Finał FA Cup nie dla Liverpoolu, mistrzostwo nie dla Manchesteru United. Podsumowanie weekendu na angielskich boiskach
W sobotę i niedzielę na angielskich boiskach działo się naprawdę dużo. I nie mamy tutaj na myśli tylko rozgrywek ligowych, gdyż na Wembley odbyły się dwa półfinały Pucharu Anglii. Sprawdźcie, co ciekawego zaprezentowali nam piłkarze w Anglii.
Liga angielska
Crystal Palace – West Brom 0:2
0:1 Morrison
0:2 Gardner
Zespół "Orłów", który przed tą kolejką znajdował się na fali wznoszącej, był zdecydowanym faworytem. Nie od dziś wiadomo, że pojedynki na Selhurst Park nie należą do najłatwiejszych o czym przekonał się ostatnio chociażby Manchester City. Początek spotkania należał do tych z gatunku sensacyjnych, bowiem już po pierwszej akcji West Bromu padła bramka. Piłkę do siatki wpakował Morrison uciszając londyńską publiczność. Po tej bramce gospodarze rzucili się do huraganowych ataków. Szczególnie niebezpieczny był znajdujący się ostatnio w życiowej formie Bolasie. Podopieczni Pardew dominowali niepodzielnie, ale o ostatecznych losach meczu zadecydował (jak to często w przypadku West Bromu bywa) stały fragment gry, po którym Gardner popisał się uderzeniem z dystansu godnym bramki kolejki. „Orły” do końca atakowały, ale nawet gdy Sanogo wpakował piłkę do siatki, bramka nie została uznana. Asystent trzymał chorągiewkę w górze. Wspaniała seria zwycięstw Crystal Palace w końcu została przerwana.
Stoke – Southampton 2:1
0:1 Schneiderlin
1:1 Diouf
2:1 Adam
Pierwsze fragmenty tego meczu zaprzeczały teorii mówiącej, że Stoke to twierdza niezwykle trudna do zdobycia i na ich boisku trzeba walczyć o każdy metr. Gospodarze wydawali się być zagubieni, czego dowodem była bramka stracona po stały fragmencie gry. Sprytem w polu karnym wykazał się Schneiderlin. Stoke nie zachwycało, ale w drugiej połowie pomogło im szczęście, kiedy to w kuriozalnych okolicznościach bramkę zdobył Diouf. Mecz nie był porywającym widowiskiem. Zespoły były ospałe, nie forsowały gry ofensywnej jakby zadowolone z remisu. Sytuację odmieniła bramka Adama, po zamieszaniu w polu karnym w samej końcówce. Na odrabianie strat w wykonaniu "Świętych" było już za późno.
Everton - Burnley 1:0
1:0 Mirrallas
Podopieczni Roberto Martineza znajdujący się ostatnio w wyśmienitej formie stanęli przed wyzwaniem przedłużenia dobrej serii w okolicznościach, które przynajmniej teoretycznie powinny być sprzyjające. Na Goodison Park zawiała ostatnia drużyna tabeli. Burnley od samego początku wyglądało jakby jeszcze nie wyleczyło kaca po ostatniej niezasłużonej porażce z Arsenalem. Everton mógł zaliczyć bardzo udany początek spotkania dzięki indywidualnej akcji Lennona. Angielski skrzydłowy wywalczył rzut karny, który na bramkę nie potrafił zamienić Ross Barkley. Heaton popisał się świetną interwencją. Z tempa nie zwalniał Lennon, który tego dnia był istnym motorem napędowym swojej drużyny. Burnley wydawało się momentami bezradne. Efektem tego była bramka Kevina Mirrallasa, który pokazał klasę rodem z poprzedniego sezonu. Odrabianie strat swoim kolegom utrudnił Barnes, który jeszcze przed przerwą zobaczył czerwoną kartkę. Próby wyrównania na nic się zdały, a Roberto Martinez mógł zaksięgować na swoim koncie kolejne trzy punkty. Z czystym sumieniem można powiedzieć, że Lennon powoli wraca do swojej najlepszej formy. Kapitalny mecz tego zawodnika.
