menu

Były szef sędziów: Problem stanowi brak jasnych przepisów dotyczących takiego przypadku

3 sierpnia 2011, 09:20 | Rafał Musioł / Dziennik Zachodni

- Nie ma co ukrywać, że cała piłkarska Polska zastanawia się, co zrobi Wydział Gier PZPN z meczem GKS Katowice - Olimpia Elbląg - mówi Janusz Hańderek, były sędzia i były szef polskich arbitrów.

PZPN będzie się głowił, co zrobić z meczem GKS z Olimpią
PZPN będzie się głowił, co zrobić z meczem GKS z Olimpią
fot. Mikołaj Suchan / Polskapresse

Chodzi oczywiście o sytuację, w której arbiter Tomasz Garbowski pokazał drugą żółtą kartkę Marcinowi Pacanowi, ale zapomniał o pokazaniu mu czerwonego kartonika i zawodnik pozostał na boisku do końca meczu. Przypomnijmy, że katowiczanie złożyli wniosek o zweryfikowanie wyniku spotkania (1:1) jako walkoweru na swoją korzyść.

Wydział Gier zajmie się tą sprawą w czwartek, ale coraz bardziej prawdopodobny wydaje się wariant powtórzenia meczu, choć kłopotem może stanowić to, że takiej propozycji w piśmie GKS-u nie ma.

- Chodzi jednak o to, aby nie krzywdzić zespołu za błąd sędziego, a właściwie wszystkich sędziów, bo przecież za wszystko odpowiada główny, ale techniczny ma obowiązek notowania kartek i powinien dać koledze znać, że coś jest nie tak - zaznacza Hańderek. - Pewien problem stanowi brak jasnych przepisów dotyczących takiego przypadku, ale z drugiej strony bardzo precyzyjna jest zasada, że w grze nie może uczestniczyć zawodnik nieuprawniony. Jest ona tak restrykcyjna, że sędzia musi przerwać grę, bez względu na tak zwane prawo korzyści dla drużyny posiadającej piłkę, jeśli przewinienie oznacza drugą żółtą lub od razu czerwoną kartkę dla winowajcy.

Sam Hańderek w swojej karierze miał podobny przypadek. - To było w spotkaniu Górnika Zabrze z ŁKS Łódź, w czasach, gdy fizycznie nie pokazywało się kartek, a jedynie zapisywało w notesie upomnienia - wspomina były arbiter. - Zapomniałem o wyrzuceniu z boiska zawodnika z Łodzi, ale na szczęście czujnością wykazał się mój asystent i zanim wznowiono grę naprawiłem swój błąd. Jak widać nie wszyscy mieli tyle szczęścia, chociaż teraz sędziów jest więcej i mają możliwość komunikowania się ze sobą.