Dwa rzuty karne i cztery gole przy Cichej. Ruch na remis z Wisłą
W ostatnim meczu 34. kolejki T-Mobile Ekstraklasy chorzowski Ruch zremisował z Wisłą Kraków 2:2. Wszystkie bramki na stadionie przy Cichej padły w pierwszej połowie. Niebiescy pozostają na trzecim miejscu w ligowej tabeli i są coraz bliżej gry w eliminacjach Ligi Europy.
Mecz o europejskie puchary, dwie dobre jak na nasze warunki ekipy – nic tylko oglądać, bo powinien być dobry mecz. I w sumie na brak bramek czy emocji nie narzekaliśmy. Wiadomo, w tym wszystkim było mnóstwo prostych błędów, juniorskich pomyłek, trochę śmiechu, ale także niezła dawka jakości.
Pierwsza połowa to musiała być dla podopiecznych Franciszka Smudy mieszanka dwóch poprzednich spotkań. Goście zaczęli mądrze, ze sporą konsekwencją w grze, a i mieli kilku ludzi, którzy już trochę o futbolu wiedzą. Oczywiście dopomogli im także rywale, ale w Krakowie nikt się tym chyba nie przejmuje. W Wiśle wyróżniało się zwłaszcza dwóch zawodników. Duet Stilić – Brożek. Pierwszy wiedział, jak utrzymać się przy piłce i zwieść rywala, a później podać piłkę w odpowiednim momencie (poradzenie sobie z chorzowianami i podanie do Guerriera - cudo). Drugi miał nosa, w której chwili urwać się obrońcom i wpakować piłkę do siatki. Przy bramce numer jeden musiał zagrać jeszcze jeden zawodnik. Piotr Stawarczyk, który dawno, dawno temu był związany z Wisłą, pięknie zaczął akcję wiślaków, zagrywając do Stilicia. Bośniak w swoim stylu pięknie podał do Brożka, a ten już wiedział co zrobić. I w tym momencie trzeb stwierdzić jedną rzecz: dobrze się stało, że Stilić wrócił do polskiej ligi, bo piłkarzy tej klasy w Ekstraklasie jest niewielu. Wiadomo, świadczy to o poziomie rozgrywek, bo gość będący dalszym wyborem zagranicą, u nas jest gwiazdą i czaruje na boisku, ale nie będziemy narzekać. Przy pierwszym golu pomógł Stawarczyk, przy drugim sędzia Jakubik. Nie wiemy, co w tamtej sytuacji musiałby zrobić Buchalik, żeby arbiter jednak drugiego karnego w tym spotkaniu nie podyktował. Chyba zostać w bramce.
Pierwszą jedenastkę w meczu pan Jakubik podyktował z kolei dla Ruchu i tu wątpliwości było mniej, choć nadal jakieś istniały. Tak czy inaczej, w tym fragmencie, kiedy „Niebiescy” zaczęli przeważać, kiedy błędy wiślaków mnożyły się na potęgę, „Biała Gwiazda” wyglądała trochę jak tydzień temu przeciwko Legii. Wracając do jedenastki dla Ruchu: zamieszanie jak wczoraj w polu karnym Zagłębia przy pierwszym golu, w końcu Dudka skosił kawał trawy, nie raniąc przy tym nikogo, Włodyka pobiegł dalej i zdaniem sędziego został sfaulowany przez Chrapka. Od tego momentu gra się „Niebieskim” bardzo dobrze układała, kilka fajnych zagrań, znajdowanie wyrw w formacji obronnej rywali i czekanie na następnego gola. I się doczekali. A swojej pierwszej majowej bramki doczekał się Grzegorz Kuświk. Wrzutki Szyndrowskiego z prawej strony nie zablokował Guerrier, w polu karnym Wisły „wolna amerykanka” - Dudka stoi, Czekaj patrzy, między nimi znajduje się Kuświk, który głową pokonał Miśkiewicza. Po chwili mógł zresztą podwyższyć na 3:1, ale po świetnym podaniu Starzyńskiego i ucieknięciu obrońcom piłkę posłał tylko obok bramki.
Większość emocji przypadła na pierwszą część spotkania, w drugiej nie działo się już tak wiele, było trochę nudnawo i co ważniejsze nie widzieliśmy kolejnych bramek. Wiśle zabrakło kreatywności Stilicia z pierwszej połowy, natomiast Ruchowi Kuświka, który już w pierwszej części spotkania pokazywał, że będzie potrzebna zmiana, a po przerwie na boisku już się nie pojawił. Bliżej zwycięstwa byli chorzowianie. Kapitalnie z wolnego uderzył Starzyński, ale jeszcze lepszą interwencją popisał się Miśkiewicz. Bramkarz Wisły ratował również swoją drużynę po strzale Babiarza z dystansu.