menu

Celtic nie zagra w Lidze Mistrzów! Złoty gol Tavaresa dał awans Mariborowi

26 sierpnia 2014, 22:38 | Przemysław Drewniak

Sprawiedliwości stało się zadość. Celtic Glasgow przegrał rewanżowy mecz z NK Maribor i nie zagra w Lidze Mistrzów. Losy dwumeczu rozstrzygnęło trafienie Brazylijczyka Tavaresa. Mistrzom Szkocji pozostają występy w fazie grupowej Ligi Europy.

Celtic Glasgow przegrał z Mariborem
Celtic Glasgow przegrał z Mariborem
fot. sylwester wojtas

Spotkanie na Celtic Park rozpoczęło się od ataków gospodarzy, którzy mogli prowadzić już po czterech minutach. Bliski trafienia do siatki po zagraniu Jo-Inge Bergeta był… Marko Suler. Były obrońca warszawskiej Legii wybijał piłkę w taki sposób, że ta o mały włos nie zaskoczyła bramkarza słoweńskiej drużyny. Po tej sytuacji wydawało się, że podopieczni Ronny’ego Deili ruszą z kopyta, postawią na atak od samego początku, a w dodatku poniesie ich ogłuszający doping kibiców. Nic bardziej mylnego. Z czasem Celtic grał coraz bardziej niemrawo, Maribor momentami potrafił przejąć wyraźną inicjatywę, zaś fani z Glasgow przeważnie w ciszy przyglądali się boiskowym wydarzeniom.

Ostatnio menedżer i piłkarze Celtiku zapewniali, że od czasu druzgocącej porażki w dwumeczu z Legią ich forma znacząco wzrosła. Potwierdzeniem tej tezy miał być mecz w Mariborze, gdzie to Szkoci prezentowali się lepiej od rywali i stworzyli sobie więcej okazji do strzelenia gola. Przebieg spotkania w Glasgow był jednak inny – przede wszystkim za sprawą lepszej postawy podopiecznych Ante Simundży, którzy chwilami z dużym spokojem rozgrywali piłkę, a wyższym podejściem pod bramkę Craiga Gordona pokazali, że nie boją się szkockiej drużyny.

Poza wspomnianymi pierwszymi minutami, Celtic niezwykle rzadko przedostawał się w pole karne Mariboru. Fatalnie wyglądała ich niedokładna i zbyt wolna gra w ataku pozycyjnym, choć także jakość wyprowadzanych przez nich kontrataków pozostawiała wiele do życzenia. Przed przerwą gospodarze zagrozili bramce Jasmina Handanovicia tylko raz, i to po stałym fragmencie gry, gdy główka Van Dijka minimalnie minęła słupek.

Znacznie więcej okazji do objęcia prowadzenia mieli mistrzowie Słowenii. Podobnie jak przed tygodniem, wśród nich najlepiej prezentował się Agim Ibraimi, którego latem Szkoci chcieli ściągnąć do siebie. Macedończyk mądrze rozgrywał i umiejętnie przyspieszał akcje swojej drużyny, choć najlepszą szansę na gola miał nie on, a Mitja Viler. Pomocnik Mariboru z łatwością zwiódł w polu karnym Efe Ambrose’a i w doskonałej sytuacji strzelił wprost w interweniującego Gordona, który „wypluł” piłkę wprost w Marcosa Tavaresa. Ten jednak nie zdążył zareagować i futbolówka wróciła do rąk golkipera Celtiku.

Dla mistrzów Szkocji, którzy swoją ligę rokrocznie wygrywają w cuglach, gra w fazie grupowej Champions League jest najważniejszym celem w każdym kolejnym sezonie. Dlatego też nie było przesady w stwierdzeniu, że druga połowa rewanżu z Mariborem była dla Celtiku najważniejszą w tym sezonie. Gospodarze doskonale zdawali sobie z tego sprawę i po wyjściu w szatni od początku ruszyli do ataków. W 56. minucie świetną akcję przeprowadził Stokes, który ograł dwóch rywali w polu karnym, dograł przed bramkę do Calluma McGregora, a ten z całej siły huknął w poprzeczkę. Maribor wyglądał bezradnie, ale po chwili otrząsnął się z przewagi Celtiku i zdołał odpowiedzieć jeszcze groźniejszą okazją – po błędzie obrony Dare Vrsić wyszedł sam na sam z Gordonem, jednak Szkot po raz kolejny nie dał się pokonać.

Gdy wydawało się, że gospodarze wywalczą awans po wymęczonym remisie, kwadrans przed końcem meczu Maribor zszokował szkockich kibiców. Po niegroźnie zapowiadającym się ataku Słoweńców, serię fatalnych błędów popełniła obrona Celtiku. Charlie Mulgrew i Emilio Izaguirre w prostych sytuacjach nie potrafili wybić piłki, a ogromny bałagan w szesnastce The Bhoys wykorzystał Tavares, który strzałem z kilkunastu metrów wpakował ją do siatki. I jak się ostatecznie okazało, trafienie Brazylijczyka otworzyło Mariborowi bramy do piłkarskiego raju. W końcówce to goście byli bliżsi podwyższenia rezultatu i tylko ich nieskuteczność przesądziła o tym, że Celtic nie doznał wyższej porażki. W doliczonym czasie gry to gospodarze mieli jednak piłkę meczową – Van Dijk wygrał pojedynek główkowy w polu karnym, ale stojąc pięć metrów przed bramką strzelił fatalnie, bo prosto do rąk Handanovicia.

Słowenia będzie reprezentowana w Lidze Mistrzów po 15 latach przerwy, gdy w fazie grupowej elitarnych rozgrywek po raz ostatni wystąpił właśnie Maribor. Piłkarze Ante Simundży pomścili zatem Legię, którą z marzeń o występach w tych rozgrywkach odarł walkower za dwumecz z Celtikiem. Szkotom pozostają już tylko występy w rodzimej lidze a także fazie grupowej Ligi Europy, gdzie teoretycznie jeszcze raz w tym sezonie mogą zmierzyć się z mistrzami Polski. Taki scenariusz z pewnością śni się wielu warszawskim kibicom...


Polecamy