menu

Chelsea vs City - utrzymany status quo

31 stycznia 2015, 22:13 | Filip Błajet

Z dużej chmury, średni deszcz. Nie można powiedzieć, że piłkarze Chelsea i Manchesteru City nas uśpili, ale nazwać ich mecz emocjonującym widowiskiem równie trudno. Czy mogło być jednak inaczej, skoro Mourinho nie bardzo chciał, a Pellegrini nie bardzo umiał?

Raczej nie można było się spodziewać otwartego meczu, skoro obie drużyny rozpoczęły z dwoma defensywnymi pomocnikami w wyjściowym składzie. Połączenie Fernandinho, Fernando, Maticia i Ramiresa to aż 0 kluczowych podań. Słownie – zero kluczowych zagrań. Kreatywności w środku pola było dziś jak na lekarstwo i to przełożyło się na przebieg spotkania. Już abstrahując od tego, że Mou nie mógł skorzystać z Fabregasa, a Pellegrini z Yaya Toure, takie zestawienie zespołu to natychmiastowe zabicie meczu. Gra The Citizens zaczęła hulać dopiero, gdy miejsce w środku zajął James Milner, a do przodu przemieścił się Frank Lampard.

Dobrą decyzją Pellegriniego było bez wątpienia posłanie w bój Bacary’ego Sagny. Francuz skupiał się przede wszystkim na swoich defensywnych zadaniach i znacząco ograniczał Edena Hazarda. Co prawda przy bramce prawy defensor uciął sobie krótką drzemkę, ale cały występ może zaliczyć sobie jak najbardziej na plus. Kryty przez byłego piłkarza Arsenalu Hazard zanotował tylko 3 udane dryblingi, czyli o dwa mniej niż wynosi jego średnia. Najgroźniejszy piłkarz Chelsea był dziś świetnie wyciszony przez często wyśmiewanego i sprawdzającego poziom komfortu ławki rezerwowych Manchesteru City Sagnę.

Jednocześnie nie rozumiem przywiązania Pellegriniego do Jesusa Navasa. Hiszpan to jeden z najbardziej jednowymiarowych piłkarzy ligi, który całą swoją grę opiera na przyspieszeniu i dośrodkowaniu. Problem w tym, że centry na głowę Sergio Aguero to nie jest najlepszy pomysł. Były piłkarz Sevilli to taki hiszpański Aaron Lennon – Speedy Gonzalez, który przyspieszając często wyłącza szare komórki. Skoro Manchester City z lekką ręką wydaje grubo ponad 20 milionów funtów na rezerwowego napastnika, to nie rozumiem, dlaczego za podobną kwotę nie może sprowadzić klasowego skrzydłowego. Jeśli The Citizens mają liczyć się w europejskich pucharach, to wydaje się to być ruchem niezbędnym. Oczywiście, trzeba docenić udział Navasa przy golu, ale w dłuższej perspektywie to raczej nie takiego zawodnika potrzebują mistrzowie Anglii.

Nie nazywajmy go najlepszym

Przez ostatnie lata przywykło się nazywać Vincenta Kompany’ego najlepszym obrońcą Premier League, ale to już chyba najwyższa pora, aby się od tego wreszcie odzwyczaić. Belg po raz kolejny w kluczowym meczu był tykającą bombą, a nie ostoją defensywy The Citizens. Kaptanowi mistrzów Anglii coraz częściej przytrafiają się szkolne błędy, które stara się przysłaniać efektownymi wyprzedzeniami i wślizgami. W ostatecznym rozrachunku to jednak te pomyłki kosztują znacznie więcej, a dzisiejsza bramka Remy’ego to w olbrzymiej mierze wina stopera z Niderlandów.

Przyszłość należy do Trójkolorowych

Na drugim biegunie znajduje się Kurt Zouma. Młody stoper jeśli już otrzymywał szansę od Mourinho, to nie zawodził, ale jego obecność w tak ważnym meczu w wyjściowej jedenastce była sporym zaskoczeniem. Portugalczyk rzucił Francuza na głęboką wodę, a ten nie tylko się nie utopił, ale obok Maticia był najlepszym zawodnikiem The Blues. Trzy udane odbiory, 100% wygranych pojedynków główkowych i zapora nie do przejścia. The Special One podkreślał, że ma w odwodzie klasowego obrońcę, a ten obrońca wcale nie ma zamiaru chować się w tłumie, tylko już chce grać pierwsze skrzypce u boku Johna Terry’ego. Jak słusznie zauważył dziś twitter - francuska obrona ma przed sobą świetlaną przyszłość. Varane, Laporte, Zouma czy Mangala tylko czekają, aby przejąć wodzę w reprezentacyjnej obronie.

Mou twierdzi także, że nikt nie ma lepszej dwójki bramkarzy od Chelsea i prawdopodobnie ma rację. Z tym że na jego miejscu poważnie zastanowiłbym się nad tym, który z nich powinien być na chwilę obecną numerem jeden. O ile Cech może nie broni tak efektownie jak Courtois, to jest jednak bramkarzem solidnym, wyróżniającym się niesamowitym automatyzmem i do tego praktycznie bezbłędnym. Jestem przekonany, że gdyby to reprezentant Czech stał dziś między słupkami The Blues, to londyńczycy nie straciliby gola po strzale Silvy. Rezerwowy dziś golkiper ekipy Mourinho zagrał w Premier League 4 mecze i 4 razy zachował czyste konto. Nie deprecjonując w żaden sposób umiejętności Courtois, zastanowiłbym się, czy to nie Cech powinien bronić dostępu do bramki Chelsea w następnych spotkaniach.

Remis tak naprawdę zupełnie nic nie zmienił. Walka o mistrzostwo rozstrzygnie się między tymi dwoma klubami i to pewnie w meczach ze średniakami typu Crystal Palace, a nie w starciach z czołówka. Na razie utrzymał się status quo, z czego zdecydowanie bardziej może cieszyć się Mourinho i jego Chelsea. A Pellegrini znów może porównywać The Blues do Stoke…