menu

Legia mistrzem na kanapie - podsumowanie 35. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

25 maja 2014, 21:36 | Jakub Królak

Piłkarze Legii, którzy oglądali spotkanie Lecha z Pogonią, pewnie nie spodziewali się, że wiadomość o tytule mistrzowskim zastanie ich na kanapie przed telewizorem. Tak się jednak stało, bowiem Lech stracił punkty z Pogonią i przesądził o drugim z rzędu tytule dla warszawian. Żadnej niespodzianki nie było na dole - Widzew i Zagłębie przegrały swoje mecze i w beznadziejnym stylu spadły z ligi. Co jeszcze działo się na ligowych boiskach? Zapraszamy na podsumowanie T-Mobile Ekstraklasy.

Fatalne Zagłębie, jeszcze gorszy Widzew

O zachowanie iluzorycznych szans na pozostanie w Ekstraklasie walczył w czwartkowy wieczór łódzki Widzew. Jednak w meczu absolutnie ostatniej szansy podopieczni Artura Skowronka skompromitowali się, przegrywając z Podbeskidziem aż 0:3 i w fatalnym stylu pożegnali się z ekstraklasą. Jeżeli po meczu o takiej wadze trener przegranej drużyny mówi, jego drużyna nie zagrała jak o życie, to w ten sposób dopełnia się obraz beznadziei, jaka panuje w łódzkim zespole. Trzeba jednak zaznaczyć, że na takim obrót spraw pracowali przez cały sezon zarówno działacze i trenerzy, jak również piłkarze. Organizacyjny bałagan, fatalne w skutkach roszady szkoleniowców i piłkarze w większości prezentujący poziom co najwyżej I. ligi to gotowa recepta na sportową katastrofę. Można jedynie mieć nadzieję, że tak zasłużony dla całej polskiej piłki klub nie będzie tułał się po niższych ligach, a możliwie szybko powróci do elity.

Swoją ostatnią szansę na pozostanie w Ekstraklasie zmarnowało też Zagłębie, które w słabym stylu przegrało z Piastem i opuściło szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej. Podobnie jak Widzewowi, spadek Miedziowym po prostu się należał, patrząc na to, jak prezentowali się w ciągu całego sezonu. Choć finansowo i organizacyjnie Zagłębie to zupełnie inny poziom niż zespół z Łodzi, podopieczni Piotra Stokowca podzielili jego los i w przyszłym sezonie będą walczyli o powrót do Ekstraklasy. Widoki na przyszłość są z pewnością nie najgorsze – wiadomo już, że sponsor nie odwróci się od zespołu, można się więc spodziewać, że w Lubinie uda się zachować przyzwoitą drużynę, a oczyszczenie ekipy ze słabych, przepłacanych graczy w dalszej perspektywie może wyjść Miedziowym na dobre.

Wisła bez gardy, Pogoń postrachem Lecha

Stawką sobotniego pojedynku Wisły z Górnikiem były, przynajmniej dla Białej Gwiazdy, europejskie puchary. Mimo braku licencji na występ w Europie, wiślacy nadal liczą na to, że ich odwołanie w tej sprawie zostanie rozpatrzone pozytywnie. By jednak miało to jakiekolwiek znaczenie, trzeba zająć trzecie miejsce w tabeli. Wisła tymczasem, choć rozegrała dobry mecz, poległa z zabrzanami i w tej chwili od Ligi Europy jest dalej niż bliżej. Pewnie inne nastroje panowałyby w Krakowie, gdyby Franciszek Smuda był w stanie sklecić w miarę szczelną obronę. Bez Głowackiego, Bunozy i Jovanovicia defensywa krakowian jest tak dziurawa, że nawet Adam Danch, który w swoich 125 dotychczasowych występach w Ekstraklasie zdobył zaledwie cztery bramki, dwukrotnie pokonał Michała Miśkiewicza. Obrona, która jeszcze niedawno była najsilniejszą stroną Wisły, teraz stała się jej piętą achillesową. Dość powiedzieć, że w pięciu meczach rundy finałowej krakowianie stracili trzynaście bramek (średnia 2,6 na mecz), natomiast w całej rundzie zasadniczej dali się zaskoczyć 30 razy (1 gol na spotkanie). Gdyby nie plaga kontuzji w obronie, Biała Gwiazda przy swojej wciąż silnej ofensywie byłaby w tabeli z pewnością wyżej, choć w walce o puchary nadal się liczy.

Mecz Cracovii z Koroną równie dobrze mógłby się nie odbyć i zapewne nikt specjalnie by tego nie żałował. W meczu dwóch drużyn, które utrzymanie miały już praktycznie zapewnione, zabrakło i większego zaangażowania, i większych emocji. Ciężko zresztą było się spodziewać wielkiego meczu, skoro spotkały się dwa zespoły, które znajdują się tuż nad strefą spadkową. Większy niedosyt po tym meczu miał z pewnością Mirosław Hajdo, któremu nie udało się odnieść zwycięstwa w debiucie na własnym stadionie. Ze swojego początku pracy z Pasami może być jednak umiarkowanie zadowolony – zapewnione utrzymanie i cztery punkty w dwóch meczach to niezły prognostyk przed dalszą pracą.

