menu

Kulikowski: Latę nagrałem tylko po to, by udowodnić winę Kręciny

28 listopada 2011, 10:45 | Cezary Kowalski/Polska The Times

- Mogłem dogadać się z CBA, wręczyć pieniądze Kręcinie. Pewnie by wziął i poszedł do więzienia - mówi Grzegorz Kulikowski, były działacz PZPN, w rozmowie z Cezarym Kowalskim.

Grzegorz Lato ma za sobą bardzo ciężkie dni
fot. Marek Zakrzewski
Grzegorz Lato nie cieszy się sympatią kibiców
fot. paweł łacheta
1 / 2

Wywołał Pan gigantyczną aferę w PZPN, nagrywając swoich przyjaciół i publikując te nagrania w mediach. Dobrze się Pan z tym czuje?
A jakich przyjaciół? Czy Kręcina to jest mój przyjaciel?

A Lato?
Dobrze, ale w jaki sposób mogłem pokazać, czym się zajmuje Kręcina? Rozmawiałem z Latą i on powiedział, że Kręcina u niego był i proponował, że załatwi coś za coś w sprawie budowy nowej siedziby związku. To był jedyny fragment, w którym Lato występuje. Miałem dylemat: pokazać to czy nie? Tylko w taki sposób, prezentując wypowiedź Laty, mogłem uwiarygodnić te poprzednie nagrania.

Idąc na taką rozmowę, spodziewał się Pan, że tak właśnie będzie wyglądała?
Tak, bo wcześniej zadałem Grzegorzowi pytanie: Grzegorz, mówi się na mieście, że przetarg wygra firma Warbud, ponieważ tam pracuje Widzyk, kolega Kręciny? On mi odpowiedział, że nic o tym nie wie i się w to nie miesza. No to mówię: Weź to sprawdź. Później przyznał, że pytał, i Kręcina mu odpowiedział, że jakby coś, to on od tej firmy załatwi. Grzegorz pyta, ale co załatwi? On palcem pokazuje jedynkę, żeby wiadomo było, o jaką kwotę chodzi. A Grzegorz na to: No co ty?

Za mało?
Nie, nie. Pytał o procenty. "Proponujesz mi tu jedynkę, ale o jaki procent chodzi?". To było pytanie retoryczne.

Nie było tak, że się Lato targował?
Nie, nie. Proszę przeanalizować te stenogramy. Mało tego, Lato przyznaje, że on ich do tej siedziby nie wpuści. Tu jest Grzegorz kryty. Mało tego, był u niego członek zarządu PZPN Stefan Majewski i się pytał, jak ma głosować w sprawie wyboru tej firmy, a Lato mu odpowiedział, że zgodnie z własnym sumieniem.

Czyli chciał Pan udowodnić winy Kręciny, a nie Laty.
Grzegorz w tej kwestii ma tylko grzech zaniechania. Jak zacząłem go o sprawach informować, to nie podjął decyzji o dymisji Kręciny. Powinien powiedzieć: Kolego sekretarzu, musimy się rozstać. Ale nie zarzucam mu korupcji, na miłość boską! Chyba że w innych sprawach, ale ja o nich nie wiem. Jak teraz tym wszystkim zajmuje się prokuratura, to może coś znajdą. Tutaj chciałem pokazać oblicze sekretarza. Jeśli rozmawia ze mną i jest w stanie przyjąć pieniądze, to znaczy, że w innych sprawach może być podobnie. Jak powiedziałem, że za działkę można kasę załatwić, to rozmawiał. Długo. To się zaczęło w końcówce ubiegłego roku. Mówienie o korupcji w PZPN to jest długi i szeroki temat. Nie ma jasnych procedur. Pokazałem patologię tej organizacji.

Sądzi Pan, że coś nie gra w papierach w związku z zakupem tej działki pod siedzibę albo można w dokumentach znaleźć jakieś dowody korupcji?
Nie no, sami nie złożą na siebie doniesienia do prokuratury. Nie przypuszczam. Nawet jeśli Kręcina dogadywał się z tym Widzykiem, to pewnie nie znajdziemy dowodów, spotykali się pewnie w domu i nawet nie ma billingów telefonicznych. Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: to nie są twarde dowody na korupcję. Trudno tu będzie w tych tematach organom ścigania coś znaleźć. Mam jednak nadzieję, że jak pokazałem mechanizm działania na tym przykładzie, to zostaną zbadane też inne tematy. Tak jak z tymi kartami kibica. Sami ogłosili przetarg, mieli spółki giełdowe, które chciały się do tego zabrać, a podpisali umowę z nie wiadomo kim. To strata jakichś trzech milionów złotych. Może to przypadek, a może ktoś był zainteresowany akurat takim wyborem i wziął prowizję?

