Wielki triumf Barcelony, sezon życia Krychowiaka - podsumowanie sezonu 2014/2015 w La Liga
To był niesamowity sezon w La Liga. Emocje, pasja, niespodzianki - po prostu La Liga. Zapraszamy do podsumowania ubiegłej kampanii w hiszpańskiej ekstraklasie.
Mistrzostwo wraca do Barcelony
Po roku przerwy mistrzem Hiszpanii ponownie została Barcelona. Przebudowa drużyny pod kierownictwem Luisa Enrique długo jednak nie przynosiła zamierzonych rezultatów. Przez pół sezonu, nawet po dokooptowaniu zawieszonego przez FIFA Luisa Suareza, zespół Blaugrana nie potrafił znaleźć dla siebie odpowiedniego rytmu, nawet pomimo tego, że przez osiem pierwszych kolejek Claudio Bravo nie puścił ani jednego gola. Porażka w El Clasico na Santiago Bernabeu 1:3, a po chwili także wpadka na Camp Nou z Celtą sprawiły, że na pozycję lidera wskoczył rozpędzony Real Madryt, który w swoim zwycięskim rytmie wydawał się zdecydowanym faworytem do tytułu.
Moment przełomowy tego sezonu miał miejsce w styczniu. Real Madryt przegrał w 18. kolejce z Valencią, a gdy dla Barcelony nadarzyła się okazja do zmniejszenia straty do lidera… poległa ona w bardzo kiepskim stylu z Realem Sociedad 0:1. W przeciągu całych rozgrywek trzeba przyznać, że nic lepszego dla Barcy stać się nie mogło. Z trzęsienia ziemi w mediach, które spowodowało odejście Andoniego Zubizarrety oraz zapowiadało rychły koniec Luisa Enrique, Katalończycy wyszli jednak w sposób rewelacyjny. Zaczęło się od wielkiego zwycięstwa nad Atletico 3:1, które zakończyło marzenia o obronie tytułu Los Colchoneros, a następnie była seria 18 ligowych wygranych w 20 meczach.
Królewscy z kolei mieli swoje momenty słabości. Najpierw dostali prawdziwe manto w lutowych derbach od Atletico (0:4), a dosłownie dwa tygodnie później w dwóch meczach z Villarreal i Athletikiem Bilbao zdobyli ledwie jeden punkt, co kosztowało ich utratę fotelu lidera, którego już nie potrafili odzyskać. Decydująca w walce o tytuł okazała się bezpośrednia potyczka z Barcą na jej terenie, gdzie Królewscy wprawdzie przez dłuższy czas wydawali się być zespołem lepszym, to ostatecznie po ‘ciosie’ Luisa Suareza po przerwie to Blaugrana zwyciężyła 2:1 i zrobiła ogromny krok do mistrzostwa. Czteropunktowa przewaga Barcy w pewnym momencie zmalała do dwóch ‘oczek’, ale ostatecznie po triumfie na Vicente Calderon 1:0 po trafieniu Messiego, już w przedostatniej kolejce Katalończycy zapewnili sobie 23. tytuł w klubowej historii. Rok temu to Atletico zabierało tytuł Barcelonie na jej stadionie, tym razem role się odwróciły. Barca została mistrzem Hiszpanii, Atletico zakończyło sezon w trójce, co było dobrym wynikiem drużyny Simeone, a jedynym przegranym w tej gonitwie był madrycki Real, a ta porażka kosztowała utratę pracy szkoleniowca Królewskich, Carlo Ancelottiego.
Na podbój Europy
Hiszpanie mają zagwarantowane siedem miejsc w europejskich. Tak to już w La Liga jest, że zazwyczaj w pucharach grają Barca, Real, Atleti, Sevilla, Valencia, Villarreal i „ten siódmy”, bo zazwyczaj miejsce dające puchary z pucharu krajowego przechodzi na kolejną ekipę w tabeli. W tym roku było inaczej, bo w Lidze Mistrzów zagrało Bilbao, a w Lidze Europy rewelacja poprzedniego sezonu, czyli Real Sociedad. W sezonie 2014/2015 miał wrócić stary porządek, opisana wcześniej szóstka i „ten siódmy”, a o miano „tego siódmego” walczyło Bilbao, Malaga i rewelacja poprzedniego sezonu, która reprezentowała Hiszpanię w tegorocznej Lidze Europy, czyli Real Sociedad. Opcjonalnie wymieniano też Espanyol, jednak drużyna z Katalonii faworytem w walce o puchary nie była. Oczywiście siódme miejsce gwarantuje puchary w przypadku, kiedy któraś z ekip od jeden do sześć wygra Puchar Króla, a przed sezonem wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały.
