Eins, zwei, drei, vier. Bayern upokorzył Barcelonę i jest w finale już po pierwszym meczu!
Futbol nie z tej planety zaprezentowali dzisiaj piłkarze Bayernu Monachium. FC Barcelona wobec takiej postawy rywala była kompletnie bezradna, a cztery stracone gole, to był pogrzeb hiszpańskiej tiki-taki.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Bayern - Barcelona!
Barcelona po raz pierwszy nie przystępowała do meczu w roli faworyta. Po wymęczonych awansach z Milanem i PSG, zaczęto poważnie wątpić w jej potęgę. Ratunkiem miała być obecność Lionela Messiego. Katalońscy stronnicy wierzyli, że sama jego obecność jest w stanie odmienić losy rywalizacji o 180 stopni. Mylili się. Messi nie jest robotem. Zagrał dzisiaj, choć nie dostał pozwolenia na grę. Zdecydowanie więcej przeszkadzał niż pomagał. A Tito Vilanova uparcie nie zdejmował go z boiska, licząc na cud. Zamiast posłuchać rozsądku i nie stawiać na Argentyńczyka od początku, uległ presji otoczenia.
Barcelona zestawiona dzisiaj z Bayernem, wyglądała jak najsłabszy w szkole uczeń przy szóstkowym prymusie. W całym spotkaniu oddała jeden celny strzał, w polu karnym rywala gościła najrzadziej od kilku dobrych lat. Manuel Neuer czuł się jak na wakacjach. Pierwszy i jedyny raz wysilił się w 70. minucie, łapiąc anemiczną "główkę" Marca Bartry. Co szokujące, 22-letni obrońca był chyba najbardziej widoczny w ofensywie z całej drużyny gości. W końcówce mógł nawet zmniejszyć rozmiary klęski, ale po przyjęciu piłki tyłem do bramki, huknął prosto w trybuny.
Barcelona przegrała 0:4, a mogła znacznie wyżej i to na własne życzenie. W pierwszej połowie Gerard Pique i Alexis Sanchez dwukrotnie blokowali rękami uderzenia Philippa Lahma (z dystansu) i Davida Alaby (z główki). Decyzja nie powinna być inna jak rzut karny, ale sędziowie inaczej zinterpretowali, wydawałoby się, dobrze widoczne zajścia.
Mimo niesprawiedliwych decyzji, Bayern ani odrobinę się nie podłamał - rozpracował Barcelonę w każdym możliwym detalu. Z chwilą pierwszego gwizdka ruszył z wysokim pressingiem. Odbiór - do przodu na całego, odbiór - do przodu na całego. Tak to mniej więcej wyglądało. 1:0 powinno być już w 2. drugiej minucie, gdyby Arjen Robben zdecydował się podawać w sytuacji sam na sam, zamiast uderzać w nogi Victora Valdesa.
Bramkowy koncert wystartował w 25. minucie. Zaczęło się od perfekcyjnie rozegranego rzutu rożnego, Robben dośrodkował z linii pola karnego, Dante wygrał pojedynek powietrzny z Danim Alvesem, wystawił na głowę wbiegającego Thomasa Muellera, który urwał się Pique i zapakował futbolówkę do pustej bramki.
Cztery minuty po zmianie stron, Barca padła na kolana po kolejnym ciosie. Na dalszy słupek wrzucił Franck Ribery, Mueller zgrał do Gomeza, a ten dopełnił formalności.
Im Bayern strzelał więcej, tym atakował z coraz większa częstotliwością. Na gola całym sercem pracował Robben. Swój cel osiągnął w na kwadrans przed końcem. Minął jak tyczkę Jordiego Albę i z narożniku pola bramkowego uderzył nie do obrony po dalszym rogu. Końcowy wynik ustalił na dziesięć minut przed końcem Mueller. Otrzymał kapitalne wyłożenie od Alaby, zwiódł Pique i wygrał pojedynek sam na sam z Valdesem.
Wynik 4:0 oznacza, że Bayern w pełni zrewanżował się Barcelonie za wyjazdową porażkę w takich samych rozmiarach 8 kwietnia 2009 roku w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Wówczas Katalończycy zdobyli wszystkie gole już do przerwy. Teraz drużynę Tito Vilanovy czeka arcytrudne zadanie w rewanżu.
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.