Dwóch rannych w Warszawie. Legia w dziesiątkę obroniła remis z Lechią [ZDJĘCIA]
W sobotnim hicie 29. kolejki Ekstraklasy warszawska Legia zremisowała z Lechią Gdańsk 1:1 (1:0). Stołeczna ekipa przez większość drugiej połowy musiała grać w osłabieniu, gdyż czerwoną kartkę obejrzał Ariel Borysiuk. Goście nie byli jednak w stanie wykorzystać tej szansy.
Plan gospodarzy na ten mecz był prosty: zdobyć trzy punkty, które zagwarantują warszawianom umocnienie na pozycji lidera, a w konsekwencji lepszą sytuację przed podziałem punktów, do którego wkrótce dojdzie (aktualnie trwa przedostatnia kolejka sezonu zasadniczego). Dzisiejsze spotkanie było jeszcze ważniejsze dla Lechii, która potrzebowała zwycięstwa, aby walczyć o awans do czołowej ósemki. – Wiemy o tym, że mamy przed sobą 90 minut meczu. Mamy to wygrać. To jest najważniejsze. A to, co było czy będzie, nie ma znaczenia – skomentował trener Legii, Stanisław Czerczesow, który zna się ze szkoleniowcem Lechii, Piotrem Nowakiem.
W Gdańsku zdawali sobie sprawę z sytuacji. Nowak wierzył jednak w swój zespół. – Doskonale wiemy z kim gramy i jaka jest stawka tego meczu. Doceniamy klasę rywala, ale znamy też swoją wartość. Musimy skupić się na tym, żeby nasza gra była na tym poziomie, co w poprzednich wygranych przez nas meczach i wystrzegać się błędów w defensywie – opowiadał na konferencji prasowej. – Nie zamierzamy grać zachowawczo, ale z drugiej strony nie będziemy biegać „na wariata”. Chcemy pokazać naszą dobrą kulturę gry z poprzednich meczów – zapowiadał.
A jego słowa starali się realizować jego podopieczni. To właśnie lechiści jako pierwsi ruszyli do ataku. Już w drugiej minucie daleko od bramki musiał interweniować Arkadiusz Malarz. Następnie mocno, ale niecelnie uderzył Flavio Paixao, a po chwili bramkarza Legii zmusił do interwencji Sebastian Mila. Pomocnik gości w pierwszej połowie miał jeszcze jedną szansę, ale znów nie dał rady trafić do siatki.
Legia otrząsnęła się po kilku minutach po starcie pierwszej połowy. Świetną okazję do zdobycia bramki miał Stojan Vranjes, który – mając sporo miejsca – wbiegł w pole karne, ale tam przegrał pojedynek z Milinkoviciem. Dziesięć minut później bardziej dokładny był Ondrej Duda. Słowak otrzymał podanie z prawej strony od Artura Jędrzejczyka i uderzeniem z woleja pokonał Malarza. Za finalizację akcji Dudę należy jak najbardziej pochwalić, ale trzeba go jednocześnie zganić za momentami niechlujne prowadzenie piłki, które zakończyło parę kontrataków gospodarzy.
W pierwszej połowie legionistom udało się jeszcze obić słupek (strzał Aleksandara Prijovicia) i to by było na tyle, jeżeli chodzi o ciekawsze wydarzenia. Większe emocje czekały nas natomiast w drugiej części meczu. Lechia po bramce Grzegorza Kuświka doprowadziła do wyrównania, ale nie był to koniec dramatu gospodarzy. Legioniści trzymali bowiem piłkę pod bramką Lechii, w słupek uderzył Guilherme i goście ruszyli z kontrą. Tuż przed polem karnym Michał Mak został nieczysto zatrzymany wślizgiem przez Ariela Borysiuka i sędzia odesłał pomocnika gospodarzy do szatni. Grająca w przewadze Lechia nie dała jednak rady pokonać Malarza, choć kilka okazji sobie stworzyła. Bramki szukali m.in. Mak, który trafił w poprzeczkę, czy Paixao, który starał się przelobować bramkarza Legii uderzeniem ze znacznej odległości. Po koniec meczu gorąco było jednak pod drugą bramką, kiedy po rzucie rożnym Prijović uderzył w słupek.
Mecz stał na bardzo wysokim poziomie, jeżeli chodzi o aspekty kibicowskie. Wprawdzie trybuny przy Łazienkowskiej nie pierwszy raz były wypełnione po brzegi, ale nigdy wcześniej bilety nie zostały wyprzedane tak szybko. Komplet wejściówek został bowiem rozdysponowany już na dwa dni przed meczem. Podczas spotkania widać było zresztą, że na trybunach trwa prawdziwy spektakl. Pojawiły się też race, co będzie zapewne oznaczało kary dla obu klubów.
<script type="text/javascript" src="http://widget.ekstraklasa.net/js/w.js#scorebox.html?mecz_id=5593ebadfdeee4f54f9db09d&c=0&h=300&w=740"></script>