Wyniki pierwszych kolejek nie do końca pokrywały się z oczekiwaniami. Po pięciu rozegranych kolejkach pierwszy trzy ekipy, Valencia, Barcelona i Sevilla miały po trzynaście punktów. Dosyć nieoczekiwanie na tamten moment sprawował się Real, który w pierwszych pięciu meczach dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali. Pozostałe miejsca gwarantujące puchary zajmowały Atletico, Celta i Villarreal. Z kolei dwie baskijskie ekipy, mające bić się o Europę, spotkało to, czego część obserwatorów się obawiała. Podboje Bilbao w Lidze Mistrzów oraz słaba forma Sociedad sprawiły, że Baskowie nie dawali sobie rady na dwóch frontach. Bilbao na piętnaście możliwych punktów zdobyło tylko trzy oczka, mając na koncie cztery porażki, z czego jedną z Granadą, a zespół z San Sebastian zaledwie jedno oczko więcej.
Okolice środka rundy to czas, kiedy forma zaczyna się krystalizować, a ekipy powinny być u szczytu swojej dyspozycji przed zimą. Okres do trzynastej kolejki dobrze wykorzystał Athletic, który z miejsca spadkowego wyniósł się w górną cześć tabeli, choć nie uniknęli nieoczekiwanej straty punktów z Eibarem. Real Madryt od piątej do trzynastej kolejki nie przegrał żadnego meczu, co poskutkowało prowadzeniem w tabeli. Walcząca o Ligę Mistrzów Valencia spadła na piąte miejsce, przegrywając po drodze derbowy mecz z Levante i na El Riazor z Deportivo. Miejsca od dwa do cztery zajmowały kolejno Barcelona, Atletico i Sevilla, a za plecami Valencii uplasował się Villarreal, który w rundzie jesiennej przegrał z Nietoperzami, oraz Malaga.
Po zakończeniu rundy jesiennej, czyli po dziewiętnastej kolejce, sytuacja w czołowej siódemce nie zmieniła się. Real Sociedad zajmował i Athletic Bilbao zajmowały miejsca w dolnej części tabeli i traciły dwanaście punktów do siódmego miejsca, które gwarantuje europejskie puchary, co oznaczało, że prognozy gra w Europie w kolejnym sezonie wydawały się być odległe. Choć dorobek ekipy z San Sebastian nie był zadowalający, to na jesieni drużyna Sociedad potrafiła pokonać mistrza i wicemistrza Hiszpanii, czyli Atletico i Barcelonę.
W połowie rundy rewanżowej różnice między miejscami trzy i pięć, czyli kluczowymi o walkę o Champions League, były niewielkie. Trzecie Atletico miało zaledwie oczko przewagi nad czwartą Valencią i cztery nad piątą Sevillą. Daleko w tyle był Villarreal i Malaga, które do czwartego miejsca traciły kolejno jedenaście i szesnaście punktów. Żółta Łódź Podwodna traciła punkty w meczach z Rayo czy Almerią, ale także z bezpośrednimi rywalami o Europę jak Sevilla czy Valencia. Z kolei zespół z La Rosaleda nie był w stanie wygrać z Levante, Espanyolem i Granadą, ale udało im się wywieźć trzy punkty z mega trudnego terenu, jakim jest Camp Nou.
