Chmiel i Korzym rozmontowali Cracovię. Podbeskidzie wygrało przy Kałuży
Cracovia Roberta Podolińskiego wciąż spisuje się poniżej oczekiwań. W 6. kolejce T-Mobile Ekstraklasy "Pasy" przegrały u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:3 (0:1), któremu wygraną zapewnił duet Damian Chmiel - Maciej Korzym. Pierwszy z nich trafił do siatki gospodarzy dwukrotnie, a były napastnik Korony popisał się golem i asystą.
W obu drużynach przygotowania do meczu w Krakowie stanęły pod znakiem… oblewania się wodą z lodem. W ramach akcji „Ice Bucket Challenge”, która w ostatnich dniach opanowała media społecznościowe na całym świecie, trener Robert Podoliński wyzwał Leszka Ojrzyńskiego do wylania na siebie wiadra zimnej wody. Szkoleniowiec „Górali” podjął rękawicę i włączył do zabawy trzech zawodników Cracovii: Krzysztofa Pilarza, Mateusza Żytkę i Dawida Nowaka. Ci po wykonaniu zadania zlecili to samo swoim sobotnim rywalom (Maciejowi Korzymowi, Dariuszowi Pietrasiakowi i Sylwestrowi Patejukowi), którzy zobowiązali się do oblania się wodą… po rozegranym meczu. Cała akcja miała na celu pomoc Małopolskiemu Hospicjum dla dzieci w Krakowie, na którego konto wyżej wymienieni przelali datki pieniężne.
Pilarz zimny prysznic zafundował sobie także na boisku, choć tym razem w znaczeniu przenośnym. W 17. minucie spotkania bramkarz Cracovii popełnił fatalny błąd, piąstkując piłkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Macieja Iwańskiego wprost pod nogi Macieja Korzyma. Napastnik „Górali” mocnym i precyzyjnym strzałem wyprowadził swój zespół na prowadzenie, potwierdzając, że władze Podbeskidzia nie pomyliły się pozyskując go przed kilkoma tygodniami. W swoim trzecim występie w barwach bielskiego klubu Korzym strzelił już drugiego gola.
Bramka zdobyta w pierwszych dwudziestu minutach pozwoliła gościom na cofnięcie się na własną połowę i nastawienie się na grę z kontrataków. Podbeskidzie usiłowało sprowadzić spotkanie przy Kałuży do fizycznej walki w środku pola, w której czuło się znacznie lepiej niż piłkarze „Pasów”. Cracovia w pierwszej połowie częściej była przy piłce, oddała więcej strzałów na bramkę, ale mimo to wcale nie zagrażała bramce Michala Peskovicia bardziej niż, po drugiej stronie robili to „Górale”. W akcjach gospodarzy było sporo niedokładności, a mało widoczny był odpowiedzialny za kreowanie ich gry Marcin Budziński. Pomocnik krakowian wyróżnił się tylko raz, gdy jego strzał po złym wybiciu piłki Dariusza Pietrasiaka zdołał odbić golkiper „Górali”. W pierwszej połowie Pesković musiał interweniować jeszcze tylko po niegroźnym uderzeniu po ziemi Deleu. Schodzących na przerwę piłkarzy Cracovii żegnały gwizdy kibiców – nic dziwnego, bo gdyby po jednym z kontrataków w dobrej sytuacji lepiej przymierzył Damian Chmiel, bielszczanie mogliby prowadzić wyżej.
Robert Podoliński dosyć szybko zdecydował się na dwie zmiany – niepewnego w defensywie i pasywnego w ataku Adama Marciniaka zmienił Paweł Jaroszyński, a za bezproduktywnego Denissa Rakelsa wszedł Dariusz Zjawiński. Na nic jednak się to nie zdało, bo ataki Cracovii wciąż wyglądały nieporadnie, a schowani za podwójną gardą goście potrafili bezlitośnie ją punktować. Tak się stało w 56. minucie, gdy akcję „Górali” rozpoczął w środku pola Anton Sloboda i prostopadłym podaniem „uruchomił” Korzyma. Napastnik Podbeskidzia zagrał po ziemi do wchodzącego w pole karne Chmiela, a ten precyzyjnie umieścił piłkę w długim rogu bramki Pilarza.
Drugi stracony gol rozwścieczył gospodarzy, którzy ponownie rzucili się na rywali. Już kilkadziesiąt sekund później piłkę do bramki wpakował Dawid Nowak, ale dobijając obroniony przez Peskovicia strzał Boubacara Diabanga był on na spalonym. Spośród zawodników gospodarzy właśnie Senegalczyk od początku meczu sprawiał obronie gości najwięcej problemów. W 60. minucie Dialiba popisał się ładnym dośrodkowaniem do niepilnowanego w polu karnym Deleu, który „szczupakiem” strzelił dla Cracovii kontaktowego gola.
Natchnieni bramką gospodarze przeszli nagłą metamorfozę – kompletnie zdominowali popełniających coraz więcej błędów w obronie „Górali”, stwarzając sobie kilka stuprocentowych sytuacji do strzelenia gola. Najlepsze okazje zmarnowali Deleu i Covilo, których strzały minimalnie minęły słupek bramki Peskovicia. Jeszcze bliżej szczęścia był Zjawiński. Po główce rezerwowego Cracovii piłkę tuż przed linią bramkową zatrzymał Sloboda. Okres miażdżącej przewagi „Pasów” zakończyła akcja Marka Sokołowskiego oraz rezerwowego Sylwestra Patejuka. Ten drugi idealnie nabiegł na piłkę dośrodkowaną przez kapitana Podbeskidzia i strzałem głową minimalnie chybił, trafiając w poprzeczkę.
Po kilkuminutowym szturmie zapał Cracovii z każdą minutą gasł. Z posiadania piłki podopiecznych Podolińskiego znów niewiele wynikało, a pod presją zawodników Podbeskidzia gubili się obrońcy, którzy 80. minucie pozwolili sobie na fatalną stratę na własnej połowie. Skorzystał z tego Chmiel, który po podaniu Patejuka wygrał walkę o pozycję z Rymaniakiem i w sytuacji sam na sam strzelił swojego drugiego gola w meczu, przesądzając o wygranej bielskiej drużyny.
Podbeskidzie popisało się przy Kałuży wzorową skutecznością, bo wszystkie trzy celne strzały oddane na bramkę Cracovii zamieniło na bramki. Przy okazji bielszczanie udowodnili, że krakowskie powietrze wyjątkowo im sprzyja – było to dla nich trzecie w tym roku zwycięstwo pod Wawelem (wiosną ubiegłego roku wywieźli komplet punktów ze stadionów po obu stronach Błoni). W znacznie gorszych nastrojach są piłkarze Cracovii, którzy z czterema punktami pozostaną po tej kolejce w dolnej części tabeli. W sobotnie popołudnie drużynę Podolińskiego stać było tylko na kwadrans dobrej gry w drugiej połowie. A to zdecydowanie za mało, by liczyć na korzystny rezultat.