Co z tym Śląskiem... [ZOBACZ ZDJĘCIA]
Euforia po 5:1 z Wisłą w Krakowie, później całkiem dobry sparing z Miedzią Legnica (3:0) w Oławie. Ale po powrocie do ligowych zmagań piłkarze Śląska odbębnili (bo nie da się o tych meczach powiedzieć, że w nich zagrali) pańszczyznę z Ruchem (1:2) i Jagiellonią (0:4). Na własnym stadionie… Co się stało? O co chodzi?
fot. Fot. Tomasz Hołod
fot. Fot. Tomasz Hołod
fot. Fot. Tomasz Hołod
fot. Fot. Tomasz Hołod
fot. Fot. Tomasz Hołod
fot. Fot. Tomasz Hołod
Trener Mariusz Rumak tłumaczył po meczu z Ruchem, że zespół nie przeszedł obok tych meczów. Że walczył, ale zdarzyły się błędy. I prosił, by nie winić np. Mariusza Pawelca za słaby występ na prawej obronie. - To moja wina, bo to ja go tam wystawiłem – mówił.
ZOBACZ TAKŻE
Radni debatowali o Śląsku - póki co miasto nie sprzeda klubu?!
Po meczu z Jagiellonią powściągliwy i profesjonalny zwykle szkoleniowiec Śląska nie wytrzymał. - Nie trafiłem ze składem. Po pierwszej połowie do zmiany było sześciu piłkarzy, a zmian można dokonać tylko trzech – mówił. - Nie miałem na ławce środkowego pomocnika, żeby zmienić kogoś z tych, którzy byli na boisku.
Tyle oficjalnych informacji. Chociaż – jest jeszcze jedna, znamienna wypowiedź. Przed meczem udzielił jej szkoleniowiec Jagi, Michał Probierz. - Śląsk przyjął strategię płaczki. Ale to Śląsk zrobił najwięcej transferów w lidze. Trener Rumak narzeka, że nie ma kim grać, a później wrocławianie biorą piłkarzy z Barcelony. Nie wierzę, że oni tu przychodzą za darmo. Śląsk ma jeden z lepszych składów w lidze.
>
Tyle powiedział Probierz. A później jego drużyna zbudowana z młodych chłopaków z Podlasia (i z Dolnego Śląska - np. latem dołączył do Jagi Maciej Górski, snajper Chrobrego Głogów), prowadzona przez 32-letniego Estończyka rozbiła Śląsk w puch, na boisku nie pozwalając wrocławianom na nic.
Wracamy do kluczowego pytania – o co chodzi z tym Śląskiem. Zacznijmy od faktów. A te wskazują na to, że w meczach z Ruchem i Jagą wrocławscy piłkarze nie byli w stanie nadążyć za rywalami. Ruszali się jak muchy w smole, a do tego momentami sprawiali wrażenie, jakby w ogóle pierwszy raz wyszli na boisko. Do tego, że w ataku Śląsk w tym sezonie nie stwarza żadnego zagrożenia zdążyliśmy się już przyzwyczaić – choć mecz z Wisłą wskazywał, że kryzys mija. Niestety. Nie minął. Pogłębił się, bo świetnie grająca dotąd defensywa Śląska zagrała dwa mecze na żenującym poziomie. Mowa nie tylko o obrońcach i bramkarzu – ale o grze całej drużyny, bo w dzisiejszej piłce nożnej bronić i atakować musi cały zespół, wspólnie. Słowem, wyglądało to koszmarnie. Nieruchawi, ślamazarni, pozbawieni agresji, a do tego niedokładni i popełniający błąd za błędem.
Dość wypominek. Przeanalizujmy, dlaczego tak się stało. A przynajmniej spróbujmy. Nie będziemy tu zajmować się wyssanymi z palca „informacjami” jakoby np. Ryota Morioka grał słabo, bo klub nie zgodził się na jego transfer do 2. Bundesligi i podobnymi bzdurami. Wpływ na słabszą formę Japończyka może mieć natomiast fakt, że latem się ożenił – a setki piłkarzy wyraźnie obniżyło loty po tym, jak stanęli na ślubnym kobiercu.