Koniec końców sytuacja hiszpańskich ekip w europejskich pucharach na kolejny sezon wygląda bardzo dobrze. Po raz pierwszy w historii w fazie grupowej Ligi Mistrzów może zagrać pięć drużyn z jednego kraju, a wszystko to za sprawą tego, że zwycięstwo w Lidze Europy daje miejsce w grupie Champions League. Sevilla, która ostatecznie wygrała finał w Warszawie, dostała promocję do fazy grupowej. Ostatecznie FC Barcelona, Real Madryt, Atletico Madryt i właśnie Andaluzyjczycy będą reprezentować Hiszpanię na tym poziomie rozgrywek. O swoje miejsce walczyć będzie Valencia, które zajęła czwarte miejsce w tabeli. W Lidze Europy zagrają z kolei Villarreal i Athletic Bilbao, który przed ostatnią kolejką był tego miejsca pewien, ponieważ w przypadku ich zwycięstwa w pucharze kraju, wchodzą do LE z automatu, a w przypadku wygranej Barcy, jak się stało, siódme miejsce gwarantowało miejsce w tymże turnieju, a przed ostatnią kolejką drużyna Ernesto Valverde była tej pozycji pewna.
Do ostatnich kropli potu i krwi
Poprzednie sezony La Liga pokazywały, że walka o utrzymanie toczyć się będzie do ostatniej kolejki. Tak też było i w tym roku, ale od początku. Przed sezonem do spadku typowanych było trzech beniaminków ligi, czyli Eibar, Deportivo i Cordoba, a do tego rok w rok walcząca o utrzymanie Granada i Almeria oraz Elche. Sześć ekip, a miejsc spadkowych trzy, dlatego emocji mogliśmy być pewni. Jak dowiedzieliście się wcześniej, na początku sezonu słabo radził sobie Athletic Bilbao i Real Sociedad, które okupowały dół tabeli. Sezon znakomicie rozpoczęły Eibar i z Granadą, bowiem po piątej kolejce zajmowały kolejno ósme i dziewiąte miejsce, co było sporą niespodzianką. Inne zespoły, za wyjątkiem Cordoby, która od początku była czerwoną latarnią ligi, były ponad kreską.
W połowie rundy wszystko wróciło do normy poza sytuacją Eibaru. Klub z niewielkiego baskijskiego miasta wciąż plasował się w górnej połówce tabeli. Cordoba jak dołowała, tak dołowała. Na miejsce zagrożone degradacją spadło Deportivo, a tuż nad nimi były Almeria i Granady, które od strefy spadkowej dzielił albo jeden punkcik albo bilans bezpośredni. Właśnie spotkania bezpośrednie mają w lidze hiszpańskiej ogromne znaczenie, bowiem to one, a nie bilans bramkowy, decydują o kolejności w tabeli w przypadku tej samej ilości punktów. Nieźle radziła sobie tam Granada, która wygrała z Depor i zremisowała z Elche. Ekipa Przemka Tytonia miała to szczęście, że do dziesiątej kolejki miała za sobą spotkania z Realem Madryt, Valencią i Sevillą.
Na półmetku sezonu Eibar wciąż zachwycał i zajmował ósme miejsce ze stratą czterech oczek do siódmej Malagi, czyli do miejsca gwarantującego europejskie puchary! W dole tabeli mieliśmy rewolucję. Dołująca Cordoba w końcu wrzuciła wyższy bieg i w drugiej połówce rundy pokonała Rayo na Vallecas, zdobyła trzy punkty z Granadą i niespodziewanie wywiozła komplet oczek z Nuevo San Mames. Po drodze wpadły jeszcze remisy i tak sposobem po dziewiętnastu kolejkach Cordoba była na czternastym miejscu. Brzmi naprawdę nieźle, ale dolna część stawki była bardzo ściśnięta, gdyż ostatnia Granada miała zaledwie cztery punkty straty to beniaminka z Andaluzji. Miejsca od piętnaście do dziewiętnaście zajmowały kolejno Elche, Getafe, Depor, Almeria, Levante, co oznaczało, że ekipa z Walencji włączyła się do wyścigu o utrzymanie.
