Dyrektor Sandecji zarzuca piłkarzom, że zbyt łatwo się załamują
Paweł Cieślicki, dyrektor klubu z Nowego Sącza nie jest zadowolony z postawy swojej drużyny. Sandecja nie wygrała jeszcze meczu na wiosnę przegrywając dwa spotkania w wysokich rozmiarach i nie strzelając ani jednej bramki.
fot. Michał Gąciarz
Co bardziej sarkastyczni kibice Sandecji utrzymują, że w postawie ich ulubionej drużyny widoczny jest postęp: rundę wiosenną rozpoczęła od porażki 0:4 z Miedzią, by w kolejnym spotkaniu, z Termaliką Bruk-Betem Nieciecza, dać sobie strzelić o jednego gola mniej. A tak poważnie, wspomniane klęski wywołały spory niepokój w gronie sympatyków sądeckiego klubu. Pojawiają się nawet głosy, że z taką grą "Biało-czarni" nie mają czego szukać w I lidze.
- Aż tak źle nie jest, ale faktycznie, w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że zespół w tak fatalny sposób rozpocznie drugą część sezonu - przyznaje dyrektor klubu Paweł Cieślicki. - Katastrofalnie gra defensywa, bramkarze też mają kilka puszczonych goli na sumieniu. Jedynym usprawiedliwieniem wydaje się być brak trzech podstawowych obrońców. Pozyskany z Wisły Płock Kamil Hempel leczy kontuzję, jakiś tajemniczy wirus zaatakował Dawida Szufryna, a Przemysław Szarek musi pauzować za czerwoną kartkę, jaką ujrzał już na początku potyczki z Miedzią Legnica.
Działacz wytyka całej drużynie, że w obydwu dotychczas rozegranych spotkaniach zbyt łatwo oddawała pole przeciwnikom. - To przecież profesjonaliści, którzy nie mogą załamywać się szybko traconymi golami - dowodzi Cieślicki. - W Niecieczy po pierwszym trafieniu Emila Drozdowicza nawet nie próbowali rzucić się na rywala, by doprowadzić do wyrównania. Nadal preferowali małą gierkę, tak jakby to oni wyszli na prowadzenie. Skutki takich niedostatków w zaangażowaniu łatwo można było przewidzieć.
Zastanawiając się nad głównymi przyczynami przegranych, dyrektor rozważa możliwość nie do końca właściwego przygotowania zespołu do rundy wiosennej. - Trener Dariusz Wójtowicz przejął drużynę na niewiele ponad tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek, trudno było zatem oczekiwać, że nada jej swój własny szlif - kontynuuje działacz. - Jedno, o co można mieć do niego pretensje, to brak reakcji na żółtą kartkę, jaką już w pierwszych minutach meczu z Termaliką ujrzał Cheikh Niane. Wkrótce dwukrotnie faulował on rywali i pewne było, że ujrzy czerwoną kartkę. Trener powinien był to przewidzieć i wcześniej zmienić go na innego zawodnika. Tymczasem młodzieżowca zastąpił młodzieżowcem, a Niane osłabił drużynę, wylatując z boiska.
Cieślicki podkreśla, że tylko niektórzy piłkarze zostawili całe swoje zdrowie na boisku w Niecieczy. - To o tyle dziwne, że pobory wypłacane mają na bieżąco - podkreśla dyrektor. - Zresztą trener Wójtowicz słusznie kiedyś powiedział, że nawet gdyby tak nie było, to i tak, jako zawodowcy, w każdym meczu zobowiązani są do walki od pierwszej do ostatniej minuty. A z tym różnie bywało. Tą drużyną trzeba wstrząsnąć. Dariusz Wójtowicz jest na tyle doświadczonym szkoleniowcem, że jeszcze przed meczem z Flotą przemówi swym podopiecznym do rozsądku. Ja myślę, że problem tkwi w ich głowach. Z dnia na dzień nie oduczyli się przecież kopać piłki. Przypomina mi się taki moment z meczu z Miedzią, gdy jeden z zawodników gości nie trafił nogą w piłkę. Na trybunach ludzie gruchnęli śmiechem, ale on nie łapał się za głowę, lecz pobiegł za tą piłką i odebrał naszemu obrońcy. Później dośrodkował i zrobiło się gorąco pod bramką Marka Kozioła. Chciałbym, żeby taką właśnie postawę prezentowali zawodnicy Sandecji.
Jej zarząd spotka się dzisiaj lub jutro ze sztabem szkoleniowym I-ligowej ekipy. - Żarty się skończyły - zaznacza Cieślicki. - Dobrze, że drużyny z dolnych rejonów tabeli też poprzegrywały swoje mecze, bo znaleźlibyśmy się w strefie spadkowej. Możemy liczyć na walkower za odwołany mecz z Widzewem Łódź, ale mnie interesują punkty wywalczone w sportowej walce na boisku. Dlatego sobotnie spotkanie z Flotą koniecznie musimy wygrać. Liczę na to, że do składu powróci Szufryn, co w znaczący sposób scementuje naszą defensywę. Trener przygląda się wciąż trenującemu z zespołem hiszpańskiemu pomocnikowi Francisco Javierowi Fernandezowi, ale nawet gdyby uznał, że będzie dla drużyny przydatny, to i tak nie zdążymy zgłosić go do rozgrywek.