Kolejna porażka Borussii. Piszczek i spółka na dnie tabeli
Piłkarze Borussii Dortmund odnieśli kolejną już porażkę w tym sezonie i w meczu 13. kolejki Bundesligi przegrali z Eintrachtem Frankfurt 2:0. Podopieczni Juergena Kloppa spadli na ostatnie miejsce w tabeli.
Pytanie numer jeden brzmi: co się dzieje z zespołem, który w zeszłym sezonie był po drugiej stronie bieguna sportowego? Pytanie numer dwa z kolei: czy czas Juergena Kloppa powoli się kończy? Niemiecki tabloid „Bild” już i takie hipotezy wyciąga. Ale czy jest się czemu dziwić, skoro piłkarze z Dortmundu sięgnęli, najzwyczajniej w świecie mówiąc, dna? Zakopali się głęboko pod ziemią i nie mogą znaleźć żadnego sposobu, by złapać oddech na powierzchni.
Szkoleniowiec ekipy z Frankfurtu miał ze swoim vis a vis z Dortmundu następujący bilans: dziesięć spotkań i zaledwie jedno wygrane. Natomiast sama drużyna czerwono-czarno-białych cztery ostatnie porażki z rywalem. Gdzie wobec tego szukać podwalin do zwycięstwa? Gdzie znaleźć ten punkt zaczepienia? Wróżenie z fusów się nie liczy. Analizować można wiele i nic nie będzie przemawiało za Eintrachtem. Ale jakie to jednak ma znaczenie, skoro rywal zapomniał jak wygrywać na krajowym podwórku?
To jest nowy film dla wszystkich kibiców i piłkarzy Borussii, ale nikt przecież nie wyobrażał sobie aż takiej katastrofy. Przełamania goście szukali już od wielu tygodni. Odpalić miał w końcu Henrikh Mkhitaryan. „Bild” spekulował, czy to nie będzie mecz, w którym w końcu wybuchnie strzelecki talent Ormianina. Nic z tych rzeczy. Reprezentant swojego kraju marnował wszystko co miał na nodze. A okazje ku temu były. Nie bez kozery widnieje więc w jego metryce bilans: 0 goli i 1 asysta.
Od pierwszego gwizdka nie wyglądało to dobrze dla gości. Gol strzelony przez Alexa Meiera tak szybko, sprawił, że nerwowość stała się zmorą BVB do gwizdka kończącego spotkanie. A po drodze było już tylko gorzej. Sam gol (czyt. perfekcyjne wykończenie akcji po kilkudziesięciometrowym, PŁASKIM podaniu Marco Russa, które nie wiedzieć czemu przeszła wszystkie formacje rywala) to już szczyt piłkarskiej paranoi. Mijały kolejne minuty… W Borussii koncertowo "partolił" Mkhitaryan, a kolejną zmorą powoli stawał się golkiper przeciwnika – Felix Wiedwald. Klopp udawał, że wszystko jest dobrze, krzycząc jedynie: „Weiter! Weiter!”, ale to tylko pobożne życzenia. Końcówka pierwszej połowy i szkoleniowiec gości ma kolejny ból głowy. Kontuzja mięśnia uda Łukasza Piszczka wymusza nieplanowaną zmianę.
Początek drugiej połowy mógł zamknąć wszystkie uchylone jeszcze furtki dla Borussii. Gospodarze jednak postanowili wyciągnąć pomocną dłoń do rywala. W roli głównej Alex Meier i jego trzy stuprocentowe sytuacje. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Czara goryczy przelała się po golu numer dwa, którego zasponsorowali gospodarzom do spółki: Matthias Ginter i Roman Weidenfeller. Pod wątpliwość poddajemy jedynie fakt, który więcej w tego gola zainwestował.
Oficjalny profil BVB na Twitterze cały mecz podsumował tylko słowami: „Ohne worte” – słowa tego nie wyjaśnią. I w tym to wszystko powinno się zamknąć. Bo tego, co obecnie dzieje się w Dortmundzie, żadne słowa nie wytłumaczą. Klopp wie, że potrzebne są męskie słowa i praca. Oglądać Borussię w 2. Bundeslidze byłoby przecież ciężkim wyzwaniem dla psychiki zwykłego kibica. A i taka ewentualność powoli wchodzi w życie. Na dzisiaj to czerwona latarnia ligi.