Mniej więcej w połowie drugiej rundy, czyli po dwudziestej ósmej kolejce, Eibar zaczął wędrować w dół tabeli, zaliczając serię porażek, głównie jednobramkowych, ale zawsze porażek. Baskowie zajmowali czternaste miejsce i mieli zaledwie trzy punkty przewagi nad strefą spadkową, w której były Levante, Granada i po raz kolejny Cordoba. Tak naprawdę do trzynastego Getafe, które miało ledwie punkt więcej od Eibaru, wszyscy byli kandydatami do spadku. Miejsca od piętnaście zajmowały Elche, Deportivo i Almeria.
Przed ostatnią kolejką pewne spadku od dobrych kilku tygodni była Cordoba. W innej sytuacji było Elche, które w kwietniu zaczęło seryjnie punktować i przed ostatnimi rozstrzygnięciami w lidze mogło spać spokojnie. Spać spokojnie mogły również Levante i Elche. W takim wypadku mieliśmy cztery drużyny i dwa miejsca gwarantujące utrzymanie i dwa spadek. W dobrej sytuacji było Deportivo, które prowadziło w małej tabeli, która brała pod uwagę mecze bezpośrednie między czteroma zespołami, jednak na ich nieszczęście w trzydziestej ósmej kolejce jechali na Camp Nou do Barcelony. Pół biedy, że Barca miała wtedy pewny tytuł i jej problemem, jeśli w ogóle można to tak nazwać, było godne pożegnanie Xaviego i świętowanie mistrzostwa. Ostatecznie w spadkowej trójce znalazły się Cordoba, Almeria i Eibar, jednak Elche zostało karnie zdegradowane za sprawy organizacyjno-finansowe i wszystko wskazuje na to, że w kolejnym sezonie znów będzie oglądać mecze na malutkim Ipurrua.
Biało-czerwone role
Po raz pierwszy od wielu sezonów w La Liga mogliśmy kibicować reprezentantom Polski, którzy odgrywali w swoich klubach ważne role. Sezon 2014/15 był zdecydowanie sezonem Grzegorza Krychowiaka, który sprowadzony z francuskiego Reims okazał się fantastycznym wzmocnieniem środka pola Sevilli. Defensywny pomocnik z Polski był absolutnie jednym z liderów ekipy Unaia Emery’ego i kiedy był tylko dostępny do gry, miał pewne miejsce w jedenastce Andaluzyjczyków. Rozegrał 32 spotkania (2 717 minut), w których strzelił dwa gole (dwa kolejne dołożył w Lidze Europy, gdzie Sevilla sięgnęła po główne trofeum) i zaliczył jedną asystę. Kolejne statystyki Polaka to 1504 podania, 4 podania kluczowe, 24 strzały (9 celnych), 81 fauli, 13 żółtych i 1 czerwona kartka, 190 odbiorów.
Zdecydowanie bardziej burzliwy sezon miał Przemysław Tytoń, który wypożyczony do Elche wprawdzie zaczął sezon w bramce ekipy Frana Escriby, ale po czterech kolejkach stracił miejsce w jedenastce na rzecz Manu Herrery. Wrócił do niej w kolejce nr 10. i dopiero wtedy trafił z dobrą formą, a dołujące dotychczas Elche wreszcie zaczęło wydostawać się z dna. Polski bramkarz rozegrał ostatecznie w barwach swojego zespołu 32 mecze, w których puścił 47 goli i zaliczył 85 parad. Mimo wszystko został uznany przez kibiców Elche jednym z ‘bohaterów’ tego zespołu, który obok Jonathasa miał największy wpływ na utrzymanie Franjiverdes.
Zdecydowanie najgorzej te rozgrywki będzie wspominał Cezary Wilk z Deportivo, który nie potrafił się na dobre przebić do jedenastki beniaminka. Łącznie rozegrał tylko 11 spotkań i 603 minuty, a w dodatku sezon kończył najpierw regularnie zasiadając na trybunach, a następnie doznając poważnej kontuzji śródstopia, która wyeliminowała go z ostatnich miesięcy sezonu.
Europa znowu hiszpańska
Rok temu Ligę Europy zwyciężyła Sevilla, a Ligę Mistrzów Real Madryt, co więcej pokonując w finale Atletico, inną hiszpańską ekipę. Ten sezon europejskich pucharów był równie udany dla drużyn z Półwyspu Iberyjskiego.