Czemu tak długo Pan czekał z ujawnieniem tych nagrań?
Chciałem, aby działacze i Grzegorz Lato sami się sprawą zajęli. Pokazałem Grzegorzowi nagrania Kręciny, w których mówi, że chce pieniądze za działkę. Nie pokazałem mu tylko fragmentu z jego nagraniem.

Rozmawialiście od piątku?
Nie. Pewnie Grzegorz był trochę zaskoczony tą sprawą. Lato obrywa rykoszetem. Greń krzyczy: Korupcja! Lato! Bo on go nienawidzi. Moim zdaniem czas jest najwyższy, aby odsunąć od związku sekretarza.

A nie jest tak, że to Pan rywalizuje z Kręciną o wpływy, że Pan chciał prowadzić ze związkiem interesy, a teraz chce wykończyć rywala?
Będą się teraz takie opnie pojawiały i nic dziwnego. Ideologie będą różne dorabiane. W tych strukturach są "sportfajfy", "najki", ludzie dawnych służb specjalnych. Może być różnie. Będą się bronić. Jak Begerowa nagrała tego z PiS, to też się bronili. Nie spodziewałem się, że się przyznają, ale że potrząsnę tym środowiskiem, że niektórym otworzę oczy. Bo tam jest wielu uczciwych ludzi, którzy nawet nie wiedzą, jak to wszystko działa.

Jedno jest jednak zastanawiające. Kręcina, który tyle lat był pod ostrzałem różnych rządów i służb także, byłby tak nieostrożny? Dałby się tak podpuścić w banalny sposób?
Ufał mi. Jestem w tym związku od dziesięciu lat. Myślę, że jednak stracił samokontrolę. Jak się okazało, że przetrwał aferę biletową, a CBŚ umorzyło inne sprawy, doszedł do wniosku, że nic mu się nie może stać. Ma Latę, Lato za wszystko odpowiada, w Latę walą. Proszę zauważyć, jak on tego Grzegorza traktuje. Mówi w tych nagraniach: "Zrzucimy się na Latę po pięć dych. Nie będziemy go rozpieszczać". Czyli ja milion, a on po pięć dych. To co, w innych sprawach Latę lepiej traktuje? Dopóki był w związku Kolator, to trzymał nad nim pieczę, pilnował. Nie było takiej sytuacji, że Kręcina mógł sam negocjować wszystkie umowy i stawki. Przez te dwa lata rządów Grzegorza poczuł się pewnie. A tak naprawdę to ja mogłem zrobić inną rzecz. Dogadać się z CBA. Wziąć pieniądze, wręczyć je Kręcinie. Pewnie by wziął i zamknęliby go do więzienia, ale moim celem nie było wtrącanie ludzi za kraty.

Sportowa szkoła Władysława Żmudy, której jest Pan twórcą, wynajmuje autokary PZPN. Jakieś interesy jednak Pana wiążą z PZPN. To może podważać Pana argumenty.
Owszem. Fundacja podpisała umowę na udostępnianie autokarów. Nowiutkich, aż miło popatrzeć. Stawki niższe niż rynkowe. Zapewniam usługę w najwyższym standardzie. Nie jak kiedyś Ryszka i Wawrzecki, którzy wybierali autokary od swoich zaprzyjaźnionych firm. To jest fundacja. Szkolenie dzieci, wszystkie pieniądze idą na cele statutowe. Jedyny sposób wyprowadzenia pieniędzy to wysokie pensje. Ale ja i Władek Żmuda pracujemy społecznie. To gdzie to wyprowadzanie? Mało tego, dokładam własne. I jeszcze wozimy dzieci z małych klubów na różne turnieje za darmo. A jak Sindbad jeździ za grube pieniądze, promuje swoją markę, swój znak, to jest OK. Bo to jest kolega Hańderka.

Na czym ten szantaż polegał, o którym mówi Kręcina?
Powiedziałem mu: Zdzisiu, pracowałeś w tym związku bardzo długo, narobiłeś sporo bałaganu. Mam dla ciebie propozycję: podaj się do dymisji. Niech Grzegorz ten związek naprawia. Padewski, Potok, Antkowiak, są trochę lepsi ludzie od tych otaczających prezesa obecnie, może wziąć Listkiewicza do spraw zagranicznych. Ale Zdzisiu nikogo nie chciał dopuścić, bo wtedy nie mógłby kierować Grzegorzem. Dałem mu taką szansę. Pewnie to uznał za szantaż. Grzegorz mi mówił: Zostaw temat, jak wrócimy z Korei, pomyślimy. Później się to przesunęło raz i drugi, i trzeci.

