David De Gea nie trafi do Realu Madryt! Bramkarz zostanie w Manchesterze United
To miała być wielka wymiana bramkarzy na linii Madryt - Manchester. Do Realu miał się przenieść David De Gea, natomiast w przeciwnym kierunku powędrować Keylor Navas. Wydawało się, że na kilka godzin przed zamknięciem okienka wszystko zostało uzgodnione i pozostaje już tylko czekać na oficjalny komunikat. Nic takiego jednak nie nastąpiło - jak się okazało, transfer upadł, ponieważ dokumenty zostały przesłane za późno.
Ostatni dzień okienka transferowego to moment wyczekiwany z niecierpliwością przez kibiców oraz dziennikarzy. 24 godziny, w ciągu których można przeprowadzić ogrom świetnych transferów. A dla piłkarzy ostatnia szansa na zmianę barw klubowych. Tak było w przypadku Davida De Gei, który miał się przenieść do Realu, gdzie zastąpiłby legendę madryckiego klubu, Ikera Casillasa. Hiszpan, który uchodzi za jednego z największych specjalistów od łapania piłki na świecie, był łączony z "Królewskimi" praktycznie przez całe lato. W pewnym wydawało się jednak, że Real odpuści starania o jego osobę i wróci do tej sprawy dopiero za rok. Wtedy też wygasłby kontrakt De Gei z Manchesterem United, a on sam przeniósłby się do Madrytu za darmo.
Całą intrygę przejrzał jednak szkoleniowiec "Czerwonych Diabłów" Louis van Gaal. Holender odstawił hiszpańskiego bramkarza od składu, wysyłając czytelny komunikat: jeżeli De Gea nie przedłuży umowy z MU, a chce w tym sezonie grać, musi już latem zmienić barwy klubowe. Próby nacisku na piłkarza oraz Real przyniosły oczekiwane skutki, choć wszystkie strony wzięły się za finalizację transferu dopiero w końcówce okienka. Ostatecznie operacja miało wyglądać tak: De Gea za 25-30 milionów euro przenosi się na Santiago Bernabeu, a w drugą stronę za około 10-12 milionów (mówiło się nawet o 15) wytransferowany zostanie Keylor Navas, który zaczął sezon jako jedynka w bramce "Królewskich".
Wydawało się zatem, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Koniec okienka zbliżał się jednak nieubłaganie (przynajmniej w Hiszpanii, w Anglii trwa ono jeszcze dzisiaj), a kibice nerwowo odświeżali oficjalne strony internetowe obu klubów, oczekując odpowiedniej informacji. Ale się jej nie doczekali. Bynajmniej nie okazało się, że transfer De Gei był dziennikarską kaczką. Po prostu ktoś nie znał zasady, że wszystkiego nie zostawia się na ostatnią chwilę. Strona angielska podobno wysłała niezbędne dokumenty 20 sekund (pojawia się również wersja z jedną minutą) po wymaganym terminie (mówi się również o tym, że wcześniej do Hiszpanii dotarły wersje plików w nieodpowiednim formacie/zabezpieczone hasłem). Transfer tym samym nie wszedł w życie.
Taką sytuację trudno określić inaczej niż amatorszczyznę włodarzy Manchesteru oraz Realu, którzy mieli dwa miesiące na spokojne przeprowadzenie transakcji. Po tym jak transfer nie doszedł do skutku, największym przegranym okienka transferowego jest bez wątpienia David De Gea. Hiszpan w Anglii jest na cenzurowanym i na chwilę obecną nie ma szans na grę. Pozostanie na Wyspach oznacza dla niego kilka straconych miesięcy. Hiszpan z pewnością będzie sfrustrowany takim obrotem spraw, ale uniknie innego rodzaju nerwów. De Gea jest bowiem wychowankiem Atletico Madryt i parę lat temu zapierał się, że nie ma opcji, żeby przeszedł do Realu. Nie trzeba więc wyjaśniać, że fani Atleti nie są zadowoleni z decyzji transferowej swojego byłego ulubieńca. W lepszej sytuacji jest Navas, który może liczyć na miejsce w bramce Realu. Kostarykanin straciłby jednak finansowo - obecnie zarabia 2,5 miliona euro rocznie, a w Anglii jego gaża wzrosłaby do czterech milionów.
Press Focus/x-news