Pierwszy trzy drużyny sezonu 2013/2014, czyli Atletico, Barca i Real, miały zapewnioną fazę grupową Ligi Mistrzów. Czwarta ekipa, Athletic, musiał walczyć o tę fazę w ostatniej rundzie eliminacji. Los nie był łaskawy dla Basków, bowiem trafili na włoskie Napoli. Faworytem była raczej drużyna z Neapolu. Pierwszy mecz rozgrywany był we Włoszech. Na Półwyspie Apenińskim padł wynik 1-1, a gole strzelali Iker Muniain dla Athleticu i Gonzalo Higuain dla Napoli. Ten wynik sprawiał, że ekipa z północy Hiszpanii do rewanżu przystępowała w dobrych nastrojach. W drugim meczu pierwsi na prowadzeniu byli przyjezdni za sprawą trafienia Marka Hamsika. Jednak Athletic w niecały kwadrans zamknął sprawę awansu. Dwa gole Aritza Aduriza i jeden gol Ibaia Gomeza załatwiły fazę grupową Baskom.
Faza grupowa była dla zespołu z San Mames mniej udana. Athletic miał w grupie FC Porto, Szachtar Donieck i BATE Borysów. Po czterech z sześciu meczów hiszpańska ekipa nie zdobyła choćby punktu, jednak w ostatnich dwóch meczach udało im się pokonać obie ekipy ze wschodniej części Europy i tym sposobem zajęli trzecie miejsce w grupie, które uprawniało ich do gry w fazie pucharowej Ligi Europy. Zarówno Real, Atletico i Barcelona wygrały swoje grupy, choć ci ostatni do ostatniego meczu nie byli pewni liderowania w tabeli. W ostatnim meczu Katalończycy grali przed własną publicznością z PSG i potrzebowali zwycięstwa, by zająć pierwsze miejsce. Już po kwadransie gry paryżanie prowadzili za sprawą trafienia Zlatana Ibrahimovicia, jednak niezawodny tercet Messi-Suarez-Neymar zapewnił Barcy wygraną.
W fazie pucharowej o pechu mogła mówić Barca, bo w 1/8 finału trafiła na mistrza Anglii, Manchester City. Choć Atleti trafiło na Bayer Leverkusen, a Real na Schalke, to ekipa Luisa Enrique paradoksalnie, mimo najtrudniejszego rywala, najbardziej gładko awansowała spośród tej trójki. Podopieczni Diego Simeone wywalczyli sobie ćwierćfinał dopiero w rzutach karnych, zaś Real do ostatnich minut spotkania rewanżowego nie był pewny awansu. W 1/4 finału los sprawił, że byliśmy świadkami derbów Madrytu, a Blaugrana ponownie mierzyła się z PSG. Po bezbramkowym remisie na Vicente Calderon ciężko było wskazać faworyta w rewanżowym starciu Real-Atletico. Ostatecznie po golu Javiera Hernandeza Real wygrał 1-0 i zameldował się w półfinale. Barca łatwo pokonała w pierwszym meczu na Parc des Princes PSG 3-1 i praktycznie zapewniła sobie awans przed rewanżem. W finałowej czwórce mieliśmy dwie hiszpańskie ekipy. Całe szczęście podczas losowania Bayern trafił na Barcelonę, a Real na Juventus, dlatego mogliśmy być świadkami El Clasico w finale w Berlinie, jednakże to Bawarczycy byli stawiani w roli faworyta w dwumeczu. Wbrew prognozom w finale zagrał Juventus z Barcą. Ci pierwsi sensacyjnie wyeliminowali Królewskich, wygrywając na Juventus Stadium 2-1 i remisując 1-1 na Bernabeu. Z kolei Duma Katalonii w pierwszym meczu na Camp Nou miała zabójczą końcówkę. Dwa gole Messiego i Neymara w doliczonym czasie gry sprawiły, że bordowo-granatowi jedną nogą byli w finale. Na Allianz Arena Bayern wprawdzie wygrał, ale tylko 3-2. W wielkim finale Barcelona nie bez problemów zwyciężyła Starą Damę. Gola na 1-0 strzelił Ivan Rakitić w czwartej minucie. Co ciekawe, Chorwat gra z numerem czwartym i strzelił czwartego najszybciej zdobytego gola w historii finałów Ligi Mistrzów. Juve odpowiedziało na początku drugiej części gry trafieniem Alvaro Moraty, jednak gole Luisa Suareza i Neymara zapewniły Barcy piąty Puchar Europy w historii klubu.
