menu

Diego Costa podbił San Mames. Atletico pozostaje liderem La Liga (ZDJĘCIA)

29 marca 2014, 22:08 | Grzegorz Ignatowski

Atletico Madryt po bardzo ciekawym meczu wygrało z Athletic Bilbao 2:1 i utrzymało fotel lidera hiszpańskiej Primera Division. Główną rolę w tym spotkaniu odegrał czołg z Madrytu, czyli Diego Costa. Reprezentant Hiszpanii był nie do zatrzymania dla defensorów Athleticu i to głównie dzięki niemu lider wciąż ma siedzibę w Madrycie.

Atletico Madryt przed tą kolejką wygodnie rozsiadało się na fotelu lidera hiszpańskiej Primera Division. Żeby jednak ten fotel utrzymać, musieli stoczyć ciężki bój z czwartym w tabeli Athletic Bilbao. Na potknięcie lidera czyhała Barcelona, która miała zaledwie punkt straty. Kciuki za gospodarzy trzymał też Real Madryt, który traci obecnie trzy oczka do lokalnego rywala.

Dziesięć minut wystarczyło, żeby w obozie Athleticu a przede wszystkim Realu i Barcelony zapanowała radość. Muniain wystrzelił jak z procy do piłki, która przemierzyła niemal pół boiska. Kiedy wydawało się, że przegra pojedynek biegowy z obrońcą rywali, kopnął piłkę w pozornie niezrozumiały sposób. Futbolówka poszybowała wysoko w górę, ale kiedy zaczęła opadać serca fanów obu drużyn zaczęły być coraz szybciej, a kiedy wpadła do siatki kibiców gospodarzy opanowała euforia.

Atletico nie zamierzało jednak składać broni. W kolejnych minutach podopieczni Diego Simeone grali z dodatkowym zaangażowaniem. Już w 13. minucie Diego Costa mógł wyrównać stan meczu, ale najlepszy snajper ekipy z Madrytu zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału. Co się nie odwlecze, to nie uciecze, szczególnie kiedy chodzi o czołg z Madrytu. W 24. minucie Diego Costa przejął piłkę po błędzie Iturraspe, popędził z nią na bramkę i strzałem po ziemi pokonał Gorkę Irazoiza. W tym momencie mecz zaczął się od nowa, ale wciąż to Barcelona, która wcześniej wygrała 1:0 z Espanyolem, zasiadałaby w tej sytuacji na fotelu lidera.

Gol dla Atletico podziałał motywująco na piłkarzy obu drużyn. Od tej pory piłkarze ofensywni mocniej naciskali na defensywę rywali, a defensorzy bardziej agresywnie walczyli o piłkę. Zrobiło się gorąco, szanse na zdobycie gola mieli Aduriz, San Jose, Garcia, Susaeta i za każdym razem serca fanów obu drużyn biły jeszcze szybciej niż poprzednio. Gdyby ktoś mierzył w tym momencie puls, to medycyna mogła by wyrzucić setki lat badań do kosza. Ale kiedy w grę wchodzi futbol, medycyna ma niewiele do powiedzenia.

Ledwie rozpoczęła się druga połowa a czołg z Madrytu już sunął na bramkę Athleticu. Tym razem Costa przestrzelił, ale był to wyraźny sygnał, że dla podopiecznych trenera Simeone liczy się tylko zwycięstwo. To zadanie mógł utrudnić Diego Godin, który wykazał się totalnym brakiem koncentracji. Urugwajczyk popełnił fatalny błąd, notując stratę na własnej połowie, ale na szczęście dla Los Colchoneros De Marcos nie wykorzystał prezentu i posłał piłkę obok bramki. Kilka chwil później De Marcos rwał sobie włosy z głowy, bo kolejna akcja przyniosła bramkę dla gości. Luis Felipe dośrodkował piłkę w pole karne, ta odbiła się jeszcze od nogi jednego z obrońców i wpadła wprost na głowę nadbiegającego Koke, który bezlitośnie skierował ją do siatki. 2:1 dla Atletico! Fotel lidera znów był zajęty przez ekipę z Madrytu.

Póki co Atletico udowadnia, że nie jest przypadkowym liderem, tak jak i nie będzie w razie czego przypadkowym mistrzem. Na ten moment to najlepiej grająca w lidze drużyna − pisał na Twitterze Marcin Serocki z portalu Krótka Piłka.

W dalszej części meczu Atletico przypominało maszynę, w której każdy tryb miał jasno określone cele. Madrytczycy nie pozwalali rywalom z Bilbao rozwinąć skrzydeł dzięki znakomitej organizacji i dyscyplinie taktycznej. Jednocześnie to właśnie oni dłużej utrzymywali się przy piłce, co jest rzadko spotykane w sytuacji, kiedy rywal musi gonić wynik. Wygląda na to, że gladiatorzy Diego Simeone dojrzeli do sukcesów, jakie mogą za chwilę osiągnąć. Oczywiście bywało gorąco pod bramką Courtoisa, kiedy Toquero padł na murawę w polu karnym po starciu z Ardą Turanem (powtórka pokazała, że sędzia główny miał rację nie dyktując karnego), czy kiedy ten sam zawodnik strzelał głową z bliskiej odległości (interwencja Courtoisa może być nazwana cudem na San Mames), jednak to goście kontrolowali przebieg tego spotkania. Dowodem tego była sytuacja z 85. minuty. Diego Costa po raz kolejny pędził na boisko środkiem boiska i Aymeric Laporte nie miał innego wyjścia, niż powstrzymać go niezgodnie z przepisami. Co prawda arbiter mógł zastosować przywilej korzyści, bowiem Cristian Rodriguez znalazłby się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale Jose Teixeira postanowił przerwać grę i pokazać defensorowi Bilbao żółtą kartkę. Laporte już wcześniej obejrzał żółty kartonik, więc od tej pory gospodarze musieli grać w dziesiątkę.

Atletico utrzymało fotel lidera, ale przed ekipą Diego Simeone dopiero zaczynają się schody. Już we wtorek lider Primera Division zmierzy się z drugą w tabeli Barceloną w... Lidze Mistrzów. Mecz FC Barcelona - Atletico będzie też zamykał rozgrywki ligi hiszpańskiej. Czy to spotkanie będzie decydować o losach tytułu mistrzowskiego? To więcej niż prawdopodobne.

Costa do wymarzonego sezonu potrzebuje już tylko dobrego meczu przeciwko Barcelonie. Ma na to 3 szanse - pisał na Twitterze Marcin Serocki.


Polecamy