Crystal Palace odrobiło 3 bramki straty w 9 minut! Liverpool na kolanach (ZDJĘCIA)
Do 78. minuty The Reds prowadzili w Londynie z Crystal Palace 3:0 i dalej mogli myśleć o mistrzostwie. Kto by jednak przypuszczał, że gospodarze strzelą jeszcze 3 gole i pogrążą The Reds?
Liverpool doskonale wiedział, że w rywalizacji z Manchesterem City o fotel mistrza kluczowe będą – w przypadku samych zwycięstw – zdobyte bramki. Jeśli dwie drużyny kończą zmagania w Premier League z tym samym dorobkiem punktów o kolejności decyduje bilans bramkowy, który zdecydowanie działał na korzyść Obywateli.
Dziś The Reds podeszli do spotkania na Selhurst Park w sposób właściwy – pierwszą bramkę już w 19. minucie zdobył Joe Allen. Walijczyk świetnie urwał się rywalowi przy rzucie rożnym, obiegł całą grupę walczących, dostał się za dalszy słupek i tak sięgnął dośrodkowanie Gerrarda, zdobywając swoją pierwszą bramkę dla The Reds. Drugie trafienie zanotował Sturridge, jednak dopiero po przerwie. W 53. minucie przymierzył zza pola karnego, a jego strzał po rykoszecie nie dał szans Speroniemu. Dzieła niemal od razu dokończył Suarez, po wznowieniu gry zgarniając piłkę spod nóg obrońcy i, wykorzystując asystę Sterlinga, pewnie podwyższając wynik na bezpieczne 3:0.
Jak się okazało niespełna 25 minut później – ciężko jakikolwiek wynik uznać za pewny. Przekonał się o tym Liverpool karcąc Milan w finale Ligi Mistrzów, a wspomnienia wróciły dziś wieczór, gdy podobnie potraktował gości klub Crystal Palace.
W 79. minucie wspaniałą bramkę z około 30 metrów zdobył Delaney, co jeszcze jednak nie było sensacją. Tym można nazwać wydarzenie 180 sekund później - Dwight Gayle na jedenasty metr otrzymał piłkę po świetnym rajdzie Bolasiego i pewnie skierował futbolówkę na prawy słupek. Zaledwie 7 minut później rezerwowy napastnik Orłów wprawił kibiców na stadionie w szał – piłkę głową fantastycznie strącił Murray, dostarczając ją wprost pod nogi Gayle’a. Niepilnowany przez nikogo napastnik stojąc na wprost bramki uderzył i dał Crystal Palace remis.
Gospodarze w tym sezonie nie walczą już praktycznie o nic – zdobyty punkt w przypadku zwycięstwa nad Fulham w przyszły weekend oznacza pewne 11. miejsce dla beniaminka Premier League. Bardziej boli to Liverpool – The Red muszą liczyć teraz na duże potknięcie City. Jeśli Obywatele nie przegrają chociaż jednego spotkania, a odniosą też zwycięstwo, będą mistrzami w tym sezonie. Póki co łzy i rozpacz zagościły na twarzach graczy Brendana Rodgersa, którzy są liderami, jednak mają tylko punkt przewagi przy jednym meczu więcej. Co przyniesie nam finisz sezonu? Kolejny jego etap już w środę.