menu

Czasy noszenia na rękach powinny odejść w zapomnienie

2 sierpnia 2013, 12:43 | Sebastian Czapliński

Dramatyczna Legia, kompromitująco beznadziejny Lech Poznań, odpadający z Azerami Piast i dający jakiekolwiek nadzieje na lepsze jutro Śląsk Wrocław. Tak wygląda na tę chwilę polska przygoda z europejskimi pucharami. Przygoda, która już od kilku lat nie powinna być zaskoczeniem dla polskich kibiców. Jeżeli nawet reprezentacja coraz niebezpieczniej zbliża się do magicznego setnego miejsca w Rankingu FIFA, to jak ma być lepiej?

Jak przedstawia się obecnie obraz przeciętnego polskiego zawodnika? Najlepszym tego przykładem jest obrońca Lecha Poznań – Tomasz Kędziora, który przegrywając z Żalgirisem Wilno 0:1, podczas jednego z rzutów rożnych dla gospodarzy, zaczął się… modlić. Rozumiecie? Piłkarz zespołu, którego zawodnicy zarabiają kilkakrotnie więcej, niż jego rywale liczy już tylko na pomoc Boga, bo sam wie, że nie potrafi nawiązać równorzędnej walki z rywalem, w którego barwach biega zawodnik, którego nie chciano nawet w polskiej 1 lidze! Do obrazu nędzy i rozpaczy brakowało jeszcze płaczącego Manuela Arboledy, bo kolejnego „babola” w wykonaniu Krzysztofa „wiecznie pierwszego” Kotorowskiego byliśmy oczywiście świadkami.

Po spotkaniu, w obraz tej folklorystycznej imprezy sportowej wpisał się jak ulał trener Lecha Poznań - Mariusz Rumak, który odmówił wywiadu dziennikarzowi Polsatu Sport kierując w jego kierunku słowa – „K..., już raz powiedziałem, że nie, k.…, nie rozumiesz? Jesteście kanałem zamkniętym! Nie będzie rozmów! Idź, k.…, sobie tam, z nimi (wskazał na piłkarzy Žalgirisu) sobie gadaj, a nie ze mną”. Mariusz Rumak. Trener, który sześć razy sięgał po tryumf w Champions League, osiem razy zdobywał Mistrzostwo Polski i tyle samo razy sięgał po Puchar Polski. Coś pomyliłem? Ano tak! To facet, który w trenerce stawia pierwsze kroki, nic nie zdobył, a już dziś chodzi z głową w chmurach.

Gwiazdy… Aż roi się ich na polskich boiskach. Co drugi ma za sobą spektakularną reprezentacyjną karierę, a co trzeci grał w fazie grupowej Champions League. Znowu coś pomyliłem? No tak! Polski klub od 17 lat nie potrafi awansować do fazy grupowej Champions League, odpadamy z pucharowych rywalizacji z zespołami z Azerbejdżanu, Estonii, Kazachstanu, czy Gruzji, a reprezentacja ośmieszana jest przez kolesi z Mołdawii. Przecież to jakiś absurd! 40 milionowy kraj nie potrafi wyszkolić jedenastu dobrych zawodników!

Powiem szczerze, bez żadnej ściemy. Dziwię się niektórym polskim kibicom, czy dziennikarzom, którzy spotykając polskiego piłkarza o mało nie włażą mu w d***. Bo niby dlaczego Pan Piłkarz ma być traktowany inaczej, niż Pan Wiesio, który wstaje codziennie o 6:00 rano do pracy i wozi nas przez pół dnia autobusem, abyśmy mogli zdążyć do pracy? Co oferuje nam polski Pan Piłkarz? Ligową miernotę, europejski oklep i narodową złość, bo mimo to, taki Pan Piłkarz zarobi kilkanaście razy więcej od nas.

Co polski kibic rozumie przez pojęcie "Idol"? Idolem może być Messi. Idolem może być Ronaldo. Idolem może być nawet Lewandowski, ale tylko ten z BVB. Czy idolem może być piłkarz z polskiej ligi, czyli taki, który po 45 minutach meczu ma już dość i najchętniej spakowałby walizki i wyjechał się opalać, gdzieś nad wodę, bo „pogoda bardzo nie sprzyja dziś graniu w piłkę”? Myślicie, że gdyby wspomniany wcześniej Pan Wiesio zaczął narzekać na to, że w autobusie ma za ciepło i w zasadzie to nie chce mu się za bardzo nim jeździć, nie straciłby na następny dzień roboty? Straciłby! I jeszcze dodatkowo miałby problem, aby gdziekolwiek indziej tę robotę znaleźć. A polski piłkarz? Jak nie tu, to gdzie indziej. Przecież i tak zapłacą i to zapłacą lepiej, niż panu Wiesiowi, a i mniej, niż Pan Wiesio się narobi. Czasy, kiedy nosiło się gwiazdy polskiej piłki na rękach powinny odejść w zapomnienie, dopóki ktoś wreszcie nie zrozumie, że piłkarz, to taki sam zawód jak strażak, policjant, nauczyciel, sprzątaczka, itp… Od piłkarza również należy wymagać 100% zaangażowania w wykonywaną przez siebie pracę, a jeżeli jej nie ma, to z uśmiechem na ustach mu podziękować.

Działacze klubowi przed każdym startem sezonu narzekają na to, że w klubowej kasie nie ma pieniędzy. Jeżeli ma się w swoim zespole kilku piłkarzy zarabiających 300 tys. euro rocznie, to jak tej kasy ma być dużo? Inwestują 300 tys. euro w kilku zawodników, a w zamian otrzymują lanie od europejskiego kopciuszka, już w początkowej fazie eliminacji w europejskich pucharach. Gdzie tu logika? Kto na tym cierpi najbardziej? Oczywiście kibice! I pod względem sportowym, bo nawet nie ma na co popatrzeć, ale i także pod względem finansowym, bo aby załatać dziurę w budżecie spowodowaną zbyt wysokimi kontraktami, klubowi działacze podnoszą ceny biletów. To jest właśnie biznes po polsku!

Na samo zakończenie opowiem pewną anegdotę. W jednym z hoteli spotkał się były piłkarz ze swoim byłym prezesem. Były piłkarz mówi do prezesa: – Wie Pan, Panie Marku... Kiedy grało się w piłkę całe życie, to ciężko odnaleźć się w nim po zawieszeniu butów na kołku. Nie wiadomo co ze sobą zrobić. Na to odparł prezes – Widzisz Piotrek… A to tylko z tego powodu, że całe życie nic nie robiłeś…

Sebastian Czapliński/Ekstraklasa.net


Polecamy