Derby Krakowa: mecz inny niż wszystkie
Trwa odliczanie. Już w sobotę rozegrane zostaną kolejne derby Krakowa. Zanim na murawę stadionu przy ul. Kałuży wybiegną podopieczni Wojciecha Stawowego i Franciszka Smudy, postanowiliśmy zapytać kilku byłych już piłkarzy Cracovii i Wisły, jakie emocje towarzyszyły im w dni poprzedzające derbową konfrontację oraz już podczas samych spotkań.
fot. Dawid Banaś
Wszyscy są zgodni co do jednego - to nie są zwyczajne mecze, a rosnące napięcie czuć już na długo przed pierwszym gwizdkiem.
Cracovia po wielu latach do ekstraklasy powróciła w 2004 roku. Jesienią przyjechała na ul. Reymonta. Właśnie te derby wspomina długoletni bramkarz "Pasów", Marcin Cabaj: - Pierwsze mecze derbowe, które rozgrywaliśmy w ekstraklasie, były czymś szczególnym. Spotykaliśmy się w końcu z Wisłą, w której było 8-9 reprezentantów Polski. Faworytem nigdy nie byliśmy. Szczególnie miło wspominam pierwsze derby po powrocie do ekstraklasy, gdy zremisowaliśmy 0:0. Im bliżej było meczu, tym bardziej rosła gorączka. Celem nadrzędnym było to, by walczyć, a wynik mógł być różny. To kibice rozumieli.
O rosnącym napięciu przedderbowym mówi też były napastnik Wisły, Tomasz Frankowski: - Przed tymi meczami czuć było, że czeka nas wyjątkowe spotkanie. Zresztą gdyby ktoś o tym zapomniał, to kibice potrafili szybko przypomnieć nam, czego od nas oczekują. Zawsze przed derbami mieliśmy takie spotkania z nimi, podczas których tłumaczyli nam, jak ważny jest to dla nich mecz i że oczekują od nas walki do upadłego przez ponad 90 minut.
O specjalnych środkach motywacyjnych mówi również Cabaj. - Trener Wojciech Stawowy robił różne rzeczy, by nas zmotywować - wspomina bramkarz. - Oglądaliśmy filmy walki, nie pamiętam już jakie, był na pewno "Człowiek w ringu". Kibice Cracovii zazwyczaj zjawiali się na naszych treningach w większej grupie przed takimi meczami. Po odejściu trenera Stawowego bardzo ciężko się nam grało i pamiętam, że za kadencji trenera Mikulskiego fani też przyszli do nas. Czy jednak pojawiały się groźby pod naszym adresem? Nie przypominam sobie, zawsze chcieli, byśmy walczyli. Nie prosili o to, ale jasno wyrażali swoje zdanie. Niestety, nadmierna mobilizacja czasem nam przeszkadzała. Im bliżej meczu, tym większa była "spinka" na treningach, potem z tymi siłami podczas meczu było różnie, bo wyeksploatowaliśmy się na treningach. A do takiego meczu, jak do żadnego innego, trzeba być perfekcyjnie przygotowanym pod względem fizycznym.
O filmach, puszczanych przez Stawowego, wspomina również Arkadiusz Baran, który w der-bach pełnił często rolę kapitana Cracovii. - Oglądaliśmy dużo filmów, ulubionym trenera Stawowego był "Gladiator" - mówi zawodnik.
Tomasz Frankowski mówi natomiast, że w Wiśle trenerzy nie musieli robić specjalnych przederbowych odpraw. - Trenerzy mają łatwiej przed takimi meczami. Nie muszą robić odpraw motywacyjnych, bo każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, o co toczy się gra - tłumaczy "Franek".
Frankowski najmilej wspomina derby z wiosny 2005 roku, kiedy to po jego bramce Wisła wygrała przy Kałuży 1:0.- Pamiętam może nie tyle przebieg tego spotkania, co bramkę, którą strzeliłem. Kazek Węgrzyn był wtedy wściekły na Cabaja, że ten wyszedł z bramki, dzięki czemu mogłem posłać piłkę do siatki "podcinką". Kazek uważał, że gdyby Cabaj został w bramce, to on by mnie zatrzymał. Stało się inaczej i pokonaliśmy Cracovię na jej terenie - wspomina "Franek".
O specjalnej premii opowiada natomiast Baran. Chodzi o mecz z 2006 roku, który zakończył się remisem 1:1. - Prezes Janusz Filipiak wszedł do szatni w przerwie meczu. Wygrywaliśmy 1:0, a on obiecał nam dodatkowe premie za wygraną. Ostatecznie zremisowaliśmy, ale i tak zostaliśmy nagrodzeni - mówi piłkarz.