Kiepska jesień w wykonaniu Stali Stalowa Wola. Nieoficjalnie mówi się o tzw. trzęsieniu ziemi
Nie takich wyników w rundzie jesiennej spodziewano się w Stalowej Woli. Co prawda wszyscy wiedzieli, że gra na zapleczu ekstraklasy nie jest łatwa, lecz dorobek punktowy jest mizerny.
fot. Marcin Radzimowski
Jeszcze w czerwcu tego roku w Stalowej Woli świętowano drugi z rzędu awans. Najpierw zielono-czarni po wodzą Ireneusz Pietrzykowskiego zostawili w tyle Wieczystą Kraków i awansowali z trzeciej ligi do drugiej, a rok później cieszyli się z kolejnego awansu, tym razem do pierwszej ligi. Stalówka w decydującym spotkaniu barażowym ograła na wyjeździe KKS Kalisz po dwóch trafieniach Jakuba Górskiego. Ogromny sukces zrodził się w bólach, bo jeszcze na cztery kolejki przed końcem rozgrywek zielono-czarnym groził nawet spadek. Cztery zwycięstwa z rzędu zaprowadziły Stal na miejsce barażowe, które dało w konsekwencji awans.
Feta po awansie, deklaracje i….
Tuż po awansie zorganizowano fetę w Stalowej Woli. Pojawiły się pewne deklaracje, miały być solidne wzmocnienia. Okazało się jednak, że dużych pieniędzy nie będzie. Trener Pietrzykowski miał solidną listę nazwisk zawodników, którzy mieli wzmocnić zespół z Podkarpacia. Dość blisko gry w Stalowej Woli był Maksymilian Sitek, lecz skuteczniejszy był ŁKS Łódź oraz Bartłomiej Poczobut. W obu przypadkach ostatecznie obaj zawodnicy otrzymali wyższe kontrakty i wybrali innych ligowych rywali. Potencjalnymi kandydatami do gry w zielono-czarnych barwach byli m.in. Adrian Bukowski, Maciej Firlej, Konrad Matuszewski, Patryk Malamis, Hubert Adamczyk, Jan Biegański czy Tomasz Kupisz. Nikogo jednak nie udało się pozyskać i postawiono na graczy, którzy w ostatnim czasie mieli pewne problemy z grą.
Było kiepsko, lecz były momenty nadziei
Stalówka sezon zaczęła od porażki na własnym boisku z Górnikiem Łęczna, mimo że w tym spotkaniu była po prostu lepsza, ale nieskuteczna. Potem miejsce w szeregu zielono-czarnym pokazała Miedź Legnica. Potem przyszedł moment znów lepszych występów, ale właściwie z jednym zdobytym punktem w potyczce z Chrobrym Głogów. Potem w zespole beniaminka spustoszenie siał wirus Covid-19 i z powodu chorób i braku sił udało się zagrać tylko jedną połowę w pojedynkach z Odrą Opole i Pogonią Siedlce, które ostatecznie zakończyły się porażkami.
Dopiero po przerwie reprezentacyjnej udało się złapać rytm. Choroby odpuściły, trener Ireneusz Pietrzykowski znalazł optymalny skład i sześć meczów z rzędu zakończyło się bez porażki dla Stalówki. Zielono-czarnym udało się w tym czasie wygrać co prawda tylko dwa spotkania, ale w czterech nie stracili nawet gola. Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, lecz cztery ostatnie potyczki zakończyły się przegranymi z bilansem 2-14.
Co dalej? Trzęsienie ziemi w końcówce roku?
Po ostatnim meczu z Miedzią kibice dali znać prezesowi Wiesławowi Siembidzie, że nie chcą go w klubie, a zawodnikom dali czas do zastanowienia się, czy chcą nadal grać w Stali. Wiele głosów pojawiało się również w mediach społecznościowych, że prezes chce zwolnić trenera, a za nim z kolei mocno wstawiali się kibice. W końcu głos na platformie X zabrał Prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny, który zapowiedział, że w najbliższych dniach ma odbyć się spotkanie rady nadzorczej klubu z jego udziałem, na którym odbędą się rozmowy dotyczące przyszłości Stali. Nie widomo jednak czy i do jakich zmian dojdzie. Być może będziemy świadkami istnego trzęsienia ziemi.