Dwa gole Piecha i "czerwień" Dudu nie wystarczyły. Śląsk uratował remis z Zagłębiem
Zagłębie Lubin zremisowało ze Śląskiem Wrocław 2:2 w derbach Dolnego Śląska. "Miedziowi" dwukrotnie obejmowali prowadzenie za sprawą Arkadiusza Piecha, jednak goście w obu przypadkach zdołali wyrównać. Za drugim razem, grając już w osłabieniu, po czerwonej kartce dla Dudu.
Pierwsze tegoroczne starcie o prym na Dolnym Śląsku wręcz opływało w podteksty. Odwieczna walka kibiców Zagłębia i Śląska, sytuacja obu zespołów w tabeli czy kolejne starcie Śląsk Wrocław vs Orest Lenczyk. Ten mecz miał pokazać czy ostatnie lepsze wyniki wrocławskiego zespołu to już standard czy tylko chwilowa tendencja, oraz czy piłkarze z Lubina zostaną pełnoprawnymi "rycerzami wiosny".
Przez sporą część meczu, jak to w naszej lidze bywa, nic się nie działo. Spotkanie nie przypominało derbów sąsiadów z tabeli, którzy powinni walczyć o każdy centymetr boiska. Raczej był to spokojny niedzielny obiad z rodziną, na którym połowa uczestników zaczynała już zasypiać. Co gorsze, niektórym naprawdę przytrafiła się drzemka i to bardzo szybko, bo już po kwadransie przysnął Kokoszka. Piłkę po nim przejął Kwiek, podał do Piecha, a ten niezłym strzałem pokonał Mariana Kelemena. Można się zastanawiać, czy golkiper Śląska nie powinien reagować szybkim wyjściem, ale fakt jest taki, że to Zagłębie wyszło na prowadzenie.
Właściwie poza tą bramką w pierwszej połowie nie widzieliśmy wielu ciekawych akcji. Trochę kopaniny, kilka ciekawszych zagrań, ale jakby się tak zastanowić to nic nie zasłużyło na większą uwagę. Sytuacja wyglądała dokładnie tak jak przed bramką. Spokojny przyjacielski mecz, nic nie wskazywało, że to derby.
Do drugiej części meczu podchodziliśmy z ogromnymi nadziejami, bo gorzej być chyba nie mogło. Nie zawiedliśmy się. Poziom sportowy jest jaki jest, pomińmy go, ale dramaturgii w tym spotkaniu było wystarczająco, by zrekompensować nam słabą pierwszą część. Początkowe dziesięć minut to powtórka sprzed przerwy, ale już bramka Bilka z 54. minuty wyglądała wspaniale. Dobre dośrodkowanie, główka skierowana w „okienko” i... Silvio Rodić pokonany! Tak jest, Bilek „popisał się” jednym z ładniejszych goli samobójczych, jakie przyszło nam ostatnio oglądać.
Wrocławscy kibice od razu odżyli i uwierzyli, że w tym meczu można jeszcze coś wywalczyć. Maksymalnie 60 sekund trwała ta radość, bo dokładnie po tym czasie Dudu nie nadążył za Abwo, podciął go od tyłu i wyleciał z boiska. Oczywiste było już przed tym meczem, że lewy obrońca Śląska będzie miał problemy ze skrzydłowym Zagłębia. W końcu coś pękło i skosił rywala.
Na 12 minut przed końcem regulaminowego czasu gry bramkę znów strzelili gospodarze i wydawało się, że to już będzie koniec marzeń Śląska o jakichkolwiek punktach w tym meczu. Grać w 10. przeciw będącym „w gazie” piłkarzom Zagłębia – to nie wyglądało zbyt dobrze. Pewnie nawet Piechowi przeszło już przez myśl, że dał zwycięstwo Miedziowym. Tak się jednak nie stało, bo po wrzutce Machaja z rzutu wolnego, pięć minut po bramce gospodarzy, piłkę do siatki skierował Rafał Grodzicki, rehabilitując się tym samym za błąd przy golu Piecha.
Śląsk (chwilowo?) awansował na 12. miejsce w tabeli, wyprzedzając Piasta Gliwice, który ma jednak mecz 26. kolejki do rozegrania. Do magicznej ósemki brakuje siedmiu punktów. Zagłębie natomiast ma teraz tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową i po kolejnej kolejce może się znaleźć w „czerwonej strefie”. Miedziowym do ósmego miejsca brakuje aż 11 punktów.