Paweł Jaroszyński: Jestem „terzino sinistro”. Spełniłem swoje pierwsze marzenie
- Emocje były ogromne. Gdy podpisywałem umowę, to w pewnym momencie pojawiła się myśl, że nie mogę zmarnować tej szansy – mówi 22-letni Paweł Jaroszyński, który z Cracovii przeniósł się do Chievo. W Weronie podopisał czteroletni kontrakt
fot. FB
Na początek mały sprawdzian. Jak jest po włosku lewy obrońca?
Terzino sinistro.
Zdał Pan. Włoskiego uczył się Pan już wcześniej?
Jestem w trakcie, siedzę właśnie obłożony słownikami, rozmówkami i kuję. Na razie zwroty grzecznościowe. Nie mam wyjścia. Na kursy włoskiego wcześniej nie chodziłem, za naukę na serio wziąłem się dopiero w ubiegłym tygodniu, gdy już dostałem od Cracovii zgodę na testy w Weronie.
Czyli do szatni wszedł Pan już z „buongiorno” na ustach.
(śmiech) Tak, można było się przywitać. Jednak na dłuższą rozmowę po włosku chłopaki i ja musimy jeszcze poczekać.
Emocje we wtorek, przy podpisywaniu kontraktu były duże?
Ogromne. Również dlatego, że długo czekałam na informację, od kiedy mogę zacząć trenować na dobre z drużyną. Do Włoch przyleciałem w czwartek, testy medyczne poszły sprawnie, a później czekaliśmy na rozwój sytuacji i definitywne załatwienie sprawy na linii Chievo - Cracovia. Siedziałem trochę jak na szpilkach.
Bał się Pan, że zadzwoni telefon i w słuchawce usłyszy: „wracaj”?
Nie, akurat miałem przeczucie, że wszystko będzie w porządku. Bardziej chodziło o czas, żebym jak najszybciej mógł zacząć treningi z nowym zespołem. Kiedy przyszła wiadomość, zabrałem ciuchy, zabrałem sprzęt i przyjechałem na obóz.
W takich chwilach piłkarz ma poczucie, że to jest przełomowy moment, zupełnie nowy rozdział w karierze?
Ja miałem. Dla mnie to duży krok do przodu. I duże wyzwanie. Gdy podpisywałem umowę, to w pewnym momencie pojawiła się myśl, że teraz nie mogę już tego wypuścić z rąk i muszę zrobić wszystko, żeby na boisku pojawiać się często.
Przed wyjazdem mówił Pan: Serie A to najlepsza liga dla obrońcy.
Przy wyborze decydowały różne aspekty, ale ten też był bardzo istotny. Tu do taktyki, defensywy przykłada się dużą wagę. Już na drugi dzień miałem indywidualny trening taktyczny, więc naprawdę dużo mogę się nauczyć. Jestem bardzo zadowolony, że tutaj trafiłem i na pewno się tu rozwinę.
Przeskok jest duży, ale z drugiej strony wybór Chievo wydaje się racjonalny. Ryzyko, że człowiek się rozczaruje jak Bartosz Kapustka w Leicester jest chyba mniejsze.
Anglia to Anglia, Włochy to Włochy, kluby trochę inne, bo Chievo to taka drużyna środka tabeli, ale nie można rozpatrywać tego na zasadzie, że gdzieś będzie łatwiej. Tu też grają bardzo dobrzy zawodnicy, drużyna jest bardzo mocna. Mam nadzieję, że nie spotka mnie taka sytuacja, jaka spotkała Bartka. Choć w jego przypadku trzeba też pamiętać, że poszedł tam, bo Leicester bardzo o niego zabiegało. Ja w najbliższym możliwym czasie chciałbym zagrać w oficjalnym meczu i pokazać się z jak najlepszej strony.
Włochy to cel czy droga do celu, część większego planu?
Patrzę raczej na to co jest tu i teraz. Wiadomo, marzenia, plany na przyszłość są, ale wspólnie z agentem uznaliśmy, że na ten moment liga włoska i Werona to będzie najlepszy kierunek. I, mam nadzieję, przystanek przed tym, żeby pójść gdzieś dalej i się rozwijać.
To gdzie te marzenia sięgają?
To są moje marzenia, nie chcę ich zdradzać.
To nie będzie chyba zbyt odważne stwierdzenie, że z Serie A krótsza będzie droga do reprezentacji.
W młodzieżowej już nie mogę grać, wyrosłem (śmiech). A jeśli chodzi o pierwszą reprezentację, to nie chcę o tym za wiele mówić i myśleć, bo na razie jest do niej daleko. Ale z drugiej strony racja, że dystans się skrócił, bo jeśli będę dobrze grał w lidze włoskiej, to jest cień szansy, że znajdę się w gronie obserwowanych zawodników. Wszystko jest w moich rękach i nogach, ale najpierw muszę powalczyć o miejsce w klubie.
Konkurentów do miejsca w składzie już Pan poznał? Jeden jest bardzo doświadczony - 36-letni Massimo Gobbi.
Świetny, bardzo silny zawodnik. Powiem tak: będę miał przyjemność z nim pracować i od kogo się uczyć. Zdaję sobie sprawę, że to będzie trudne wyzwanie, ale po to tu przyjechałem. Będę walczył na każdym treningu.
Lokalizacja też jest dobra. Blisko do Bergamo, które ma połączenie z Krakowem.
Właśnie niedługo będę musiał przylecieć, może uda się wpaść do chłopaków na Cracovię. Przede wszystkim jednak muszę wrócić po rzeczy niezbędne do życia, bo teraz nie mam w zasadzie nic. Spakowałem się do małej walizki, wziąłem kilka par butów, dwie koszulki, bieliznę. Zapewne więc po obozie przylecę, spakuję dobytek i razem z małżonką będziemy się tutaj jakoś urządzać.
Rozgrywki Serie A ruszają za miesiąc. Ma Pan trochę czasu, żeby wprowadzić się do zespołu.
Zgadza się, zobaczymy, jak to się poukłada do pierwszego meczu. Mam nadzieję, że będę godnym konkurentem dla Massimo i na treningach obaj będziemy siebie tylko „podkręcać”. Za chwilę gramy sparing z Napoli.
Napoli? To od razu będzie Pan mógł się przekonać, że przeskoczył na zupełnie inną półkę.
Prawda. Choć ja już na pierwszym treningu zobaczyłem, czym to się je. Zobaczyłem, że to nie są żarty. Ale nie pękam. Wcześniej, gdy rozmawiałem z rodziną, mówiłem, że dopiero, gdy założę sprzęt z herbem Chievo, to do mnie dotrze, że moje pierwsze marzenie się spełniło. Wyszedłem na pierwszy trening i… dotarło. Jestem zawodnikiem Chievo Werona, jestem w Serie A. Jestem dumny z siebie i z tego co osiągnąłem do tej pory.
#TOPSportowy24;nf - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/2dec7f34-e13b-002a-f1f3-e3f2fdfee398,1c7e3675-55fd-607f-039e-2784d104d2ae,embed.html[/wideo_iframe]