyć się na siebie i swoje poglądy. Dla Ekstraklasy SAsą pewne priorytety. Zależy nam na rozwoju akademii piłkarskich w klubach. Chcielibyśmy pójść drogą Bundesligi, która ma wsparcie niemieckiej federacji. To powinien być wspólnie opracowany projekt, z którym moglibyśmy iść do ministra sportu i wykorzystać do tego publiczne środki. Zarówno ministerstwa jak i samorządów lokalnych. Bez współpracy z PZPN tego się nie zrobi. W tej kwestii mieliśmy trochę kłopotów w przeszłości, ale mam nadzieję, że nastąpi w niej przełom. Bardzo ważnym punktem jest też to, żebyśmy powiększyli reprezentację Polaków w strukturach UEFA i FIFA. Zależy nam, by wyroki polskich organów były uznawane w UEFA, FIFA i CAS. Tak nie jest i bardzo przez to cierpimy. Postulatów mamy więcej, opublikowaliśmy je na stronie Ekstraklasy SA. Chcemy powołać zespół roboczy i punkt po punkcie rozmawiać o programie z PZPN.

Wracając do wyborów, bardziej zaskoczyło Pana opuszczenie sali przez Józefa Wojciechowskiego, czy rozmiary wygranej z nim Zbigniewa Bońka (99:16)?
Znam pana Józefa, wiem, że jest bardzo emocjonalny. Poczuł się dotknięty tym, że większość delegatów nie zgodziło się z nim, co do sposobu głosowania. Zdecydował się to pokazać w wyrazisty sposób. Natomiast odnośnie podziału głosów, to się im nie dziwię. Jeżeli pan Wojciechowski opuścił salę, to część osób, które zapewne chciała na niego głosować, zrezygnowała z tego. Gdyby został, pewnie inaczej by to wyglądało.

Sposób głosowania maszynkami, a nie poprzez wypełnianie kart i wrzucane ich do urny, to rzeczywiście taki duży problem?
To trochę moja wina. Oczywiście żartuję. Cztery lata temu przekonałem większość podczas zjazdu, żeby głosować maszynkami. Uważam, że to bardziej profesjonalne. Oczywiście, skoro opiera się to na systemie elektronicznym, to pojawiają się wątpliwości dotyczące tego, czy procedury bezpieczeństwa i dyskrecji są w stu procentach zachowane. Głęboko wierzę, że tak. Uważam, że trzeba pogodzić się z rozwojem technologicznym i zaakceptować te maszynki. Ale rozumiem też poglądy innych osób. Wszyscy siedzą blisko siebie. Można patrzeć sąsiadowi przez ramię. Za kotarą takiej możliwości by nie było. Ale to są niuanse. Tak naprawdę nie ma to znaczenia. Elektroniczna forma głosowania jest w pełni przyjęta choćby w spółkach giełdowych. Podważanie jej uczciwości wydaje się bezzasadne.