>
Ale – do rzeczy. Najprostsze wytłumaczenie mogłoby być takie: skład zespołu został zamknięty późno, nie było czasu na zgrywanie nowych piłkarzy ze starymi i wyszło tak, jak wyszło. Szkopuł w tym, że takie wyjaśnienie upada, gdy weźmiemy pod uwagę podejście zespołu do gry. Jeśli nie jesteśmy zgrani, w zespole są nowi, gra się nie klei, brakuje automatyzmów – to wszyscy na boisku walczą do upadłego, biegają, gryzą trawę, próbują nadrobić wszystkie niedostatki taktyczne wolą walki i agresywnością. A nowi wychodzą ze skóry, by udowodnić swą przydatność dla drużyny. Na boisku tego nie było. Tak więc, ta teoria odpada.
No to inaczej – nowi zawodnicy przyszli nieprzygotowani fizycznie i wypadli słabiej. No i znów pudło – bo w meczu z Ruchem nowi wyszli na boisko dopiero pod koniec meczu i wyraźnie ożywili grę Śląska. Natomiast gracze będący w Śląsku od początku przygotowań do sezonu, bezsensownie snuli się po boisku. A w meczu z Jagą już cały zespół prezentował fizycznie poziom drużyny strażackiej na drugi dzień rano po zawodach pożarniczych i dyskotece w remizie. Tak więc – nie o to chodzi.
Może więc sęk w tym, że trener Mariusz Rumak postanowił wykorzystać przerwę dla reprezentacji narodowych na kolejny ciężki cykl przygotowania kondycyjnego i na razie piłkarze po prostu nie są w stanie nie tylko szybko biegać, ale biegać w ogóle? To wielce prawdopodobne. Szkoleniowiec Śląska narzekał, że nowi gracze nie są przygotowani do sezonu, nie byłoby więc dziwne, gdyby postanowił popracować dwa tygodnie nad ich wzmocnieniem. Teoria ta nabierze mocy, jeśli okaże się, że w dwóch kolejnych spotkaniach – z Bytovią w Pucharze Polski oraz w lidze z Niecieczą – okaże się, że wrocławianie zaczynają biegać szybciej i swobodniej, a gra zaczyna się kleić. Wtedy kibice zapewne szybko odpuszczą drużynie dwie ostatnie klęski na Stadionie Miejskim.
Za takim stanem rzeczy przemawia jeszcze jedno – olbrzymi zjazd formy zaliczyli w ostatnich dniach wszyscy piłkarze Śląska, co oznacza, że całą drużynę dotknął ten sam los: być może mordercze treningi kondycyjne. Jeżeli to prawda, to za tydzień powinno już być lepiej, za dwa - dobrze, a później, do końca rundy, wrocławianie powinni już prezentować się znakomicie pod względem motorycznym.
>
Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że nie uda się tak szybko zbić zmęczenia i odświeżyć mięśni po wielkim wysiłku. Wtedy frustracja w zespole zacznie się pogłębiać i wrócimy do momentu, w którym znów się okaże, że o walce o europejskie puchary Śląsk może zapomnieć, ale musi za to skupić się na walce o utrzymanie w lidze…
No i wersja ostatnia: Mariusz Rumak przestał panować nad drużyną. Jedenastka złożona w większości z obcokrajowców może się nie dogadywać na boisku. Wielonarodowościowy zespół może być rozbity na podgrupy. Część piłkarzy może być niezadowolona z decyzji personalnych szkoleniowca. To też niewykluczone. I w sumie najłatwiejsze do naprawienia - wystarczyłoby zmienić trenera. No, ale czy tak właśnie jest? Nie mamy pojęcia.
To wszystko, oczywiście, to tylko dziennikarskie dywagacje. Rzeczywistość może być zupełnie inna, a życie może za chwilę napisać całkiem odmienny scenariusz. We Wrocławiu jednak kibice liczą na to, że dwa ostatnie blamaże Śląska okażą się kamieniem węgielnym pod sukcesy, które nadejdą jeszcze w tym sezonie. Przecież na razie nawet mistrzowie Polski, Legia, są w tabeli jeszcze niżej niż Śląsk, tuż nad strefą spadkową…
>