Leicester – Swansea 2:0
1:0 Ullola
2:0 King
Walczące o utrzymanie Leicester, z Marcinem Wasilewskim w podstawowym składzie, stanęło przed niezwykle trudnym zadaniem pokonania Swansea Łukasza Fabiańskiego. "Lisy" podbudowane ostatnim wielkim come-backiem w meczu z West Bromem, od samego początku naciskali na zespół Łabędzi i dosyć szybko zasłużyli sobie na bramkę. Do blasku fleszy powrócił po raz kolejny Ullola dając pierwszą bramkę swojej drużynie. Gospodarze dobrze wiedzieli, że Swansea to drużyna niezwykle mocna w ofensywie i zachowanie czystego konta w tym spotkaniu będzie trudne, dlatego krok po kroku pracowali na drugą bramkę. Teoria o sile rażenia przyjezdnych zdała się potwierdzać, a wynik przez długi czas utrzymywał się tylko dzięki świetnym interwencjom Schmeichela. "Lisy" dobiły swojego rywala dopiero w końcówce, kiedy ten został zmuszony do tego, by się odsłonić. Znów świetne spotkanie rozegrał Vardy, będąc siłą napędową swojego zespołu w końcowych fragmentach spotkania. Drugą bramkę dla Leicester strzelił King. Mimo porażki Łukasz Fabiański rozegrał świetne spotkanie w dniu swoich urodzin. Szkoda, że jego obrońcy nie sprezentowali mu solidnej postawy w defensywie.
Chelsea – Manchester United 1:0
1:0 Hazard
To chyba jeden z dziwniejszych meczów Premier League jaki było nam dane oglądać w ostatnim czasie. Mało kto spodziewał się, że Manchester United będzie w stanie zdominować Chelsea na Stamford Bridge, a chyba tylko najwięksi optymiści mogliby pomyśleć, że to "Czerwone Diabły" zdominują to spotkanie w środku pola. Posiadanie piłki, ilość podań. To statystyki druzgocące dla kibiców The Blues. Można śmiało powiedzieć, że to podopieczni van Gaala bardziej zasługiwali na zwycięstwo w tym spotkaniu, ale Jose Mourinho wygrał ten mecz w swoim stylu. Zadecydowała jedna bramka, jeden przebłysk geniuszu Edena Hazarda i solidna obrona przez resztę spotkania. Premier League musi się już chyba przyzwyczaić do widoku autobusu w niebieskich koszulkach, kiedy sezon ma się ku końcowi.
Manchester City - West Ham United 2:0
1:0 Collins (s)
2:0 Aguero
Po przegranych derbach z „Czerwonymi Diabłami” kibice City potrzebowali zwycięstwa, aby uwierzyć, że ich zespół stać jeszcze na walkę o ligowe podium. West Ham w ostatnich tygodniach nie spisuje się najlepiej i jest to bardzo delikatne stwierdzenie. Od 18 stycznia „Młoty” wygrały tylko dwa spotkania ligowe i tym razem znów nie były w stanie tego zrobić. The Citizens zwłaszcza w trakcie pierwszej połowy prezentowali się bardzo dobrze, najpierw wykorzystując pech Collinsa, a następnie już za sprawą własnej akcji i strzału Serio Aguero. Argentyńczyk wciąż ściga się o koronę króla strzelców, a Manchester City ucieka od goniącego go Liverpoolu.
Newcastle United – Tottenham Hotspur 1:3
0:1 Chadli
1:1 Colback
1:2 Eriksen
1:3 Kane
Bilans meczów „Srok” pod wodzą Johna Carvera delikatnie mówiąc nie zachwyca i to spotkanie go nie poprawiło. Tottenham walczący o europejskie puchary zgarnął ważne trzy punkty, choć trafienie Jacka Colbacka z samego początku drugiej połowy mogło dać gospodarzom nadzieje na jakąś zdobycz punktową. Nic z tego, dla gości trafili jeszcze Christian Eriksen oraz Harry Kane, który ostro walczy o koronę króla strzelców Premier League. Tottenham ma teraz dokładnie tyle samo punktów, co piąty Liverpool, ale pamiętać musimy, że The Reds w ten weekend grali mecz Pucharu Anglii. Newcastle jest dużo niżej i jeśli nie zacznie grać lepiej, to tak odległa jeszcze niedawno strefa spadkowa, może zacząć zaglądać mu głęboko w oczy.
