Czy Tan wytrzyma ciśnienie? [KOMENTARZ]
Nie od dzisiaj i nie od wczoraj wiadomo, że właściciele klubów w angielskiej Premier League nie należą raczej do ludzi o chłodnych głowach. Przypadki sir Alexa Fergusona, Arsene'a Wengera, czy najświeższy Alana Pardew, nie są regułą, lecz wyjątkami. Jednym z tych, którzy nie potrafili przeczekać kryzysu i mocniej zaufać szkoleniowcowi swojej drużyny, był już w tym sezonie Vicent Tan. Czy tym razem szef Cardiff City postąpi inaczej?
Za pierwszym razem malezyjski biznesmen tego ciśnienia nie wytrzymał. Podjął decyzję, która zadziwiła nie tylko dziennikarzy, zajmujących się Premier League, ale również kibiców Bluebirds. Malky Mackay był dla nich bardzo ważną postacią, która wywalczyła z ich drużyną awans do najwyższej klasy rozgrywkowej po 51 latach przerwy. Wystarczył jednak kryzys i Szkot musiał pożegnać się ze swoją posadą. A przecież tamten kryzys, w porównaniu z tym, który trwa teraz, był naprawdę malutki.
Absolutnie nie jestem zwolennikiem zwalniania trenera zaraz po tym, jak niedawno się go zatrudniło, tu nie o to chodzi. Mam nawet cichą nadzieję, że Vincent Tan nie będzie konsekwentny, bo gdyby chciał taki być, to Ole Gunnar Solskjaer na Cardiff City Stadium już by nie pracował. Norweg przyszedł do beniaminka ekstraklasy 2 stycznia. Jego zespół zagrał od tamtej pory 8 spotkań, zdobył zaledwie pięć punktów, tracąc 17 goli, a zdobywając zaledwie cztery. Podopieczni byłego piłkarza Manchesteru United obsunęli się na przedostatnią pozycję w tabeli, ich sytuacja staje się coraz to bardziej marna.
O jej zmienienie na pewno nie będzie łatwo. Strata do pierwszego bezpiecznego miejsca wynosi trzy oczka, ale trzeba pamiętać, że znajdujący się pozycję wyżej niż Walijczycy Sunderland ma dwa mecze rozegrane mniej. Ich najbliżsi rywale to również bijący się o utrzymanie Fulham oraz walczący o europejskie puchary Everton i Liverpool FC. Celem minimum muszą być cztery punkty w tych trzech spotkaniach, bez tego nie ma nawet co myśleć pozostaniu w lidze.
Kiedy Tan zwalniał Mackay'a powiedział między innymi, że to przez nieudolne transfery robione przez tego menedżera, wyrzucono jego pieniądze w błoto. Niedawny szkoleniowiec Molde w trakcie styczniowego okienka ściągnął kolejnych zawodników i trzeba powiedzieć, iż ich gra również tylnej części ciała nie urywa. Możemy się więc spodziewać, że za niedługi czas „Baby-face Killer” również zostanie oskarżony o marnotrawienie klubowych funduszy, bo Zaha, Ekirem, czy Cala zdumiewająco na pewno nie wyglądają.
Ja sam jestem również ciekaw, czy właściciela Cardiff City stać na taki krok, na który zdecydował się jego kolega z londyńskiego Fulham. Tam od początku sezonu zespół prowadzi już w sumie trzeci szkoleniowiec. Po Holendrach, Martinie Jolu i Rene Meulensteenie, klub objął Niemiec, Felix Magath. Trudno sobie wyobrazić, aby Malezyjczyk zdecydował się na to samo, ale równie trudno było sobie wyobrazić, że zmieni on barwy klubowe z niebieskich na czerwone.
Inna sprawa, że dość szybkie zwalnianie menedżera stało się niestety w Anglii bardzo modne. Andre Villas-Boas, Steve Clarke, Rene Meulensteen, Nigel Adkins, czy Paolo Di Canio to tylko część przypadków. Zdarza się oczywiście, że zespół reaguje na taką zmianę dobrze, przełamuje się i zaczyna grać lepiej, jednak nie zawsze tak się dzieje. Przykłady Cardiff i Fulham pasują tutaj idealnie. Właścicielom klubów w Premier League brakuje cierpliwości i już zaraz może się okazać, że pracę straci Moyes, a może i Pardew, z którym podpisano tak długi kontrakt. Długie pobyty w klubach, jakie notowali Ferguson, Moyes i jaki notuje cały czas Wenger, już niedługo mogą odejść w niepamięć.
Tan to dość ekscentryczny człowiek, jego stać na wiele. Czy zdecyduje się na zwolnienie Solskjaera? Jego dotychczasowe kroki pozwalają myśleć, że coś takiego już niedługo może mieć miejsce. Miejmy nadzieję, że pan z Malezji wyciągnął jakieś wnioski i tym razem zachowa więcej zimnej krwi. To jest ostatnia rzecz, która może uratować Bluebirds przed spadkiem.
Obserwuj autora na twitterze: @Wisniewski_D2