Coś się zmieniło, ale tak łatwo już nie będzie [KOMENTARZ]
Celtic Glasgow. Firma o dość wyrobionej marce w Europie. Z tej marki, którą pamiętamy z czasów Boruca czy Żurawskiego, niewiele zostało. Katolicy nie mają pewnego miejsca w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a dominują na swoim podwórku tylko dlatego, że brak im równorzędnego przeciwnika. Takiego, jak rywal zza miedzy przed degradacją.
Najstarsi górale nie przewidzieliby rozbicia Celticu przez Mistrza Polski, którego kapitan dwa razy pudłuje z rzutu karnego w ciągu jednej połowy meczu. Znajomy, który nie miał przyjemności oglądania spotkania rewanżowego zapytał: Celtic taki słaby, czy Legia taka silna? Moim zdaniem jedno i drugie.
Styl The Bhoys to kompromitacja. W sumie to brak własnego stylu, pressingu i gry na jeden kontakt, obrona dziurawa jak ser szwajcarski, a zagrożenie bramki rywala jedynie po akcjach indywidualnych. Kwitując, kopacze ze słabeuszem na ławce trenerskiej. Chwila, chwila… Czy to nie przypadkiem walka o fazę grupową w wykonaniu Lecha w meczu z Azerami, Legii ze Steauą Bukareszt? Nie wspominając o Śląsku...
A Legia? Opinie prezesa Leśnodorskiego o silniejszym niż rok temu zespole bawiły mnie podczas pierwszego meczu z St. Patrick. Teraz, po meczu muszę zwrócić honor Legionistom. Zagrali jak nigdy i co ważne, wygrali jak nigdy (sic!). Mistrz Polski i przy Łazienkowskiej, i w Edynburgu pokazał kawałek dobrego futbolu. Podopieczni Henninga Berga potrafili odrobić straty już po kilku minutach, wykorzystać z zimną krwią grę w przewadze. W rewanżowym spotkaniu Legia zagrała jeszcze lepiej. Świetnie w obronie, zmuszając gospodarzy do strzałów z daleka, przy których Kuciak mógł jednocześnie przeglądać wieczorne wydania gazet. Skutecznie w ataku, bo Legia „to co miała, to wykorzystała”.
To fascynujące, gdyż mam wrażenie, że "coś" się zmieniło. W końcu to my gramy nowocześnie, to my wygrywamy, to my upokarzamy rywala, a nie on nas. To bardzo miłe uczucie, czyż nie? Ostatnio tak się czułem, kiedy ogrywaliśmy Portugalię po dwóch golach Ebiego Smolarka... Awansowaliśmy wtedy na EURO 2008 (grając pod wodzą zagranicznego trenera). To tak, jakby aktorzy zamienili się rolami, choć scenariusz podobny. Nie potrafię nazwać tego "czegoś", ale może w tym roku…
Celtic wysoko poprzeczki nie postawił, ale mimo to Legia mnie zaskoczyła. Po pierwszym meczu byłem w głębokim szoku. Przed drugim spodziewałem się remisu, bądź nieznacznego zwycięstwa Szkotów. Na szczęście oczy ze zdumienia przecierali również typerzy, eksperci, bukmacherzy.
Teraz ja zacieram rączki na rundę Play-off. Ale Legio, tak łatwo już nie będzie...