Tabela po 33 kolejce | |||
---|---|---|---|
Pozycja | Klub | Liczba punktów | Różnica goli |
1. | Chelsea | 76 | 39 |
2. | Arsenal | 66 | 31 |
3. | Manchester United | 65 | 28 |
4. | Manchester City | 64 | 33 |
5. | Liverpool | 57 | 11 |
* | * | * | * |
16. | Sunderland | 29 | -23 |
17. | Hull City | 28 | -16 |
18. | Leicester City | 28 | -17 |
19. | Queens Park Rangers | 26 | -21 |
20. | Burnley | 26 | -25 |
Klasyfikacja strzelców | |||
---|---|---|---|
Pozycja | Nazwisko strzelca | Klub | Liczba goli |
1. | Serio Aguero | Manchester City | 20 |
1. | Harry Kane | Tottenham Hotspur | 20 |
3. | Diego Costa | Chelsea | 19 |
4. | Charlie Austin | Queens Park Rangers | 17 |
5. | Olivier Giroud | Arsenal | 14 |
5. | Alexis Sanchez | Arsenal | 14 |
FA Cup
Reading – Arsenal 1:2
0:1 Sanchez
1:1 McCleary
1:2 Sanchez
W ten weekend niemal wszystko poszło po myśli Arsene’a Wengera i jego „Kanonierów”. Goniący ich Manchester United stracił punkty, a do tego udało się awansować do finału Pucharu Anglii. Trudno jednak powiedzieć, aby to drugie przyszło lekko, łatwo i przyjemnie. Walczące wciąż o utrzymanie w Championship (druga klasa rozgrywkowa) Reading postawiło bardzo trudne warunki i zdołało nawet doprowadzić do dogrywki. Koniec końców w jej trakcie Alexis Sanchez doprowadził do triumfu swojej drużyny i Arsenal ma spore szanse na obronę trofeum. W finale czeka na londyńczyków Aston Villa.
Aston Villa – Liverpool 2:1
0:1 Coutinho
1:1 Benteke
2:1 Delph
Od kiedy Steven Gerrard ogłosił odejście z Liverpoolu z końcem tego sezonu, kibice "The Reds" mają bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony odchodzi synonim tego zespołu, legendarny kapitan grający w nim wiele lat, z drugiej piłkarz, który na boisku jest coraz mniej użyteczny. Nie bez powodu Brendan Rodgers zaczął go coraz częściej sadzać na ławce rezerwowych. Tym razem Anglik wrócił do wyjściowego składu, a szkoleniowiec ekipy z Anfield postawił na ustawienie 3-4-3, które wcześniej nie przynosiło zamierzonego skutku. I tym razem było podobnie. Broniąca się przed spadkiem Aston Villa co prawda jako pierwsza straciła gola, ale ostatecznie przechylił szalę na swoją stronę i dość niespodziewanie awansowała do finału Pucharu Anglii. Przekonamy się, czy tam również będzie w stanie powalczyć z renomowanym przeciwnikiem.
JEDENASTKA WEEKENDU:
Sanchez (Arsenal)
Eriksen (Tottenham)
Chadli (Tottenham), Chalobach (Reading), Grealish (Aston Villa), Hazard (Chelsea)
Baines (Everton), Schlupp (Leicester), Koscielny (Arsenal), Dier (Tottenham)
Schmeichel (Leicester)
Gol weekendu: Piękne trafienie Craiga Gardnera z meczu z Crystal Palace:
Obserwuj autorów na Twitterze!