menu

Ekstraklasa. Starym prawem ekstraklasy Wisła Płock musiała wygrać. I wygrała 3:2, kończąc mecz z Cracovią w dziewiątkę

2 marca 2019, 22:27 | Kaja Krasnodębska

Ten mecz miał wszystko: emocje, rzut karny, nieuznaną bramkę, dwie czerwone kartki oraz cztery gole. Dwie przerwane serie: Wisły ośmiu meczów bez wygranej i siedmiu zwycięstw Cracovii. Po szalonej drugiej połowie, kończąc mecz w dziewiątkę przedostatni w tabeli płocczanie pokonali 3:2 walczących o ósemkę rywali.


fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press

Porażki kolejno ze słabo dysponowanymi Legią Warszawa, Jagiellonią Białystok oraz Miedzią Legnica. Zero punktów zdobytych w 2019 roku i spadek na przedostatnie miejsce w tabeli. Dwa zwycięstwa Zagłębia Sosnowiec, zbliżające się samo dno Lotto Ekstraklasy. Pauza za kartki podstawowych zawodników - Igora Łasickiego czy najskuteczniejszego do tej pory Ricardinho. Do tego niewielkie wsparcie z trybun - późna pora, niska temperatura i El Clasico w telewizji nie zachęcało do pojawienia się na trybunach. Nic, dosłownie nic nie przemawiało tego dnia na korzyść Wisły Płock.

Więc starym prawem ekstraklasy, ta sama Wisła Płock musiała tego dnia wygrać. Zwłaszcza, że odwiedzała ją błyszcząca Cracovia. Goście, niesieni pewnymi zwycięstwami z ekipami z samej czołówki - Legią Warszawa oraz Jagiellonią Białystok, teraz nie wyobrażali sobie innego wyniku jak kolejna wygrana. Ta na Mazowszu pozwoliłaby im przejść do historii rozgrywek: jeszcze nikt w historii nie wygrał ośmiu spotkań z rzędu. A przed taką możliwością stali właśnie podopieczni Michała Probierza.

Osłabieni nieobecnością Javi Hernandeza czy Marcina Budziński nie powinni jednak szukać wymówek sobotniej porażki. Bo od Wisły w pierwszej połowie byli po prostu słabsi. Choć posiadanie piłki utrzymywało się mniej więcej po równo, to w ilości sytuacji i samych strzałów przodowali gospodarze. Zasłużenie więc prowadzili do przerwy 1:0. Jedyną bramkę zdobył Grzegorz Kuświk, dla którego było to pierwsze trafienie po powrocie do Lotto Ekstraklasy. Jeszcze jesienią reprezentował barwy Stali Mielec, teraz wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie Wisły.

Napastnik wykorzystał podanie od Nico Vareli, by uderzyć z okolic 15. metra. Po raz kolejny pokazał, że ma patent na Cracovię. To jej bowiem strzelił swoją poprzednią bramkę w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej. Choć miał kolejne sytuacje, nie zdołał już dołożyć kolejnego trafienia. Swojej debiutanckiej bramki nie zdobył także Justinas Marazas, mimo że zarówno przed przerwą, jak i po niej miał ku temu najlepsze sytuacje. W bramce dobrze spisywał się Michal Pesković, który konsekwentnie hamował ataki skrzydłami.

Nie podołał jednak efektownemu uderzeniu Ariela Borysiuka. Wypożyczony z Lechii pomocnik mocno uderzył z dystansu w samo okienko. Golkiper Cracovii był bez szans i już wydawało się, że Wisła przełamie swoją fatalną passę, w teoretycznie najtrudniejszym meczu notując wygraną.

Najgorsze dla podopiecznych Kibu Vicuny miało dopiero nadejść. Pasy długo nie miały żadnej sytuacji, aż w końcu z "pomocą" przyszedł im Adam Dźwigała. Stoper Wisły sfaulował w polu karnym wpuszczonego na boisko po przerwie Filipa Piszczka, a prowadzący to spotkanie Bartosz Frankowski bez wahania pokazał czerwoną kartkę oraz jedenastkę. Były napastnik Sandecji po raz pierwszy w 2019 roku dostał więcej niż minutę na murawie i już okazał się kluczowym zawodnikiem dla przebiegu tych zawodów. Nie on wykonywał jednak jedenastkę, a Airam Cabrera. Hiszpan pewnie pokonał Thomasa Daehne i pozwolił Cracovii wrócić do gry.

Piszczek nie powiedział tego dnia jeszcze ostatniego słowa. Dotychczas w barwach Cracovii zdobył zaledwie jedną bramkę, teraz niespełna 24-letni napastnik dołożył drugie trafienie. Z pełnego biegu uderzył po dośrodkowaniu Michala Siplaka, nie pozwalając Niemcowi na interwencję. Ten we wcześniejszych sytuacjach spisywał się całkiem nieźle, poradził sobie m.in. ze strzałem Damiana Dąbrowskiego.

Po przerwie ten mecz bardzo się zresztą otworzył i obaj bramkarze mieli ręce pełne roboty. Marazas i wpuszczony w jego miejsce Jakub Łukowski co chwilę atakowali Cracovię z prawego skrzydła, swoje sytuacje miał także Oskar Zawada. Najbliżej zdobycia bramki był debiutujący w Polsce Alen Stevanović. Jego trafienie nie zostało jednak uznane po konsultacji z systemem VAR.

Rzut karny, czerwona kartka, nieuznany gol - to było za wiele nawet dla Cezarego Stefańczyka, który został ukarany za dyskusje z sędzią czerwoną kartkę. Nafciarze musieli kończyć ten mecz w dziewiątkę. Ale nie zamierzali się poddawać. W ostatniej minucie Zawada wywalczył rzut karny w starciu z Siplakiem. Do piłki podszedł kapitan, Furman i ustalił końcowy wynik na 3:2

Tym samym przerwał dwie serie: tę Wisły trzech porażek z rzędu i ośmiu meczów bez wygranej oraz Cracovii siedmiu ligowych zwycięstw. Stara zasada ekstraklasy ponownie się sprawdziła i podopieczni Kibu Vicuny mieli tego wieczoru wszelkie powody do dumy. Również Dźwigała i Stefańczyk, którzy nerwową końcówkę oglądali już w szatni.


Polecamy