menu

„A więc wojna, Panowie!” – prawa Karla von Clausewitza zawsze aktualne

19 grudnia 2023, 16:55 | Dawid Foltyniewicz

„Wojna jest zbyt poważną rzeczą, by powierzyć ją wojskowym” – powiedział Georges Clemenceau, były premier Francji. Można sparafrazować to powiedzenie: „Tworzenie kanału telewizyjnego to zbyt poważna rzecz, aby powierzyć ją dziennikarzom”.


fot.

A teraz, drogie dzieci, usiądźcie tu wokół, wujek Dawid opowie Wam bajeczkę. W Rurytanii, pięknym kraju europejskim, spotkali się czterej wybitni wojskowi i zdecydowali się założyć własną armię.

Nazwali ją Armia „S”. Dwaj generałowie przyszli z Akademii Sztabu Generalnego, a dwaj przybyli prosto z poligonu. Ze względu na czytelność bajeczki, będę robił pewne uproszczenia – nazwijmy ich generał Patton, generał Kościuszko, generał Wieniawa i marszałek Rommel. Nastały ciekawe czasy, Armia „S” dynamicznie się rozwijała, potencjalni wrogowie pochowali się lub uciekli. A wiadomo, że jak zbrojeniówka, to i wielki kapitał walił drzwiami i oknami. Życie biegło pięknie.

Marszałek Rommel był najmłodszy i miał jeszcze bardzo dużo energii. Pewnego dnia wyruszył swoim czołgiem na pustynię i jechał chłopina przed siebie coraz dalej i dalej. Można powiedzieć, że wszedł w piach jak ostry nóż w masło. Ale nagle zaczęły się kłopoty, nasz drogi marszałek zorientował się, że zabrakło mu paliwa i wody. Patrzy za siebie, a tam nikogo nie ma. Jak w Kubusiu Puchatku, im bardziej się ogląda, tym bardziej nikogo nie ma.

Zmartwił się nasz marszałek okrutnie, poprosił pozostałych wspólników o pomoc, ale okazało się, że generałowie Kościuszko i Patton pojechali na grzyby. Natomiast generał Wieniawa ma już swoje lata, musi troszkę odsapnąć i przemyśleć całą sprawę. Owszem, lubi ciepło, ale raczej w cieniu pod palmą, a nie na pustyni.

I tu przypomina mi się obraz Michała Tomaszka: dwaj Krzyżacy stoją na Grunwaldzie i patrzą, jak u stóp wzgórza trwa regularna bitwa. Jeden do drugiego mówi: „Chyba zaczęli bez nas…” (w wyszukiwarce proszę wpisać: „Tomaszek, chyba zaczęli bez nas”).

Teraz nasz odważny Rommel naprawdę się zdenerwował, stwierdził, że ma już dosyć tej wojaczki i woli się zwrócić do miłującego pokój ludu pracującego miast i wsi. Tak jak Koziołek Matołek zawinął swoje pancerne sprzęty w tobołek i ruszył w świat, szukając lepszego życia. Nawet brodę zapuścił (w wyszukiwarce proszę wpisać: „Matołek”).

Na początek wraca do swojej Armii „W”, którą założył wiele lat temu. Można podziwiać, ile włożył w nią pracy i pomyślunku, to było coś nowego na trochę zgnuśniałym już rynku zbrojeniowym. Jednak z nadmiaru innych obowiązków troszkę ją zaniedbał i okazało się, że w międzyczasie odeszło kilku zdolnych oficerów, którzy założyli swoje malutkie organizacje militarne, a niektórzy poszli do partyzantki.

Jeżeli chodzi o partyzantkę, to trzeba koniecznie wspomnieć o niezależnym Związku Bojowym „M”. Okazało się, że ta organizacja powoli, ale dobrze się rozwija – eleganckie mundury, ogólna kultura i wysoki poziom merytoryczny. Trochę jak Armia Ludowa na Ziemi Kieleckiej.

Otóż Związek Bojowy „M” kieruje się zdrowym rozsądkiem i rachunkiem ekonomicznym. Dowództwo doszło do wniosku, że jest im dobrze i nie chcą już wychodzić z lasu. Okoliczna ludność jest przychylna, nie da im umrzeć z głodu. Ostatnio był też gajowy, podobało mu się i obiecał, że z lasu ich nie wyrzuci.

Wracając do marszałka Rommla, jako człowiek czynu i ciężkiej pracy zdecydował się założyć Armię „Z” i ogłosił nabór najemników. Okazało się, że tłumy z całego świata chcą pracować w nowej organizacji i trzeba przeprowadzić casting. Plany Armii „Z” są wielkie, ale może pojawić się problem z utrzymaniem całej struktury. Drogie dzieciaczki, jesteście jeszcze małe, ale Wasi rodzice na pewno zrozumieją powiedzenie: „Nie sztuka wypić, sztuka utrzymać”.

Pewnie jesteście ciekawi, co się dzieje w Armii „S”. Generałowie Kościuszko i Patton wrócili z grzybów, a generał Wieniawa spod palmy i zaczęli się zastanawiać, co zrobić bez broni pancernej. Po kilku dniach wpadli na odważny pomysł: wypuszczamy husarię. Zrobiło się zamieszanie w rurytańskich mediach, ale okazało się, że Armia „S” całkiem nieźle funkcjonuje bez broni pancernej. Zaczynają się rozglądać za innym uzbrojeniem, w tym za sztuczną inteligencją.

Zbliżamy się do końca bajeczki. Zapomniałem o jeszcze jednej ważnej organizacji zbrojnej, to tzw. Leśne Dziadki – niby takie nieporadne i zniedołężniałe, ale zawsze mogą podstawić nogę i kopnąć w kostkę.

I tak, drogie dzieci, dobrnęliśmy do końca. Cieszę się, że Wam się bajeczka podobała.