menu

Danielewicz na gola czekał dwa i pół roku: Trochę wstyd! Nie wiedziałem, że to trwało aż tyle

24 lutego 2016, 16:56 | Daniel Harasim/Kurier Lubelski

Krzysztof Danielewicz zdobył w Krakowie bramkę na wagę historycznego remisu. Mecz z Wisłą był dopiero jego drugim występem w barwach Górnika Łęczna.

Krzysztof Danielewicz (z prawej) był bohaterem spotkania Górnika Łęczna z Wisłą w Krakowie
Krzysztof Danielewicz (z prawej) był bohaterem spotkania Górnika Łęczna z Wisłą w Krakowie
fot. Wojciech Matusik / Polska Press

Wie Pan, kiedy Górnik Łęczna ostatnio ugrał punkty na Wiśle?
Nie mam pojęcia.

Nigdy. W końcu się udało, ale Wisła chyba jeszcze nie zagrała z Górnikiem tak słabo.
Rzeczywiście. Muszę przyznać, nie byłem przyzwyczajony do takiej gry Wisły.

Ta marka budzi jeszcze w ogóle respekt w szatni? Kiedyś z Białą Gwiazdą każdy chciał zagrać. Dzisiaj to rywal jak każdy inny.
Trzeba przyznać, niestety dla Wisły, że to nie jest już ten zespół co kiedyś, gdy Żurawski z Frankowskim strzelali mnóstwo bramek. Wtedy, gdy krakowianie jechali gdzieś na mecz, to pytanie brzmiało: „będzie 0:3 czy 0:5?”. Ale na pewno to nadal duża marka. Jeszcze się dźwigną i pokażą pazur, trener Pawłowski pociągnie ich do góry.

Zdobyliście punkt czy straciliście dwa? Mieliście dużo więcej argumentów.
Odczucia mamy bardzo podobne jak po meczu z Piastem. To remis z niedosytem, bo klarownych sytuacji stworzyliśmy sobie więcej. Można żałować, aczkolwiek takie mecze to dobry prognostyk. Zostawiają niedosyt, ale stwarzamy sobie dużo sytuacji, a gra w defensywie też wygląda stabilnie. To kwestia jeszcze większej pracy na treningach. Trzy punkty w końcu będą musiały przyjść.

Szkoda gola Guerriera, bo to był Wasz jedyny poważniejszy błąd taktyczny w meczu i zostaliście za niego dotkliwie ukarani.
Prawda, to było niepotrzebne, oni mieli też trochę szczęścia. Taka jest piłka, gole padają z niczego. Trzeba umieć sobie z tym radzić, umieć gonić wynik. Nam się udało, mieliśmy apetyt na drugiego gola, ale nie wyszło.

Brakuje Wam jeszcze zgrania? Było kilka takich momentów, że do wypracowania dobrej sytuacji zabrakło zrozumienia i troszkę się gubiliście.
W ofensywie rozumiemy się coraz lepiej z Kubą Świerczo-kiem, Grzesiem Boninem, Grzesiem Piesio i Przemkiem Pitrym. Już załapałem, jak z nimi grać. To bardzo dobrzy piłkarze i nie trzeba dużo czasu, żeby zacząć czytać ich jak książki. Język piłki nożnej jest dosyć prosty. Jest już dobrze i jestem pewny, że będzie lepiej. Najlepszą weryfikacją naszego zrozumienia, formy strzeleckiej, będą wygrane.

Na bramkę w ekstraklasie czekał Pan dwa i pół roku. Jak to jest – woli Pan szukać lepiej ustawionych kolegów, czy po prostu nie miał Pan szczęścia?
(śmiech) Brakowało szczęścia. W moich ostatnich meczach w Śląsku miałem kilka razy poprzeczki, słupki, wiele dobrych sytuacji. Z drugiej strony, brak bramek wynikał też z pozycji, bo we Wrocławiu byłem ustawiany niżej i miałem więcej zadań defensywnych. Właściwie... nie wiedziałem, że to trwało aż tyle. Myślałem, że około roku, ale dwa i pół? Trochę wstyd!

No tak, po raz ostatni trafił Pan do siatki w debiucie w ekstraklasie, w 2013 roku, dla Cracovii.
No cóż powiedzieć... ważne, że w końcu wpadło. Szkoda, że ten gol nie dał więcej punktów. Obym teraz częściej pojawiał się na listach strzelców. Chociaż tak naprawdę będę się cieszył z każdych punktów, nieważne czy strzelę, czy nie. Powiem szczerze, że bardziej cieszę się z asyst.

Nie było jeszcze okazji zapytać – jak podoba się Panu w Łęcznej?
Bardzo dobrze, drużyna fajnie mnie przyjęła. Moje pierwsze spotkanie to obóz w Portugalii, który bardzo dobrze wspominam, zarówno pod względem sportowym, jak i koleżeńskim, aklimatyzacji w drużynie. To bardzo zgrana ekipa, fajni i przyjaźni ludzie. Nie sądziłem, że jest tutaj aż tak duży potencjał piłkarski. Towarzyszą mi tu same pozytywy.

Jest Pan tylko wypożyczony ze Śląska, ale kibice nie będą chcieli Pana stąd puścić. W Górniku bardzo lubi się walczaków takich jak Pan, między innymi dlatego Velo Nikitović ma tutaj status ikony.
Velo to legenda. Jak konsultowałem mój transfer do Górnika z Mariuszem Pawelcem, to słyszałem, że jest tutaj bardzo poważany, poza tym jest uznaną marką piłkarską. Po przyjeździe się o tym przekonałem. Mimo wieku to nadal świetny piłkarz, potrafi zadziwić na treningu. To także typowy serbski charakter. Nigdy nie odpuszcza.
Czuję się w Łęcznej dobrze, a co będzie w przyszłości? Życie pokaże. Teraz pracuję dla Górnika, wyciągnięto tu do mnie pomocną dłoń. Będę pracował przede wszystkim na to, by jak najlepiej się prezentować i rozwijać.

Kurier Lubelski


Polecamy