Sebastian Dudek: Dolcan zasłużył na gratulacje, a my na szacunek [ROZMOWA]
- Myślę, że w naszej grze było dużo niedokładności. Gdy chcieliśmy zagrać prostopadłą piłkę, to albo podanie było za krótkie, albo za długie. To też był powód tego, że nasi napastnicy, czy boczni pomocnicy nie dochodzili do tych piłek. W poprzednich spotkaniach potrafiliśmy sobie stworzyć wiele sytuacji, a w tym mieliśmy ich niewiele - powiedział po meczu z Dolcanem kapitan Zagłębia, Sebastian Dudek.
fot. Lucyna Nenow / Polska Press
Co przychodzi pierwsze do głowy po meczu, w którym tracicie cztery bramki, a sami zdobywacie tylko jedną i to po trafieniu samobójczym?
To trudny moment, w końcu nie przyjechaliśmy tutaj przegrać i to jeszcze tak wysoko. Sztuką jest, aby nie przegrywać meczów, które nie układają się po naszej myśli. Tym razem to nam się nie udało. Taka jest jednak piłka. W życiu każdego zawodnika zdarzają się takie spotkania. Naszej drużynie należy się jednak szacunek, bo praktycznie przez cały czas staraliśmy się odwrócić losy spotkania. OK, nie wyszło nam, będziemy analizować ten mecz, ale to nie koniec świata. To nie dramat, w końcu ani nikt nie stracił życia, ani nie spadamy z ligi. Po prostu walczymy dalej. Teraz czekają nas już następne spotkania, w których będziemy chcieli zdobyć komplet punktów.
Trener chwalił was za to, że nie odpuszczaliście do samego końca. Rzeczywiście nie brakowało wam determinacji, po prostu rywal był lepszy?
Dolcan zasłużył dzisiaj na gratulacje, a my – jak już mówiłem – na szacunek. Bazujemy na tym, że walczymy od początku do końca. Niezależnie od tego, czy jest dobrze, czy źle, jesteśmy zespołem i nikt się na nikogo nie obraża. Nie ma machania rękoma na kolegę z drużyny. Zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy może popełniać błędy, i wychodzimy z założenia, że zawodnik grający w danym meczu lepiej musi pomóc innym.
Spory wpływ na waszą postawę miała sytuacja z pierwszej połowy, kiedy w krótkim odstępie czasu dostaliście dwa „gongi”?
Na pewno. Pierwszą bramkę mogliśmy stracić –w końcu to piłka nożna. Wiemy z doświadczenia, że jest jakoś tak, że w pierwszych pięciu minutach po stracie bramki albo się strzela na 1:1, albo traci kolejnego gola. Niestety, w naszym przypadku mieliśmy do czynienia z drugą opcją. Niepotrzebnie odkryliśmy się w środku pola i piłkarz Dolcanu mógł właściwie wjechać do naszej bramki. Na drugą połowę wyszliśmy z nastawieniem zdobycia gola kontaktowego, ale to też nam się nie udało. Szkoda, bo myślę, że wtedy mecz potoczyłby się inaczej, a my uwierzylibyśmy, że możemy zdobyć chociaż punkt.
Obrona Dolcanu odcinała was od prostopadłych podań. Sporym problemem było to, żeby przestawić się na inne granie?
Myślę, że w naszej grze było dużo niedokładności. Gdy chcieliśmy zagrać prostopadłą piłkę, to albo podanie było za krótkie, albo za długie. To też był powód tego, że nasi napastnicy, czy boczni pomocnicy nie dochodzili do tych piłek. W poprzednich spotkaniach potrafiliśmy sobie stworzyć wiele sytuacji, a w tym mieliśmy ich niewiele.