Ekstraklasa. Górnik Łęczna uciekł z ostatniego miejsca. "Słoniki" znów przegrały
Ekstraklasa. W meczu 19. kolejki Ekstraklasy Górnik Łęczna pokonał na stadionie w Lublinie Bruk-Bet Termalicę Nieciecza 3:0. Było to dopiero czwarte zwycięstwo łęcznian w tym sezonie. "Słoniki" przegrały siódmy mecz, drugi z rzędu.
Sobota z LOTTO Ekstraklasą rozpoczęła się w Lublinie. Tutaj ostatni w tabeli Górnik Łęczna podejmował plasujący się aktualnie na najniższym stopniu podium Bruk-Bet. Szczerze mówiąc, spotkanie nie zapowiadało się porywająco, więc nic dziwnego, że frekwencja na trybunach nie należała do najwyższych w sezonie. Do tego niska temperatura i padający deszcz - na Arenie Lublin zjawili się tylko najwierniejsi fani.
Nie mogło to jednak ująć ambicji zawodnikom. Zarówno gospodarze, jak i Słoniki bardzo potrzebowali tych trzech punktów. Zielono-Czarni, żeby odbić się od dna, zaś gościom marzyło się pozostanie na podium. Zwłaszcza, że rywale nie spali - Legia oraz Lech ostrzyły sobie zęby na 3. miejsce przed zimową przerwą.
Obaj szkoleniowcy dokonali kilku zmian w składzie względem poprzedniego tygodnia. Wszak ubiegły weekend nie należał do najszczęśliwszych dla żadnej ze stron. Czy roszady przyniosły zmianę w boiskowej postawie? Szczerze mówiąc tym razem Ekstraklasa nie zaskoczyła. Miało być nudno i rzeczywiście na początku tak właśnie było. Biorąc pod uwagę siąpiący deszcz, golkiperzy obydwu drużyn mogli zmarznąć. Ba, nie tylko bramkarze, ale i stoperzy. Większość czasu piłka spędziła bowiem w środku pola, nie zagłębiając sie pod żadne z pól karnych.
W miarę upływu czasu do głosu zaczęli dochodzić goście, którzy coraz więcej czasu spędzali na połowie przeciwnika. Patrik Misak do spółki z Vlastimirem Jovanoviciem starali się zagrozić bramce Zielono-Czarnych. Nic jednak z tego - Aleksander Komor, Gerson świetnie prezentowali się na stoperze, a Leandro z Pawłem Sasinem dzielnie wspierali ich po bokach. W wyniku tego przerwa zastała w Lublinie zasłużone 0-0.
Początek drugiej połowy nie wskazywał jakoby miało się to zmienić. Pierwsze minuty wyglądały nieco ospale. Nieuznane trafienie Słoników - arbiter słusznie dopatrzył się pozycji spalonej Patrika Misaka. I dalej konstruowane powolnie akcje. Na Arenie Lublin atmosfera jawiła się niezwykle melancholijnie...
I wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się chyba nikt. Największy koneserzy polskiej piłki złapali się za głowy, zaskoczeni byli wszyscy - poczynając od nielicznie zgromadzonej publiczności, przez piłkarzy Bruk-Betu, sztaby szkoleniowe, kończąc na zawodnikach gospodarzy oraz samym Pawle Sasinie. Prawy obrońca sam wdarł się na połowę Słoników, przemknął środkiem i słysząc szepty "To Sasin, nie ma co zatrzymywać i tak nie trafi" na przekór wszystkim umieścił futbolówkę w siatce.
Radość ogromna, wszak łęcznianie pierwszy raz od dawna wyszli na prowadzenie. I nie zamierzali tego zmarnować. Wręcz przeciwnie - chwilę później podwyższyli rezultat. Jedenastkę idealnie wykorzystał Szymon Drewniak. Czesław Michniewicz po godzinie gry miał więc okazję wcielić w życie swoje sławetne powiedzenie o tym, że 2-0 to bardzo niebezpieczny wynik.
Od razu wziął się więc do pracy. Szybko dokonane trzy roszady i sporo uwag w kierunku podopiecznych. Ci jednak jakby nie wcielali ich w życie. Łęcznianie niesieni entuzjazmem zaczęli dominować. Tempo meczu wzrosło, a gospodarze co i raz kreowali ataki na bramkę Krzysztofa Pilarza. Sławomir Nazaruk zdecydował się na dosyć niekonwencjonalne rozwiązanie. Prowadząc 2-0 wpuścił na murawę kolejnych napastników. I tak w końcówce pojawili się Javi Hernandez, Piotr Grzelczak i Vojo Ubiparip.
I to okazało się strzałem w dziesiątkę. Każdy z nich pragnął bowiem wpisać się jeszcze na listę strzelców. Ta sztuka udała się Grzelczakowi, który w ostatniej z minut pokonał golkipera gości pokazując tym samym, że LOTTO Ekstraklasa to liga, w której dzieją się cuda i nie ma tutaj rzeczy niemożliwych. 3:0 dla Górnika Łęczna.
Atrakcyjność meczu: 5,5/10
Piłkarz meczu: Paweł Sasin
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy
Wafelek, buziaki, pies. Najbardziej spontaniczne reakcje w Ekstraklasie