Królewski błękit wraca na salony. Rangersi znów grają w szkockiej ekstraklasie
W średniowiecznej „Boskiej Komedii” poeta Dante Alighieri wędruje przez zaświaty w stronę piekła, mijając jego kolejne kręgi. W czwartym czekają na niego strzeżone przez Plutona, zesłane na wieczne potępienie dusze skąpców oraz rozrzutników. W tym roku po czterech latach tułaczki w prowincjonalnych szkockich ligach do Scottish Premier League wrócili Rangers F.C. Nawiązanie do teologicznego utworu nie jest przypadkowe, bowiem „The Gers” zostali w 2012 roku zdegradowani do czwartej ligi w wyniku problemów finansowych, a religia nierozerwalnie idzie w parze wraz z ponad 140-letnią historią klubu.
fot. brak
Cofnijmy się do 2012 roku. 54 – krotni mistrzowie Szkocji, 33 – krotni triumfatorzy Pucharu Szkocji. Oprócz tego zdobywcy 27 pomniejszych trofeów i w końcu tego najważniejszego – Pucharu Zdobywców Pucharów zdobytego w 1972 roku. Najbardziej utytułowany klub piłkarski na świecie (pod względem liczby trofeów) zostaje wyrzucony z rozgrywek Scottish Premier League i ląduje w Third Division. Bez skrupułów przyczynia się do tego 10 z 11 klubów, które głosują za wyrzuceniem Rangersów. Niczym faryzeusze upatrują w zesłaniu „The Gers” do niższych lig swojej szansy na rywalizację z Celtikiem.
Oczywiście nie należy postrzegać Rangersów w roli ofiar klubowej zmowy. Na swoją degradację pracowali wiele lat. Słynne zdanie prezesa Davida Murraya z 1998 roku mówiące o tym, że „Za każde 5 funtów wydane przez Celtic my wydamy 10” odbijało się korytarzami Ibrox Stadium niczym klątwa przez następne lata. Przez kolejne 3,5 roku Rangersi wydali aż 83 mln funtów na transfery, żyli ponad stan klubowych finansów. Zadłużenie urosło na tyle, że 7% udziałów klubu przejął Bank of Scotland. W kolejnych latach zobowiązania wciąż rosły, a słabe wyniki na boisku (tylko dwa mistrzostwa kraju w okresie 2001- 2008) nie pozwalały uzyskać większych dochodów. Zawiedli trenerzy Alex McLeish i Paul Le Guen. Dopiero legenda klubu - Walter Smith zdobywając trzy mistrzostwa kraju oraz prowadząc Rangersów do dwukrotnego udziału w Lidze Mistrzów spowodował, że „The Gers” zdołali zmniejszyć zadłużenie do 14 mln funtów.
Ostatni rok przed degradacją to już plaga problemów w klubie. Nowy prezes Craig White przestał rozliczać się z urzędem skarbowym, stawiając klub ostatecznie w obliczu widma degradacji. Zbawcą okazał się Charles Green wraz z konsorcjum Sevco, który wykupił klub i przemianował istniejącą od 1899 roku spółkę na „The Rangers Football Club Limited”. Ta transakcja oznaczała degradację na czwarty poziom rozgrywek, gdzie w Szkocji czekał na nich świat zabity deskami. Oficjalnie 2 września 2012 roku klub zaczął pisać nowe karty w swojej historii meczem 1 rundy Challenge Cup przeciwko Brechin City. „Pycha chodzi przed upadkiem” mówi biblijna Księga Salomona. Kto, jak nie Rangersi, powinien znać ten cytat Pisma Świętego.
Każde większe miasto w Europie ma swoje piłkarskie derby. Rywalizacja lokalnych drużyn często przenosi się z boiska na ulice, do szkół, pubów. Dotyczy nie tylko płaszczyzny sportowej ale również wybiega poza ramy czysto piłkarskie. Derby Belgradu, Rzymu, Mediolanu czy Madrytu toczą się nie tylko na boisku, ale także wokół niego. Ciężko znaleźć jednak rywalizację lokalnych klubów, która łączyłaby ze sobą historię, politykę oraz religię. Można narzekać na obecny poziom szkockich rozgrywek, jednak należy pamiętać, że gdy w Glasgow dochodzi do The Old Firm, to całe miasto zanurza się w futbolowej gorączce.
W 1887r. uciekający przed Wielkim Głodem z Irlandii imigranci założyli w Glasgow klub piłkarski o nazwie Celtic w celu pozyskiwania środków na cele charytatywne. Ich rywale zza miedzy - Rangersi istnieli w tym czasie od 16 lat. Już pierwsze spotkanie tych klubów ustanowiło podzia i konflikt w mieście. Okazało się, że w Glasgow ścierają się dwie antagonistyczne społeczności. Z jednej strony rdzenni Szkoci, protestanci oraz niechętni obcym zwolennicy Partii Konserwatywnej. Z drugiej, katoliccy przybysze z Irlandii, popierający centro-lewicową Partię Pracy.
Oba kluby szybko rozpoczęły dominację w szkockiej lidze, a nazwa „The Old Firm” jak głoszą lokalne legendy pochodzi z ust komentatorów, którzy określili pierwszy pojedynek między klubami jako starcie „dwóch starych firm”. Słowa miały być odniesieniem do duopolu finansowego i sportowego jaki oba kluby dzieliły między sobą w Szkocji.
