menu

Czesław Boguszewicz: Przykro jest patrzeć na Arkę Gdynia

10 kwietnia 2017, 12:11 | Szymon Szadurski

Rozmowa z Czesławem Boguszewiczem, zdobywcą Pucharu Polski z Arką Gdynia.


fot. Tomasz Bolt/Polska Press

Jako były gracz Arki i Pogoni obserwował Pan z trybun mecz w Szczecinie. O postawie gdynian raczej nie może Pan powiedzieć nic dobrego. Prawda?
Niestety takie są fakty. W pierwszej połowie jakoś to jeszcze wyglądało. Szybko odbiliśmy się i wyrównaliśmy. W drugiej połowie na grę Arki było już bardzo przykro patrzeć. Byliśmy wolniejsi, źle zorganizowani. Grę Arki podsumować można trzema słowami: błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Tak dalej być po prostu nie może.

Wielu kibiców domaga się dymisji trenera Grzegorza Nicińskiego. Czy to Pana zdaniem jedyna metoda na reagowanie na ten kryzys?
Nie jestem tak blisko klubu, jak działacze i zarząd, więc powinni oni przeanalizować sytuację we własnym gronie i wyciągnąć wnioski. Jedno jest pewne, jakieś ruchy trzeba zrobić, bowiem inaczej obudzimy się w I lidze. Fanów trzeba też szanować i liczyć się z ich zdaniem. Jednak nie może być ono jedynym wyznacznikiem. Kazimierz Górski mawiał, że słucha wszystkich, w tym także kibiców, ale decyzje podejmuje sam.

W Arce szwankuje obecnie głównie defensywa. Środkowi obrońcy prezentują się tragicznie.
Tak duża liczba traconych bramek to jest nie tylko ich wina. Gra obronna w nowoczesnej piłce zaczyna się już od napastników. Arka dziś broni źle jako cały zespół. Jeśli pomocnik przegrywa pojedynek w środku pola i zamiast wracać się, podziwia swoje buty, zostawia obrońców bez pomocy, to nie dziwmy się, że takie są potem efekty. Arka przegrywa nie tylko dlatego, że źle broni, ale także za mało zdecydowanie atakuje. Szczególnie w meczach u siebie gra zbyt zachowawczo, cofa się do obrony. Jeśli do Gdyni przyjeżdża ostatni w tabeli Górnik Łęczna, lub I-ligowe Wigry Suwałki i swobodnie hasają sobie na połowie Arki, to jest to jakaś paranoja. Kryzys jest niestety wielopłaszczyznowy i nie ma prostej recepty na wyjście z tej sytuacji. Jeśli piłkarzy nogi nie niosą, a głowa nie funkcjonuje odpowiednio, można im obiecać nawet po 100 tys. dolarów za zwycięstwo, a niewiele to pomoże.