Podobno wszystko zepsuło się podczas pamiętnego wyjazdu do RPA w 2009 r.?
Tak. Kręciny miało nie być. Lato miał wziąć kuratora Wojcieszaka do zarządu prawnego. Do audytu finansowego zdolną dziewczynę z firmy zewnętrznej, chciał Romana Kołtonia do stworzenia biura prasowego. Wszystko miało mieć ręce i nogi. Jak wrócił z tego RPA, to się ze wszystkiego wycofał. Wszystkie tematy przyblokował Zdzisiek. To jest człowiek inteligentny, mający bardzo szerokie znajomości, wiedzący, jak trzymać ludzi w garści. Rozdaje drobne geszefciki, każdy się go boi.

Jakoś trudno uwierzyć, że Kręcina to całe zło polskiej piłki...
Nie całej polskiej piłki. Ale kto tak naprawdę zarządza PZPN? Wszystkie decyzje on podejmuje. Nie trzymałbym takich ludzi jak Rola-Wawrzecki i kilku innych, bo oni nabrali złych nawyków. No, kiedy Wawrzecki był trzeźwy?

Działacze, jak świat światem, pili i pić będą. Pan nie pije?
Nie piję. Dla mnie jest to wada, jak jest mecz oficjalny, a prominentny działacz nie jest w stanie w drzwi trafić. Jadą na mecz, mieszkają w drogich hotelach, a potem rozpoczynasz mecz, to nie ma hymnu albo odpowiedniej piłki, jak pada śnieg. To przepraszam, co to jest za pracownik?

Nie miał Pan oporów moralnych? Jednak jest Pan w tym PZPN od lat...
Poświęciłem czas i pieniądze, aby Lato został prezesem PZPN. Miały być zmiany. Poważnie na nie liczyłem. I w tym kierunku to szło. Grzegorz spotykał się z Pauliną Kurzajewską, Tomkiem Rachwałem, Romkiem Kołtoniem, Zbyszkiem Bońkiem, który miał być wiceprezesem. Uważałem, że gdy będą tego typu ludzie, to Grzegorz może być taką czapką. Król strzelców, wielka postać polskiej piłki. Jak Jan Krzysztof Bielecki pójdzie na te salony piłkarskie, to go pewnie Beckenbauer nie pozna. Jednak Zdzisiek nie mógł Grzegorzowi na to pozwolić, bo straciłby władzę i pieniądze. Moje nadzieje upadły. Nie miałem na tyle argumentów, aby cokolwiek zrobić. Przez dwa lata analizowałem wszystkie uchwały, patrzyłem na to, co można byłoby zrobić lepiej. Jakie popełniali elementarne błędy.

W jaki sposób stał się Pan w PZPN osobą tak znaczącą?
Nie jestem osobą znaczącą. Kiedy władzę obejmował Listkiewicz, znajomy skontaktował mnie z prezesem, który miał problemy, związek stał słabo finansowo. Powiedziałem, że mam samochody, dam wam pięć do obsługi biura, a wy mi za to bilety na mecze, jakieś wyjazdy z kadrą. Umowa barterowa. W pewnym momencie miał problemy w piłkarstwie kobiecym i na rok to wziąłem, byłem szefem piłkarstwa kobiecego. Później zaangażowałem się po stronie Grzegorza. Miałem spory udział w jego sukcesie.

Finansowy?
Zorganizowałem mu kurs marketingu i zarządzania, kurs wypowiedzi do mediów, szkolenia.

Marnie to wyszło.
Bo po czterech tygodniach zrezygnował. Na bank kolega Zdzisiu powiedział: Panowie, co on tu pierdzieli, my ci, Grzesiu, wszystko tu pozałatwiamy. Nie będziesz musiał z mediami w ogóle gadać.

Dzwonił do Pana Kręcina?
Nie. Pewnie się boi, bo jest teraz na podsłuchu.

To jest jego koniec w PZPN?
Niekoniecznie. Naturalnie to nie powinien mieć szans, ale znając PZPN, może być różnie. Ja jestem przekonany, że działam w słusznej sprawie. Będą ze mnie chcieli zrobić kretyna, który nagrywa ludzi, ale jestem przekonany, że jeśli sprawa, którą ujawniłem, nie zadziała i nie będzie zmian w PZPN, to już nigdy nie będzie. To była ostatnia szansa. Nie mam nic do stracenia. Najwyżej nie dadzą mi biletów na mecze. Sam sobie kupię. Lacie i tak nie zaszkodzę, bo wątpię, aby został wybrany na następną kadencję. Teraz się nikt nie wychyla, bo za wiele jest profitów do stracenia przed Euro.

W jaki sposób Pan ich nagrywał?
Miałem dyktafon w zegarku.

Cały wywiad w dzienniku Polska The Times


Polecamy