Polityka Celticu była związana z grupami irlandzkich rewolucjonistów, dążących do autonomii swojego państwa. Irlandzka duma do dzisiaj widnieje na Celtic Park w postaci tradycyjnej, trzykolorowej flagi. Również epatowanie symbolami, jak np. czterolistna koniczyna znajdująca się w herbie klubu, okazuje przywiązanie do „zielonej wyspy”. Celtic to odzwierciedlenie kultury irlandzkiej w Szkocji. Klub przypomina kibicom o ich korzeniach, dziedzictwie. Dzięki niemu mogą czuć się oderwani od Zjednoczonego Królestwa, przybranej ojczyzny. Dlatego często na stadionie Celticu można było słyszeć hymny na cześć IRA, czy piosenki uderzające w Wielką Brytanię „Pier…ć krolową”.
Rangersi nie pozostawali dłużni swoim rywalom. Z klubem utożsamiali się antykatolicy, rojaliści, zwolennicy królowej. W odpowiedzi na przyśpiewki „The Bhoys” kibice Rangersów skandowali „Pier…ć papieża”. Z klubem łączona jest antykatolicka organizacja Orange Order. Zrzesza zwolenników utrzymania przynależności Irlandii Płn. do Zjednoczonego Królestwa. Kiedy w 2003 roku klub wypuścił do sprzedaży pomarańczowy strój, kibice wpadli w szał zakupów. Stał się on najlepiej sprzedającym trykotem w historii.
Nacjonalistyczne i religijne różnice pomiędzy zwolennikami obu stron stworzyły toksyczne środowisko w Glasgow. Ogromne sukcesy obu klubów oznaczały, że cała Szkocja żyła jedynie rywalizacją pomiędzy Celtikiem a Rangersami. Zwycięstwo jednych oznaczało katastrofę dla drugich. Fani często swą agresję przenosili poza mury stadionu. W 1909 roku w wyniku zamieszek podpalono stadion Hampden Park. Eskalacja nienawiści miała miejsce w 1980 roku podczas finału Pucharu Szkocji. Celtic wygrał 1:0, a jeden z jego fanów podczas świętowania na płycie boiska podbiegł do trybuny zajmowanej przez kibiców „The Gers” i prowokacyjnie kopnął na ich oczach piłkę w stronę bramki. Rozwścieczeni sympatycy Rangersów wtargnęli na murawę, gdzie rozpoczęła się walka na noże, butelki i pięści. Kilkanaście lat później jeden z kibiców Ragersów został zabity przez chuliganów Celticu, przechodząc obok ich pubu. Kolejny fan znalazł się w szpitalu po półfinałowym spotkaniu między oboma klubami z ranami kłutymi w 2001 roku.
Dzisiaj nie ma już takich ekscesów. Kluby starają się eliminować obraźliwe przyśpiewki ze stadionów. Spory religijne i polityczne przestały być tak intensywne jak kiedyś. Liga szkocka pod względem sportowym także nie przyciąga tylu fanów, co w ubiegłych latach. Świat przestał interesować się derbami Glasgow. W dużym stopniu przyczynił się do tego upadek Rangersów.
Systematycznie z roku na rok Rangers F.C. opuszczało kolejne peryferyjne ligi, by w 2014 roku zameldować się na zapleczu szkockiej ekstraklasy. Niestety, do elity rozgrywek nie udało się awansować za pierwszym podejściem. Swoje kilkuletnie zesłanie zakończyli w tym roku na kilka kolejek przed końcem rozgrywek. I była to świetna wiadomość nie tylko dla fanów klubu z Ibrox Stadium, ale paradoksalnie dla wszystkich klubów Scottish Premier League, a szczególnie ich największych rywali – Celticu Glasgow.
Celtowie pod nieobecność znienawidzonych Rangersów dużo stracili pod względem sportowym oraz finansowym. Owszem, zdobyli pięć tytułów mistrza Szkocji, ale do Ligi Mistrzów zawitali ostatnio w 2013 roku. Na krajowym podwórku są nie do pobicia, ale świadczy to o słabym poziomie reszty drużyn. Apogeum kompromitacji nastąpiło w tegorocznych kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, gdzie podopieczni Brendana Rodgersa ulegli w pierwszym meczu 0:1 gibraltarskiemu Lincoln FC. W Europie to już nie jest tak uznana marka jak kilka lat temu. Awans Rangersów podniesie rywalizację i atrakcyjność podupadającej ligi. W 2012 roku kibice Celticu żegnali swoich rywali transparentami „Gnijcie w Piekle” oraz „Nie będziemy tęsknić”. Rzeczywistość okazała się jednak przewrotna i, choć sami kibice tego nie przyznają, powrót Rangersów na pewno ich ucieszył. Wydaje się, że w tym roku oba kluby nie będą jeszcze bezpośrednio walczyły o mistrzostwo - Rangersi w pierwszym ligowym meczu w tym sezonie zremisowali 1:1 z Hamilton. Przeszli jednak tak długą drogę, by grać w ekstraklasie, że powrót do walki o prym to pewnie tylko kwestia czasu.