menu

„Z woleja”: Fenomen mundialu, klęski faworytów...

4 grudnia 2022, 22:50 | Ryszard Czarnecki

Oto fenomen piłkarskiego mundialu: wracam z „Western Balkans Summit” z Sofii, na lotnisku w Warszawie czekam na samolot do Krakowa, akurat jest mecz Argentyna - Australia. Przy dużym ekranie stoimy wszyscy razem: pasażerowie z różnych krajów i obsługa lotniska. Jedni za drużyną Messiego (zwłaszcza kobiety), większość za Kangurami. Gdy wsiadam do samolotu do Krakowa, podchodzi do mnie jeden z tych, z którym wspólnie oglądaliśmy mecz i mówi: - Dobrze, że nie było dogrywki, bo nie zdążylibyśmy jej zobaczyć...

Piłka nożna nie zawsze ma jedną twarz...
Piłka nożna nie zawsze ma jedną twarz...
fot. Paweł Relikowski

Tak się dzieje tylko przy piłkarskich mistrzostwach świata. Oczywiście igrzyska olimpijskie wzbudzają olbrzymie zainteresowanie, ale prawdę mówiąc głównie pasjonujemy się występami Biało-Czerwonych. Podobnie jest z siatkarskim mundialem – gdy nasi grają Polska zamiera i wszyscy o tym mówią. Ludzie oglądają skoki narciarskie też ze względu na Polaków. Jednak futbolowe mistrzostwa różnią się od wszystkich innych wielkich imprez sportowych: rodacy oglądają wszystkie mecze, a już szczególnie od fazy pucharowej.
Sympatie dla obcych drużyn rozkładają się różnie. Jeśli nie grają Biało-Czerwoni, zwykle sympatyzujemy z przedstawicielami Ameryki Łacińskiej. Często dopingujemy również słabszych na zasadzie „bij faworyta”. Poza wsparciem dla piłkarskich Dawidów w ich pojedynku z futbolowymi Goliatami wielu z nas po prostu jest za tymi reprezentacjami, które grają ładniejszy, bardziej ofensywny futbol, a nie murują bramkę.
Dlatego „Orły” Kazimierza Górskiego, grające „futbol na TAK” głównie atakujący, nacierającymi skrzydłami niczym polska husaria - są do dzisiaj, po blisko pół wieku, wspominane przez cały świat. Doświadczyłem tego ostatnio niemal na końcu świata, gdy w małym Lesotho, państwowej enklawie na terytorium RPA, gość ze straży granicznej, widząc mój polski paszport, zaczął nagle recytować… nazwiska reprezentantów Polski z MŚ w Niemczech Zachodnich w 1974 roku. Dopiero na koniec dodał jeszcze Lewandowskiego. Cóż, pod tym względem „Orły” Michniewicza mają mniejszą szansę, aby zdobyć uwielbienie i pamięć na innych kontynentach...

Powiedzieć, że Mundial w Katarze, to mistrzostwa niespodzianek – to nic nie powiedzieć. Faworyci jadą do domu - albo w ogóle, o czym mało już kto pamięta - nie przyjechali do Kataru. Nie ma przecież na Półwyspie Arabskim mistrzów Europy - Włochów, a także często grających na mundialach i niemal równie często wychodzących z grupy Szwedów (tych wyeliminowali Polacy). Walizki na MŚ  spakowali Niemcy, druga w klasyfikacji FIFA – Belgia, ale również Urugwaj, dwukrotny mistrz świata, który na MŚ w RPA w 2010 roku zajął czwarte miejsce, ulegając, po dramatycznym meczu o brąz Niemcom 2-3. Nie ma też Danii, o której trzeci bramkarz reprezentacji Polski, grający w duńskim klubie Kamil Grabara mówił, że zajdzie wyżej niż Polska!

I jeszcze jedno. Tylko piłkarski mundial – poza polityką oczywiście – generuje tyle memów i dowcipów w necie. Nasi rodacy bywają złośliwi. Oto ostatni z nich: „Do baru wchodzi Rusek, Niemiec i Belg. W tej historii zwykle był jeszcze Polak – ale on dalej jest w Katarze”… 
A przynajmniej był dłużej, bo wyszedł z grupy w przeciwieństwie do szeregu innych bardziej utytułowanych piłkarskich nacji.
 Na koniec o meczu z mistrzami świata Francją. Przegraliśmy go -wiadomo. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy wcześniejszych okazji, aby wyjść z grupy z pierwszego miejsca (słupek Lewego i poprzeczka Milika z Arabią Saudyjską, karny naszego kapitana z Meksykiem). Wtedy trafilibyśmy na Australię. Z taką grą, jaką zaprezentowaliśmy z Argentyną trudno byłoby nam z nimi wygrać, ale z taką grą, jak z Francją zwycięstwo i ćwierćfinał byłby możliwy. Wiem, że to gdybanie. Ale na tym polega życie kibica, że wiecznie gdyba. Zwłaszcza, kiedy jego reprezentacja(klub) przegrywa(odpada). 
Przypomnijmy oficjalny cel postawiony przed drużyną przez PZPN: cel-minimum to wyjście z grupy. Został osiągnięty. Był to też warunek sine qua non dla trenera Michniewicza, aby mógł dalej pracować z reprezentacją. Spełnił go. Część mediów próbuje go teraz odwoływać. Nie wiem, czy skutecznie. To Cezary Kulesza zdecyduje czy należy zmieniać warunki (i obietnice) wcześniej dane. Przypomnę tylko, że niedługo rozpocznie się rywalizacja w grupie eliminacyjnej do ME (gramy m.in. z Czechami i Albanią, wychodzą dwie drużyny, awans nie będzie zjedzeniem bułki z masłem).  Lepiej, żeby z góry było wiadomo, co jest grane na ławce trenerskiej. 
 Przypomnę też, że według amerykańskich ekspertów to Meksyk miał większe szanse wyjścia z grupy. I że wielu z nas obawiało się, czy wyjdziemy jego kosztem. Inna sprawa to styl tego awansu. Wiadomo. Z drugiej strony futbol to nie jazda figurowa na lodzie-za styl na boisku „szóstek” nie dają... 
Reasumując: jesteśmy w "16" najlepszych zespołów świata. Nie ma sensu obwieszczać wielkiego sukcesu. Ale nie ma także sensu zrozumiałego niedosytu (nie bądźmy minimalistami!) przekuwać w nastroje klęski. Nastroje służące do własnych porachunków.