Kiedy na boisku spotyka się dwóch najlepszych snajperów ligi, którzy razem zdobyli w tym sezonie 41 goli, można się spodziewać, że bramek nie zabraknie. Jednak ani Teodorczyk z Lecha, ani Robak z Pogoni nie był w stanie wpisać się na listę strzelców i pojedynek tych dwóch zespołów zakończył się bezbramkowym remisem. Zamiast napastników w roli głównej wystąpili dwaj bramkarze – Kotorowski i Janukiewicz bronili jak natchnieni i tylko dzięki nim kibice nie obejrzeli bramek.
Pogoń to w tym sezonie prawdziwy koszmar Lecha – Portowcy dwukrotnie pokonali Kolejorza, raz z nim zremisowali, a stosunek bramek w tych pojedynkach to 8:1 na korzyść szczecinian. Dzięki stracie punktów Lecha, na mistrza już w sobotę można było koronować Legię, która tym samym obroniła wywalczony przed rokiem tytuł jeszcze przed swoim meczem.

Święto Legii popsute, Lechia dalej od pucharów

Miało być efektowne zwycięstwo i przypieczętowanie tytułu, była pierwsza porażka Henninga Berga i popsute święto. Ruch zasłużenie pokonał nowo mianowanego mistrza Polski 2:1, choć warszawianom w jednej sytuacji należała się jedenastka. Nie zmienia to faktu, że mistrzowi kraju takich meczów przegrywać nie wypada, szczególnie, że na trybunach zasiadł komplet publiczności, który fantastycznie dopingował piłkarzy. Powody do dumy mają za to zawodnicy Ruchu, którzy umocnili się na trzecim miejscu. Jeśli ich wniosek o przyznanie licencji na europejskie puchary zostanie rozpatrzony pozytywnie, jest wielce prawdopodobne, że to właśnie Niebiescy będą reprezentowali Polskę na międzynarodowej arenie, choć walka o trzecie miejsce będzie trwała pewnie do samego końca rozgrywek.

Pewne utrzymania Śląsk i Jagiellonia spotkały się w Białystoku, by walczyć o dziewiąte miejsce w tabeli. Umiarkowanie wysoka stawka nie zmotywowała piłkarzy do tego, by w wysokiej temperaturze wznieść się na przyzwoity poziom. W lekko wakacyjnym meczu lepszy był Śląsk, który po bramkach Stevanovicia, Flavio Paixao i Dudu wygrał 3:0. Pod wodzą Tadeusza Pawłowskiego wrocławianie wyraźnie odżyli i w ostatnich tygodniach prezentują naprawdę niezłą formę: w pięciu meczach rundy finałowej zgromadzili 11 punktów i choć nie rzucili na kolana skutecznością (tylko 5 goli), to pokazali, że w grze defensywnej zrobili ogromny postęp, bowiem żaden z pięciu dotychczasowych rywali nie potrafił strzelić im gola. Duża w tym zasługa Mariana Kelemena, który w ostatnich tygodniach prezentuje wyborną formę. Szkoda, że słowacki golkiper najprawdopodobniej opuści ekipę z Wrocławia, bowiem jego pensja, choć zasłużona, jest zdecydowanie zbyt wysoka jak na budżet Śląska.

W obliczu sensacyjnego zwycięstwa Ruchu Lechia musiała pokonać Zawiszę, by myśleć o wyprzedzeniu Niebieskich i zajęciu miejsca na podium, dającego europejskie puchary na sto procent. W obliczu decyzji komisji licencyjnej jest bowiem możliwe, że na międzynarodowej arenie będzie nas reprezentowała nawet… siódma drużyna w tabeli. Na drodze sportowej Lechia oddaliła się od celu, gdyż z bydgoszczanami podzieliła się punktami po bezbramkowym remisie. Piłkarze z Gdańska mają już pięć punktów straty do Niebieskich i jeśli komisja zlituje się nad ekipą z Chorzowa, podopiecznych Ricardo Moniza w Europie możemy się nie doczekać. Walka może być jeszcze ciekawa, bowiem Ruch zagra z Lechem i Pogonią, zaś Lechia z Wisłą i Górnikiem. Wszystko w tych meczach może się jeszcze zmienić.


Wyniki 35. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

  • Jagiellonia Białystok 0:3 Śląsk Wrocław
  • Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:0 Widzew Łódź
  • Cracovia 1:1 Korona Kielce
  • Piast Gliwice 2:0 Zagłębie Lubin
  • Wisła Kraków 2:3 Górnik Zabrze
  • Lech Poznań 0:0 Pogoń Szczecin
  • Legia Warszawa 1:2 Ruch Chorzów
  • Zawisza Bydgoszcz 0:0 Lechia Gdańsk

Statystyki 35. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

  • Liczba goli – 18
  • Średnia goli na mecz – 2,25
  • Zwycięstwa gospodarzy – 2
  • Remisy – 3
  • Zwycięstwa gości – 3
  • Żółte/czerwone kartki – 17/1
  • Liczba widzów – ok. 85 tys.
  • Średnia frekwencja – ok. 10,6 tys.

Polecamy