menu

Drugi mecz na zero z tyłu, trzecie zwycięstwo, cztery gole. Górnik tryumfuje w Płocku

1 grudnia 2018, 17:26 | Kaja Krasnodębska

Trzecia wygrana, dopiero drugi mecz w sezonie bez straconego gola - na takie przełamanie podopieczni Marcina Brosza czekali od końca października. W Płocku pokonali tamtejszą Wisłę 4:0. Dwa efektowne gole Igora Angulo, debiutanckie trafienie Kamila Zapolnika w Lotto Ekstraklasie i pierwsze w tym sezonie Marcina Urynowicza.


fot. Marzena Bugala- Azarko / Polska Press

Przygodę z piłką zaczynał w Jagiellonii Białystok, ale do pierwszego zespołu nigdy się nawet nie zbliżył. Zamiast do ekstraklasy trafił do Olimpii Zambrów, gdzie zapracował sobie na transfer do Wigier Suwałki, a później do GKS-u Tychy. W tym ostatnim występował jeszcze latem. Siedem meczów w rozgrywkach 1. ligi, aż w końcówce sierpnia Kamil Zapolnik trafił do Górnika Zabrze. Choć znacznie starszy od większości klubowych kolegów, na najwyższym poziomie zupełnie niedoświadczony. Pierwsze dwa gole w nowych barwach strzelił w pucharowym starciu z Unią Hrubieszów, natomiast na premierową bramkę czekał do 1 grudnia.

Choć zabrzan powitał mroźny Płock, to w ich szatni zaczyna robić się gorąco. Przed pierwszym gwizdkiem sobotniego meczu plasowali się na ostatniej bezpiecznej pozycji. Przewaga nad Miedzią minimalna, a humory po starciu w Kielcach nienajlepsze. Aż 2:4 przegrali z Koroną, a wszystkie cztery gole dla gospodarzy padły przed przerwą. - Taka pierwsza połowa nie powinna nam się przydarzyć w ekstraklasie - grzmiał Marcin Brosz, który przed meczem z Wisłą dokonał zmian w wyjściowej jedenastce. W domu pozostał m.in. Adam Ryczkowski, a Szymon Żurkowski zasiadł na ławce rezerwowych. W pierwszym składzie ostał się natomiast Zapolnik. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bowiem właśnie on zapewnił Górnikowi prowadzenie w pierwszej, nudnawej momentami, połowie.

Prostopadłe podanie od Jesusa Jimeneza i sprowadzony z Tychów napastnik niespodziewanie pokonał Thomasa Daehne, który właśnie domowym meczem z zabrzanami debiutował w ubiegłym sezonie w Lotto Ekstraklasie. To wiślacy byli faworytem tego spotkania. Za kadencji Kibu Vicuny przegrali tylko raz - na wyjeździe ulegli przed tygodniem poznańskiemu Lechowi, na stadionie przy Łukasiewicza 34 pozostawali niepokonany. Podobny plan był i na to spotkanie. Długo wszystko szło po ich myśli. Przez pierwsze pół godziny wszystkie strzeleckie szanse należały do nich, a konkretnie do Giorgi Merebashviliego, który bez większego problemu wymijał rywali na lewym skrzydle. Rozczarowującego w obecnym sezonie Tomasza Loskę zaskoczyć próbował także Nico Varela, ale tym razem reprezentant Polski nie popełniał błędów.

W drugiej połowie nie miał nawet większych ku temu okazji. Bramka do szatni dodała skrzydeł jego partnerom z pola i po przerwie mocniej ruszyli do przodu. Tak jak wcześniej przegrywali we wszystkich statystykach prócz tej najważniejszej, tak później przestali pozwalać rywalom na rozegrania pod polem karnym. Lepiej spisywała się defensywa, ale błysnął zwłaszcza Igor Angulo. Aktualny król strzelców Lotto Ekstraklasy w poprzednich 16 kolejkach strzelił dziewięć goli, w Płocku dopisał sobie kolejne dwa.

Najpierw mocnym strzałem pod poprzeczkę wykończył podanie od Jimeneza, później celne uderzenie nad golkiperem przeciwnika sprawiło, że asystę zanotował Łukasz Wolsztyński. Dla 23-latka to pierwsza asysta po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. Gdy w 82. minucie opuszczał boisko zmieniany przez Daniela Smugę, mógł być zadowolony i z siebie i ze swoich kolegów. Choć przez pierwsze pół godziny tego starcia zagrali zachowawczo, skupiając się na defensywie, w drugiej połowie nie pozwolili rywalom na marzenia o punkcie. Okrutnie zmarznąć musiał Loska, który nie miał zbyt wielu okazji do interwencji. Wszelkie zapędy płocczan czyściła para stoperów: Paweł Bochniewicz - Dani Suarez.

Nie pomogły zejścia na skrzydło Damiana Szymańskiego, nie pomogło wejście na boisko Karola Angielskiego. Wisła nie była już w stanie nic zrobić. Minuty uciekały, a w końcówce prowadzący to spotkanie Daniel Stefański często musiał przerywać to spotkanie. Ze względu na okrutny mróz nie doliczył wiele, a mimo to wpuszczony z ławki Marcin Urynowicz zdołał jeszcze zdobyć swój pierwszy gol w tym sezonie. Na chwilę przed 18.30 Górnik cieszył się ze swojej dopiero trzeciej wygranej w tym sezonie. Pierwszy raz w 2018/2019 zwyciężył aż 4:0.

Po raz ostatni podopieczni Brosza komplet punktów zdobyli pod koniec października pokonując Zagłębie Lubin. Wtedy też pierwszy raz zagrali na zero z tyłu. W Płocku dokonali tego dopiero po raz drugi i przed czwartkowym meczem Pucharu Polski mają powody do optymizmu. W starciu z drugoligowym Rozwojem Katowice będą bezsprzecznym faworytem. Podobnie jak wcześniej Wisła, która we wtorek zagra w Niepołomicach. Kibu Vicuna i jego zawodnicy szybko będą mieli więc okazję na zmazanie sobotniej plamy. Przeciwko Górnikowi rozczarowali zwłaszcza postawą w drugiej połowie. To ich druga porażka z rzędu. Górna ósemka coraz bardziej im się oddala.