menu

Budziński strzelił pierwszego poważnego gola dla Cracovii

5 kwietnia 2012, 00:11 | Przemysław Wojewoda

- Nieczęsto strzelam, a na dodatek lewą nogą. Jeszcze prawą stopą to bym uwierzył, że piłka wpadnie do siatki, ale po lewej nodze się tego nie spodziewałem - żartował po meczu o swoim golu, pomocnik Cracovii, Marcin Budziński.

Po tym meczu chyba już nie można narzekać.
Zdecydowanie nie. Zwycięstwo upragnione dla nas, w końcu trzy punkty. Można powiedzieć, że zapewniliśmy sobie w miarę spokojnie święta. Przed nami długa droga, a na razie zrobiliśmy bardzo mały kroczek. Uważam, że to zwycięstwo da nam trochę więcej pewności i wiary w to, że potrafimy grać w piłkę i wygrywać.

Dwie bramki strzelili jedni z młodszych zawodników w drużynie. To taki powiew świeżości?
Myślę, że to mało istotne. Obojętne kto strzela bramki, może to być nawet Wojtek Kaczmarek. Musimy się skupić na tym, żeby tracić ich jak najmniej bo cały czas się nam to zdarza.

Trener chwalił cię na konferencji. W meczu zdobyłeś bramkę i zaliczyłeś asystę, na pewno jest też taka osobista satysfakcja.
Najbardziej z bramki, dlatego że mi się to rzadko zdarza. Nieczęsto strzelam, a na dodatek lewą nogą. Jeszcze prawą stopą to bym uwierzył, że piłka wpadnie do siatki, ale po lewej nodze się tego nie spodziewałem.

To dzisiejsze zwycięstwo jest takie podbudowujące? Wierzycie, że jeszcze nie wszystko stracone?
Mimo złej sytuacji wierzyliśmy i dzisiaj sobie przed meczem powiedzieliśmy: "kiedy mamy wygrać jak nie teraz?" no i udało nam się. Da nam to jakąś pewność siebie, będziemy zmobilizowani, bo widzimy szansę na utrzymanie. Dobrze, że obudziliśmy się teraz i jest jeszcze szansa na nawiązanie walki.

Zobacz aktualną tabelę Ekstraklasy!

Dzisiaj byliście w ogóle inną drużyną.
Już mecz z Lechem pokazał, że mamy potencjał. Poznaniacy to bardzo dobra ekipa z wielką siłą ofensywną. Na ich terenie był to ciężki mecz, a mimo wszystko mieliśmy swoje szanse i można było to zremisować. To był dla nas sygnał, że możemy teraz pokazać u siebie kto rządzi na tym stadionie. Udało nam się zrealizować plan, który założyliśmy przed meczem.

Jak bardzo trener motywował was przed meczem? Na konferencji wspominał o iluzjonistach.
Nasz problem leży w psychice. Musimy sobie w głowach powiedzieć, że umiemy grać w piłkę. Był taki okres, że baliśmy się wyjść na boisko zwłaszcza przed własną publicznością. Dzisiaj mieliśmy mało do stracenia, a trzeba było zdobywać punkty. Zwycięstwo zaczęło się w naszych głowach. Naładowaliśmy się pozytywną energią w szatni. Było czuć pozytywną myśl w powietrzu.

Mówiłeś, że rzadko strzelasz, a z lewej nogi to już w ogóle. Skąd w twojej głowie pojawiła się taka decyzja?
Obok mnie było dwóch zawodników, nie miałem czasu na myślenie. Nie mogę za dużo myśleć. Jak mam zbyt wiele miejsca to mam w głowie milion pomysłów, a tutaj podjąłem szybką decyzje. Byłem pod lekkim pressingiem zawodników Podbeskidzia, więc pomyślałem, że strzelę. Lepsze to niż stracić piłkę i rywale ruszą z kontratakiem. Nie mierzyłem po prostu uderzyłem i wpadło.

Kiedy ostatni raz strzeliłeś gola w znaczących rozgrywkach
Nigdy. Raz piłką się ode mnie odbiła i przypisano mi to trafienie. To był mecz z Piastem Gliwice, dziennikarze się śmiali po meczu, że strzeliłem gola śledzioną. Teraz pierwsza strzelona bramka i to jeszcze lewą nogą.

Jakie to uczucie? Miałeś jakąś "cieszynkę" przygotowaną?
Nie, to było totalne zaskoczenie. Po tej bramce za bardzo nie wierzyłem, że trafiłem. Dotarło to do mnie dopiero jak kibice zaczęli skandować. Lekki szok dla mnie, ale musiałem się po tym pozbierać, żeby grać dalej, a "cieszynek" nie przygotowuję, bo rzadko strzelam bramki.

Zaliczyłeś kilka dobrych podań do Saidiego Ntibazonkizy, kibicom może się przypomnieć Mateusz Klich z zeszłego sezonu.
Saidi przed meczem poprosił mnie o jakieś dobre podanie. Udało się, po tym jak został sfaulowany powiedziałem mu: „chciałeś to masz, teraz strzel karnego”. Przed meczem się umówiliśmy, że przynajmniej jedną piłkę ma dostać czy to prostopadłą, czy jakąś górną byle by znalazł się w pozycji sam na sam.

Taki występ to może w końcu czas, żeby powiedzieć samemu sobie, że zagrało się na wysokim poziomie.
To był poprawny mecz w moim wykonaniu (śmiech).

A daje ci to jakąś nadzieję, na dalsze występy w pierwszym składzie?
Daje mi nadzieje, ale nie wolno się zadowalać jednym meczem. Na każdym treningu muszę udowadniać trenerowi, że stać mnie na wiele.

W zeszłym sezonie widziałeś gonitwę Cracovii z punktu widzenia zawodnika Arki Gdynia. Jak myślisz, co teraz czują zawodnicy z drużyn, które są w bliskiej odległości od „Pasów”?
Boją się. O wiele łatwiej się goni niż ucieka. Już wcześniej wszyscy się bali, że my odpalimy i szkoda, że to z jednej strony niby późno, ale z kolei jest jeszcze czas na odrobienie strat.