Co drugi lechita trafiał do siatki! Nieskuteczne "Pasy" upokorzone w Krakowie
Lech Poznań okazał się mało przyjacielski i w meczu 17. kolejki T-Mobile Ekstraklasy rozgromił Cracovię na jej stadionie aż 6:1. „Kolejorz” okazał się zabójczo skuteczny, natomiast „Pasy” niemiłosiernie ostrzeliwały obramowanie bramki gości.
Od początku spotkania podopieczni Mariusza Rumaka "założyli" wysoki pressing nie dając wyjść Cracovii z własnej połowy. Narzucenie własnego stylu przyniosło efekt już w 9. minucie, kiedy to z kontrą wyszedł Kasper Hamalainen, który chciał rozrzucić akcję na prawo jednak niefortunna interwencja Marciniaka spowodowała powrót piłki pod nogi Fina, a ten nie miał kłopotów z umieszczeniem jej w długim rogu bramki Pilarza.
Chwilę później powinno być już 2:0. W polu karnym świetnie zastawił się Łukasz Teodorczyk, który wziął obrońcę "na plecy", po czym odwracając się uderzył na bramkę, lecz trafił jedynie w słupek.
To podziałało na „Pasy” jak przysłowiowa płachta na byka. Gospodarze rzucili się do ataków coraz śmielej poczynając sobie w ofensywie. W 16. minucie kontra Cracovii zakończyła się strzałem Boljevicia w słupek. 29. minuta przyniosła chwilę radości kibicom Cracovii, gdyż Boljević po wyprowadzeniu kontry umieścił piłkę w siatce. Jednak uniesiona do góry chorągiewka asystenta zasygnalizowała spalonego.
Dwie minuty później Boljević wykonywał rzut wolny z okolic linii bocznej, jego dośrodkowanie "przeszło" całe pole karne i zaskoczyło Gostomskiego. Piłka wylądowała jednak na spojeniu słupka z poprzeczką. Cóż za pech gospodarzy!
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i bardzo boleśnie przekonała się o tym Cracovia w 34. minucie, kiedy to Lovrencics uderzył płasko zza linii „szesnastki” i w tylko sobie wiadomy sposób Krzysztof Pilarz przepuścił piłkę między rękoma.
W następnej akcji świetnie lewą stroną przedarł się Rok Straus, który podał do środka, a tam formalności miał dopełnić Boljević. Czarnogórzec ponownie trafił jednak w słupek!
W 40. minucie rzut rożny dla „Kolejorza” zakończył się trafieniem Marcina Kamińskiego. Skuteczność poznaniaków zasługiwała w pierwszej części na 9,5 w dziecięciostopniowej skali.
Przed przerwą Cracovia stworzyła sobie jeszcze jedną okazję. Tym razem po strzale z dystansu piłka znów trafiła w słupek a strzelcem był... oczywiście Vladimir Boljević.
Wydawać by się mogło, że druga odsłona przyniesie poprawę skuteczności gospodarzy. Nic bardziej mylnego, ponieważ tuż po wznowieniu gry z prawej strony w pole karne "Pasów" podał Hamalainen a piłkę na wślizgu do bramki Cracovii skierował Murawski.
Po tym golu z drużyny Stawowego uszło całe powietrze. Zniechęceni i załamani niewykorzystanymi sytuacjami oraz golami „Kolejorza” gospodarze oddali całkowicie inicjatywę. Rozpędzony i grający już na wielkim luzie Lech stwarzał sobie coraz więcej okazji. Swoje sytuacje mieli Lovrencics, Pawłowski oraz Możdżeń, jednak żaden z nich nie powiększył dorobku strzeleckiego poznaniaków.
W 61. minucie meczu prostopadłym podaniem w pole karne gości popisał się Straus. Z prawej strony do piłki doszedł Kita, który podał wzdłuż pola bramkowego, a całą akcję zamknął Dudzic. Gol wypracowany przez rezerwowych do złudzenia przypominał pierwszą bramkę Polaków w meczu eliminacyjnym młodzieżowych mistrzostw Europy z Grecją, notabene rozgrywanego na tym samym stadionie.
Na niewiele się to jednak zdało, ponieważ trzy minuty później dośrodkowanie z prawej strony i niefrasobliwość Kusia do spółki z Pilarzem wykorzystał skrzętnie Teodorczyk, który głową umieścił piłkę w siatce gospodarzy.
Do niecodziennej sytuacji doszło w 66. minucie, kiedy to piłkę ręką poza polem karnym zagrał zbyt rozluźniony Gostomski. O dziwo arbiter Borski nie ukarał golkipera gości nawet żółtą kartką, co spotkało się z dużym zaskoczeniem ze strony kibiców oraz obserwatorów. Rzut wolny zza linii pola karnego w wykonaniu Bernhardta został jednak spokojnie złapany przez winowajcę.
W 74. minucie na boisku za Hamalainena pojawił się Bartosz Ślusarski. Były napastnik „Pasów” dobił krakowian strzelając gola głową po rzucie rożnym.
Do końca spotkania nic się już nie zmieniło. Jedni i drudzy oczekiwali końcowego gwizdka. „Kolejorz” wywiózł z Krakowa trzy punkty. Goście zagrali zabójczo skutecznie, natomiast podopieczni Stawowego mogą mówić o sporym pechu w pierwszej połowie, kiedy to niebywale obijali słupki i poprzeczkę bramki Gostomskiego.