Drugie życie Tomasza Kafarskiego w Cracovii
Trener Cracovii Tomasz Kafarski nie chciał podsumowywać sezonu. Ale skoro będzie prowadził "Pasy" w nowych rozgrywkach, warto przyjrzeć się baczniej jego dokonaniom w Krakowie.
fot. Sylwester Wojtas (Ekstraklasa.net)
Pod wodzą Tomasza Kafarskiego drużyna rozegrała 10 meczów. Tylko jeden z nich wygrała, trzy zremisowała i sześć przegrała. Szkoleniowiec zdobył więc jedynie 6 na 30 możliwych do ugrania punktów. Gdy szkoleniowiec obejmował drużynę po 20. kolejce, była ona na ostatnim miejscu, ale miała tylko punkt straty do Zagłębia Lubin, z którym właśnie przegrała. Szanse na utrzymanie więc były. Gdy kończyła sezon, strata wynosiła 9 punktów do bezpiecznego Bełchatowa...
Tomasz Kafarski miał przede wszystkim ugasić pożar. Już pierwszy mecz okazał się spotkaniem niezwykle ważnym. "Pasy" dzięki determinacji zdołały zremisować w Łodzi z ŁKS-em, choć przegrywały 0:2 do przerwy. Nie o podział punktów jednak chodziło... Zarówno za poprzedniego szkoleniowca Dariusza Pasieki, jak i za obecnego Cracovia nie potrafiła grać u siebie, przegrała kluczowe mecze, choćby ten z Górnikiem Zabrze. Nie wygrała z Widzewem.
Kafarski w dwa miesiąc nie mógł nauczyć piłkarzy skuteczności, i to była główna przyczyna porażki w tym sezonie. Jednak nie dostatecznie szukał wariantów z przodu. Taktyka z wysuniętym van der Biezenem była i bezproduktywna, i denerwująca. Gdy obok niego pojawiał się Matulevicius, bywało lepiej, ale na granie taką parą trener nie zdecydował się.
Zbyt przyzwyczajony był do nazwisk, stąd też częste występy Bartczaka, mającego chyba najgorszą rundę w życiu, czy Boljevicia, który był hamulcowym akcji Cracovii.
Na plus należy zaliczyć Kafarskiemu, że wreszcie dał szansę debiutu Stebleckiemu, postawił na Budzińskiego, ale szans na grę obu w środku pola nie dawał zbyt wiele. Wyciągnął wnioski z poprzednich spotkań "Pasów" i znalazł najbardziej odpowiednią pozycję dla Żytki - na prawej obronie. Kafarski ponoć jest wyznawcą ofensywnej piłki, lecz nie było tego zanadto widać w poczynaniach krakowian. "Pasy" Kafarskiego pozbawione były ryzyka, a w sytuacji, w jakiej się znalazły, należało przede wszystkim dążyć do zwycięstw, a nie do tego, by nie przegrywać.
Klasycznym przykładem bezwładu było spotkanie z Widzewem. Dziwny skład (bez Budzińskiego i Stebleckiego) wystawił na mecz z Wisłą, który zadecydował o spadku. Poza jednym meczem (z ŁKS-em) swoimi decyzjami nie potrafił odmienić losów spotkania, natchnąć podopiecznych nową nadzieją. Nie znalazł wspólnego języka z niektórymi starszymi zawodnikami: m.in. z Radomskim, Nawotczyńskim.
Wygrał ze swoją ekipą tylko jeden mecz, choć drugiej wygranej był blisko (w Bełchatowie). W I lidze będzie musiał zwyciężać seryjnie, bo oczekiwania na powrót "Pasów" do elity są ogromne. Doświadczenia w takiej walce Kafarski nie ma - był związany cały czas z Lechią Gdańsk, która w ekstraklasie już grała, gdy ją obejmował.
O to, by nie był to dla niego poligon doświadczalny, musi zadbać sam, bo w nowym sezonie nie będzie już żadnego usprawiedliwienia ewentualnych porażek. Teraz szkoleniowiec jest w lepszej sytuacji niż w marcu, gdyż ma przed sobą okres przygotowawczy i wpływ na kształt zespołu, a nie przychodzi do zastanej struktury.