Derby Italii dla Juventusu! Niezawodny Tevez dał zwycięstwo z Milanem na San Siro (ZDJĘCIA)
AC Milan na San Siro przegrał z Juventusem Turyn 0:1 w meczu 3. kolejki Serie A określanym mianem derbów Italii. Gola na wagę zwycięstwa "Starej Damy" zdobył Argentyńczyk Carlos Tevez.
Na początku spotkania Milanu z Juventusem zaobserwowaliśmy pewne przewartościowanie priorytetów. Zazwyczaj celem numer jeden w meczu piłki nożnej jest zdobywanie bramek, lecz tym razem było inaczej. Po pierwsze zawodnicy usiłowali zrobić wszystko, by przeciwnik nie przedostał się w strefę zagrożenia, czyli w okolice pola karnego. Po drugie, trzeba było rywala skrzywdzić, uderzając go łokciem, wchodząc nakładką, czy bezpardonowo atakować ścięgna Achillesa. Zdarzyło się nawet, że Chiellini agresywnie zaatakował Meneza, który po chwili pokazywał ślady korków w okolicach biodra. Dopiero później, ewentualnie, jeżeli nadarzy się okazja, jedna z drużyn szukała okazji do zdobycia gola. Taki obraz meczu utrzymał się niemal do 30 minuty. Później zaczął się futbol.
Najpierw palcem gościom pogrozili piłkarze Milanu. Po dośrodkowaniu Muntariego Honda strzałem głową przetestował koncentrację Gianluigiego Buffona, ale ten udowodnił, że równie dobrze mógłby być tybetańskim mnichem, albo innego rodzaju oazą spokoju i skupienia i popisał się pewną interwencą. Później do ataku ruszył Juventus. Najpierw Abbiati obronił strzał z biskiej odległości Llorente, później golkiper Milanu miał duże problemy z obroną uderzenia Pereyry, aż w końcu w 38. minucie piłka po uderzeniu Marchisio trafiła w słupek. Milan w tym okresie wydawał się bezbronny, a ofensywę ekipy dowodzonej przez Filippo Inzaghiego śmiało można określić jednym słowem - Menez.
− Milan skazany na szalone kontrataki Meneza i Hondy. Srodek pola (De Jong, Muntari i Poli) jest mniej kreatywny niż księgowa w mojej firmie − pisał na Twitterze Rafał Lebiedziński.
W drugiej połowie Juventus wciąż dominował na boisku. Przy akcji Pereyry z Llorente wydawało się, że bramka już wisi w powietrzu, ale niebezpieczeństwo w porę zażegnał Abate. I tak właśnie to wyglądało przez dłuższy czas. Turyńczycy atakowali, ale w decydującym momencie jeden z zawodników Milanu wybijał piłkę. Graczy w czerwono-czarnych koszulkach było zbyt wielu w okolicach pola karnego, żeby któryś z zawodników Juventusu doszedł do czystej sytuacji strzeleckiej. Brakowało jakiegoś błysku geniuszu, jednego fenomenalnego podania, które otwierałoby drogę do siatki. Brakowało Andrei Pirlo.
W 71. minucie oglądający to spotkanie z wysokości trybun Pirlo przekonał się, że nie tylko on potrafi popisać się dopieszczonym do perfekcji podaniem. W jego rolę wcielił się Paul Pogba, który znalazł wychodzącego na pozycję Teveza. Argentyńczyk nie zwykł marnować takich sytuacji i po tym jak posadził bramkarza na murawie, wpakował piłkę do siatki ku niezadowoleniu kibiców gospodarzy.
Wszyscy się spodziewali, że przegrywający Milan ruszy do ataku, ale mediolańczycy zwyczajnie nie mieli argumentów. Poza Menezem nie było zawodnika, który mógłby zaprowadzić zamęt w szeregach obronnych "Starej Damy". W efekcie mistrzowie Włoch spokojnie kontrolowali przebieg tego meczu i mimo nikłego prowadzenia nie martwili się zbytnio o końcowy wynik. Dopiero w doliczonym czasie gry jakiś skutek przyniosła gra na aferę, ale o efekcie bramkowym "Rossoneri" mogli jedynie pomarzyć.