W eliminacjach do fazy grupowej Ligi Europy grać musiały dwie hiszpańskie ekipy, Villarreal i Real Sociedad. Baskijska ekipa w trzeciej rundzie eliminacji rozegrała dwumecz ze szkockim Aberdeen. Drużyna Jagoby Arrasate wygrała oba spotkania i weszła do kolejnej rundy, gdzie los skrzyżował ich drogi z rosyjskim Kubaniem Krasnodar Artura Jędrzejczyka. Pierwszy mecz, po golu Xabiego Prieto, drużyna z San Sebastian wygrała, jednak srogie 0-3 na wyjeździe sprawiło, że Estadio Anoeta nie ujrzało fazy grupowej LE w sezonie 2014/2015. Villarreal miał ten komfort, iż od grupy dzieliły ich tylko dwa mecze i to z kazachską Astaną. Lekkie 7-0 w dwumeczu załatwiło sprawę i takim sposobem mieliśmy dwie hiszpańskie ekipy w fazie grupowej.
Obok Żółtej Łodzi Podwodnej, która miała w grupie Borussię Moenchengladbach, Apollon i FC Zurich, była też Sevilla z Feyenoordem, Rijeką i Standardem Liege w grupie. O dziwo żadna z hiszpańskich drużyn nie wygrała swoich grup. Andaluzyjczycy zremisowali z Rijeką i Liege, co mocno pokrzyżowało plany awansu z pierwszego miejsca. Z kolei Villarreal przegrał z Zurichem, który ostatecznie zakończył zmagania na trzecim miejscu.
W 1/16 finału Athletic Bilbao, który zajął trzecie miejsce w Lidze Mistrzów, trafił na Torino Kamila Glika. Remis w Turynie i porażka na Nuevo San Mames, że Baskowie dosyć szybko skończyli swoją przygodę w tych rozgrywkach. Sevilla trafiła na rywala grupowego Villarrealu, Borussię Moenchengladbach, zaś ekipa Marcelino na rewelację fazy grupowej, austriacki Red Bull Salzburg. Mimo niełatwych zadań i Villarreal, i Sevilla wygrały po dwa mecze i pewnie weszły do 1/8 finału, gdzie rywalizowali o awans do ćwierćfinału bezpośrednio między sobą. Dzięki dobrej grze obronnej i znakomitym kontrom Sevilla pokonała Villarreal i weszła do 1/4, gdzie czekał na nich Zenit St. Petersburg. Pierwszy mecz rozegrano na Ramon Sanchez Pizjuan. Wtedy gospodarze wygrali 2-1. W Rosji do 85. minuty też było 2-1 dla gospodarzy, ale właśnie na pięć minut przed końcem Kevin Gameiro strzelił gola i zapewnił półfinał swojej ekipie. Tam czekała na nich włoska Fiorentina. Wielu ostrzyło sobie zęby na zaciętą rywalizację, ale okazało się, że chłopcy Unaia Emeryego bez problemu dali sobie radę, wygrywając 3-0 w Sewilli i 2-0 we Florencji. W wielkim finale na Stadionie Narodowym w Warszawie Sevilla zagrała z Dnipro Dniepropietrowsk. Tam znakomicie zagrał nasz rodak, Grzesiek Krychowiak i oczywiście Carlos Bacca. Te dwie persony zapewniły Sevilli kolejny tryumf w Lidze Europy.
Statystyki sezonu:
- rozegrano 380 meczów
- strzelono w nich 1009 goli (2,66 na mecz)
- pokazano 2145 żółtych i 100 czerwonych kartek (kolejno 5,64 i 0,26 na mecz)
- statystycy naliczyli 516 zawodników, którzy rozegrali choćby minutę, 7040 strzałów, 310819 podań, 289 zwycięstw jednej z drużyn oraz 91 remisów.
