Liverpool - Manchester City LIVE! Kolejna bitwa o Anglię
W niedzielne popołudnie piłkarska Anglia wstrzyma oddech. Pojedynek pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City będzie kluczowym spotkaniem dla układu tabeli i zadecyduje o rozstawieniu tuż przed samym finiszem ligi.
fot. AndyNugent (WC)
Liverpool, mimo że jest liderem z 4 punktami przewagi, to ma aż 2 mecze więcej rozegrane od City i powinien wygrać, aby móc liczyć tylko na siebie. W tle tej rozgrywki znajdują się gracze Chelsea, którzy czekają na potknięcie jednego, albo najlepiej obu zespołów.
Gospodarze są rewelacją tegorocznych rozgrywek. Brzmi to dość dziwnie, gdyż „The Reds” są jedną z najbardziej utytułowanych ekip na Wyspach. Ostatni tytuł wywalczyli jednak w 1990 roku, więc wielu ich kibiców nawet nie pamięta tych chwil. Postawa Liverpoolu w ostatnich sezonach to ciągłe wbijanie gwoździ w serca fanów z Anfield Road, ale po latach wracają na topowe pozycje w lidze. Gracze „The Citizens” w ostatnim czasie są bardziej zaprawieni w bojach o czołowe lokaty w Premiership. Od dziesiątek lat będąc w cieniu swego największego lokalnego rywala, za sprawą wielkich pieniędzy arabskich szejków, w końcu dołączyli skutecznie do czołówki ligi.
Liverpool może się pochwalić dziewięcioma kolejnymi zwycięstwami w lidze. Na fantastyczną serię podopiecznych Brendana Rogersa składają się między innymi wygrane z Arsenalem, Manchesterem United i Tottenhamem. Kibice „The Reds” nie mają wątpliwości, że ich pupile mają szansę przedłużyć tę świetną passę. Szczególnie, że na własnym boisku stracili zaledwie dwa punkty, a ich goście na wyjazdach ponieśli 4 z 5 swoich porażek. Forma „Obywateli” też jednak musi budzić szacunek, gdyż w ostatnich 5 spotkaniach, wygrali 4 i jeden mecz zremisowali.
Obie drużyny w niedzielę będą mogły zagrać w najsilniejszych składach. Największy znak zapytania stoi przed występem Sergio Aguero, ale Argentyńczyk trenował przez cały tydzień i wydaję się, że w najgorszym razie usiądzie na ławce rezerwowych i będzie gotowy do wejścia na boisko w późniejszej fazie meczu, aby przechylić szalę na korzyść gości. Jeśli jednak wyszedłby w pierwszym składzie będziemy świadkami kapitalnego pojedynku napastników z Ameryki Południowej. Suarez kontra Aguero, wsparci Sturridgem i Silvą - tam muszą być iskry.
Ewentualny pożar w szeregach swoich zespołów gasić będą najlepsi pomocnicy ligi. Steven Gerrard i Yaya Toure, to wyznaczniki spokoju, opanowania, a czasem, gdy trzeba nutki szaleństwa. Gerrard nie zawodzi wtedy, gdy trzeba ustawić piłkę na 11. metrze. Toure jest najlepszym strzelcem swojego zespołu, nikt się nie spodziewał, że to właśnie on będzie najlepiej zastępował często kontuzjowanego w tym sezonie Aguero.
Mecz rozpocznie się o nietypowej godzinie - 14 37. Ma to związek z upamiętnianą w tym tygodniu na angielskich boiskach tragedią sprzed 25 lat. 15 kwietnia 1989 roku na Hillsborough Stadium w Sheffield rozgrywany był finał Pucharu Anglii. Liverpool grał przeciwko Nottingham Forest. Na trybunach zapanował tak olbrzymi ścisk, że zawaliła się bariera oddzielająca trybuny od boiska. W wyniku zadeptania lub zaduszenia śmierć poniosło aż 96 fanów Liverpoolu. Na 7 minut opóźnienia składa się symboliczna liczba 6. Po tylu minutach przerwano mecz na Hillsborough. Do tego dodatkowa minuta ciszy.
Jednego możemy być pewni. Na murawie Anfield Road nikt nie odstawi nogi, to będzie prawdziwa bitwa o Anglię. Trudno wskazać faworyta. Obie armie mają swoje mocne strony, jak i te słabsze i wiele będzie zależało od dowódców, czy będą potrafili swoim żołnierzom wskazać czułe punkty ich rywali. - Mamy armię niesamowitych kibiców. Mamy zespół, który jest pewny siebie i wierzy, że może pokonać każdego. W tym sezonie zdobyliśmy na Anfield olbrzymią liczbę punktów i to się nie zmieni. Chcemy, żeby tak było do końca sezonu - to słowa managera gospodarzy, który również w militarnym tonie opisuje, że przewaga własnego obiektu leży po stronie „The Reds”.
Nam pozostaje wygodnie rozsiąść się w fotelach i rozkoszować się wielką grą i wierzyć, że zawodnicy dostosują swoją grę do słów byłego managera Liverpoolu. Legendarny Bill Shankly mówił: If you are first, you are first. If you are second, you are nothing. Chyba nikomu nie musimy tłumaczyć tych słów.