Legia na remis z Club Brugge. Podział punktów nikomu nie pomoże [ZDJĘCIA]
W meczu 3. kolejki fazy grupowej Ligi Europy Legia Warszawa przed własną publicznością zremisowała 1:1 z Club Brugge. Obie drużyny mają na koncie tylko punkt i znacząco skomplikowały swoją sytuację w grupie D.
Wszystko albo nic – pod takim hasłem piłkarze Legii przystępowali do dzisiejszego pojedynku z Club Brugge. Ich sytuacja była taka sama jak rywali z Belgii, po dwóch kolejkach zero punktów w rywalizacji grupowej. Oznaczało to, że żadnej ze stron nie mógł zadowolić remis. Co prawda zdobycie jednego punktu nie przekreślałoby matematycznych szans, ale w praktyce nie dawałoby zbyt wiele. Stanisława Czerczesowa niezwykle ważny pojedynek czekał już więc niemal na początku przygody w Polsce. Rosjanin postanowił zaufać tym samym zawodnikom, co w ostatnim meczu ligowym, nie ukrywając jednak, że przeciwko Club Brugge będzie się grało o wiele trudniej.
Czerczesow nie mógł się jednak spodziewać, że jego zawodnicy zagrają tak różne połowy. Co prawda na początku meczu jako pierwsi do ataku ruszyli legioniści, ale z każdą następną minutą (aż do przerwy) przyjezdni coraz bardziej narzucali swój styl gry, wykorzystując proste błędy gospodarzy. To właśnie straty warszawian, o które tak przed meczem obawiał się Czerczesow, były wodą na młyn dla Brugii. Tragicznie wyglądał zwłaszcza Guilherme. Brazylijczyk w prosty sposób tracił piłkę, w tym często w newralgicznych punktach boiska, a do tego nie przedstawiał żadnej wartości dodanej w ataku. Dawno nie widzieliśmy tak chaotycznego Gui. Błędy jego oraz jego kolegów często zamieniały się na rzutu rożne dla gości, po których Dusan Kuciak musiał uspokajać sytuację w swoim polu karnym.
Raz mu się nie udało. Słowak odbił przed siebie strzał Brandona Mechele, ale nie poradził już sobie z dobitką Davy’ego De Fauwa. Po chwili „Wojskowi” mogli przegrywać już 0:2. Jose Izquierdo wyszedł sam na sam z Kuciakiem, minął go, a następnie uderzył w światło bramki, jednak piłkę zablokował Igor Lewczuk, który sprokurował całą sytuację. Stoper Legii był zresztą jednym z nielicznych zawodników gospodarzy, do których trener nie mógł mieć w przerwie większych pretensji.
Patrząc na grę warszawian, pomyśleliśmy sobie, że jeżeli Czerczesow chowa gdzieś przed zawodnikami znanego ze wszelkich memów niedźwiedzia, to teraz jest najwyższa pora, aby wyciągnąć go z ukrycia. Co prawda nie wiemy, czy Rosjanin przedstawił swoim zawodnikom futrzanego kolegę, ale prawda jest taka, że ci po przerwie zaczęli grać o wiele lepiej. Wpływ na taką sytuację miały zapewne zmiany – bezproduktywnego Guilherme zastąpił Ivan Trickovski, a za nie najlepiej radzącego sobie Dominika Furmana wszedł rekonwalescent Ondrej Duda.
W tak zmienionym zestawieniu warszawianie od razu ruszyli na gości. Szybko do głosu doszedł Michał Kucharczyk, który w pierwszej połowie głównie irytował swoją grą. Wprawdzie za pierwszym razem „Kuchy” się pomylił, nie wykorzystując podania Dudy, ale po chwili cieszył się już z bramki. Skrzydłowy nie mógł się zresztą pomylić – Trickovski wystawił mu piłkę tak, że wystarczyło jedynie dołożyć stopę. W akcji bramkowej udział brał również Tomasz Jodłowiec, który parę minut później sam był blisko trafienia. Reprezentant Polski huknął sprzed pola karnego, ale jego uderzenie z trudem wybronił Sebastien Bruzzese. „Wojskowi” jeszcze kilka razy stworzyli zagrożenie pod bramką gości, ale nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.
Remis nie satysfakcjonuje oczywiście żadnej ze stron. Co prawda Legia ma cały czas matematyczne szanse na awans, ale nie taki był jej cel na dzisiejszy mecz. Warszawian należy jednak pochwalić za znaczącą poprawę gry w drugiej połowie. Zawodnicy Czerczesowa nie tylko strzelili bramkę i stwarzali zagrożenie, ale też korzystniej zaprezentowali się w defensywie. Zawodnicy Club Brugge mieli okazję uderzać na bramkę gospodarzy – Kuciak świetnie obronił strzał Izquierdo, kiedy piłka odbiła się jeszcze od Lewczuka, ale Legia i tak zagrała w obronie zdecydowanie konsekwentniej niż w pierwszych 45 minutach.