Cracovia grała do końca i po kontrowersyjnym golu wygrała z Koroną
Piłkarze Cracovii zdobyli pierwsze punkty w tym sezonie T-Mobile Ekstraklasy. Podopieczni Roberta Podolińskiego wygrali na własnym boisku z Koroną Kielce 2:1.
Mecz od dość mocnego uderzenia rozpoczęli goście. To oni jako pierwsi stworzyli sobie niezłą okazję podbramkową – po dośrodkowaniu z prawej strony boiska sprytny strzał w kierunku dalszego słupka oddał Jacek Kiełb, jednak piłka nie znalazła drogi do bramki Pilarza. Z biegiem czasu to krakowianie przejęli inicjatywę i częściej podchodzili pod bramkę przeciwnika.
Podopieczni trenera Podolińskiego oddali więcej strzałów w pierwszej połowie, ale nie można powiedzieć, żeby siali nimi jakieś ogromne zagrożenie. Po raz pierwszy blisko bramki byli dopiero w minucie 29. kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i zamieszaniu w polu karnym, piłka spadła do Zjawińskiego. Ten jednak nie potrafił skierować futbolówki w kierunku bramki.
Do przerwy mecz był nudny i na boisku nie działo się wiele, ale było nam jednak dane zobaczyć jedną bramkę. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, wybiciu piłki przez koroniarzy i wbiciu jej z powrotem przez Budzińskiego, spadła ona pod nogi Boubacara Dialiby, który, kompletnie niepilnowany, nie miał problemu z umieszczeniem jej w bramce.
Druga połowa była z pewnością dużo ciekawsza, choć trzeba powiedzieć, że stała się taką dopiero po pewnym czasie. Sam początek wyglądał podobnie do tego, co widzieliśmy w pierwszych trzech kwadransach, czyli dużo walki o piłkę w środku, ale mało sytuacji podbramkowych.
Wydawać się mogło, że gospodarze prowadzą grę i dowiozą swoje prowadzenie spokojnie do końca jednak wtedy Sebastian Steblecki zagrał we własnym polu karnym piłkę ręką, za co arbiter podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Przemysław Trytko, który spokojnie pokonał bramkarza rywali. Krakowianie mieli zresztą trochę szczęścia, gdyż wcześniej Steblecki we własnej szesnastce chyba faulował Jacka Kiełba, czego Paweł Gil jednak nie zauważył.
Po golu Trytki zaczął nam się najciekawszy fragment meczu. Cracovia naciskała, starała się szybko zdobyć drugą bramkę, jednak za każdym razem brakowało jej dokładności, czy to kiedy musiała oddać strzał, czy wykonać ostatnie podanie. Korona również starała się przedostać się z piłką pod bramkę przeciwnika, jednak robiła to mniej skutecznie.
Pasy nie potrafiły zdobyć gola przez długi czas, jednak w 95. minucie z pomocą przyszedł im arbiter z Lublina. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego gola zdobył Marcin Budziński i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że w momencie zagrywania piłki przez kolegę był on na sporym spalonym. Tego sędzia jednak nie zauważył i gospodarze wygrali 2:1.
Cracovia dzięki temu triumfowi wydostała się ze strefy spadkowej, znacznie przybliżając do niej swojego dzisiejszego przeciwnika.