Jedenastka sezonu: Claudio Bravo (Barcelona) – Dani Carvajal (Real Madryt), Gerard Pique (Barcelona), Nicolas Otamendi (Valencia), Jose Luis Gaya (Valencia) – Leo Messi (Barcelona), Grzegorz Krychowiak (Sevilla), James Rodriguez (Real Madryt), Neymar (Barcelona) – Antoine Griezmann (Atletico), Cristiano Ronaldo (Real Madryt)
Rezerwowi: Diego Alves (Valencia), Dani Alves (Barcelona), Diego Godin (Atletico), Jordi Alba (Barcelona), Marcelo (Real M.), Dani Parejo (Valencia), Alberto Bueno (Rayo), Nolito (Celta), Aritz Aduriz (Athletic), Carlos Bacca (Sevilla), Luis Suarez (Barcelona)
Piłkarz sezonu: Lionel Messi (Barcelona)
43 gole i 18 asyst – to dorobek Argentyńczyka, który poprowadził Barcelonę do mistrzostwa Hiszpanii, nawet kosztem swoich statystyk indywidualnych. W najważniejszych momentach to jednak Messi brał na siebie ciężar gry Barcy i wychodziło mu to znakomicie.
Trener sezonu: Luis Enrique (Barcelona)
Przez pół sezonu krytykowany (przez niektórych nawet zwalniany) za brak kontroli nad drużyną i kiepskie decyzje kadrowe, ale w drugiej części rozgrywek jego rotacje i dobre przygotowanie fizyczne okazały się mieć zbawienny wpływ na Messiego i spółkę. Barca w drugiej połowie sezonu była zdecydowanie najsilniejszą drużyną na świecie.
Rewelacja sezonu: Alberto Bueno (Rayo)
Grać w Realu czy Barcelonie i zdobyć 17 goli to nie jest wielki wyczyn. Uczynić to jednak występując w barwach Rayo Vallecano, to już jest sztuka. Bueno wykorzystał swoją ostatnią okazję, aby wypromować się i zyskać kontrakt w lepszym zespole, którym będzie FC Porto.
Odkrycie sezonu: Jose Luis Gaya (Valencia)
Sprzedany został Alba, sprzedany został Bernat, a Valencia znowu może liczyć na bardzo dobrego lewego obrońcę. Jest nim młodziutki Gaya, który na Mestalla zanotował znakomity sezon i znalazł się w orbicie zainteresowań Realu Madryt oraz selekcjonera reprezentacji Hiszpanii, Vicente del Bosque.
Jedenastka rozczarowań: Guillermo Ochoa (Malaga) – Douglas (Barcelona), Thomas Vermaelen (Barcelona) – Gareth Bale (Real Madryt), Asier Illarramendi (Real Madryt), Sami Khedira (Real Madryt) - Alvaro Negredo (Valencia), Mario Mandżukić (Atletico), Alfred Finnbogason (R. Sociedad)
Rozczarowanie sezonu (piłkarz): Gareth Bale (Real M.)
Sezon 2013/2014 był dla Bale’a naprawdę niezły, ale o niedawno zakończonym wolałby zapomnieć. Kompletnie nie dawał rady, nie był pod grą, nie szarpał ataków drużyny rajdami na flance. Podsumowaniem tegorocznej kampanii Bale’a było wiosenne El Clasico, kiedy to jego kontakty z piłką można było dosłownie policzyć na palcach jednej ręki.
Rozczarowanie sezonu (trener): Pablo Franco (Getafe)
Pablo Franco w lutym zastąpił Quique Floresa. Prowadził drużynę Getafe przez czternaście meczów, z czego wygrał zaledwie dwa starcia. Nic dziwnego, że klub postanowił nie przedłużać z nim umowy na kolejny sezon.
Rozczarowanie sezonu (drużyna): Real Sociedad
Ten sezon pokazał, że Real Sociedad był drużyną opartą na dwóch indywidualnościach, Antoine Griezmannie i Caludio Bravo, którzy zmienili klub przed tym sezonem. Tak naprawdę ciężko o jakiekolwiek logiczne wytłumaczenie.