Bułgarzy w Lidze Mistrzów! Łudogorec doprowadził do dogrywki i wygrał ze Steauą w karnych, które bronił obrońca!
Niesamowite spotkanie obejrzeli kibice w Sofii, gdzie Łudogorec mierzył się w meczu 4. rundy eliminacji Ligi Mistrzów ze Steauą Bukareszt. W doliczonym czasie gry wynik dwumeczu (pierwsze spotkanie - 1:0 dla Steauy) pięknym strzałem wyrównał Wanderson. W ostatnich chwilach dogrywki bramkarz Łudogorca sfaulował rywala poza polem karnym i obejrzał czerwoną kartkę. Bułgarzy nie mieli już zmiany i do bramki wszedł rumuński obrońca ekipy z Razgradu Moti. Zawodnik ten bronił w serii rzutów karnych i broniąc dwie jedenastki zapewnił swojej drużynie awans do Ligi Mistrzów.
Łudogorec w pierwszym spotkaniu przegrał, jednak nie wyglądał na ekipę, która od początku spotkania chce strzelić bramkę i odrobić straty. Gra była bardzo wyrównana, a sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo.
Mecz wydawał się być jednym z tych zupełnie bez historii. Przeraźliwie nudny, z okazjami na bramkę, które można było policzyć na palcach jednej ręki. Najbliżej strzelenia gola był zresztą Łukasz Szukała, którego uderzenie głową na słupek sparował bramkarz Łudogorca.
Mecz, który miał być łatwą drogą do awansu dla Steauy stał się magicznym spotkaniem dla fanów Łudogorca. W 90. minucie, kiedy wszyscy myśleli, że na boisku nic nie ma prawa się zmienić, piłkę do bramki gości wpakował Wanderson, wprowadzony ledwie pięć minut wcześniej na boisko. Zawodnik bułgarskiej ekipy strzelił cudownego gola po asyście... Szukały. Polak tak niefortunnie wybijał piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, że ta spadła pod nogi rywala. Ten nie zastanawiał się ani chwili i strzałem z pierwszej piłki pokonał Arlauskisa.
Wynik do końca drugiej połowy się nie zmienił i czekać nas miała dogrywka. W tej obraz gry praktycznie wcale się nie zmienił. Wciąż oglądaliśmy wyrównaną, acz nudną grę z obu stron, bo próżno było wypatrywać okazji bramkowych. Ten wieczór był jednak magiczny, więc i w taki sposób musiał się skończyć.
W 118. minucie gry Valera wyszedł sam na sam z bramkarzem i po tym, jak go mijał, to został przez niego faulowany. Arbiter nie miał innego wyjścia i musiał wlepić Stojanavowi czerwoną kartkę i podyktować rzut wolny dla gości. Jako, że Georgi Dermendzhiev wcześniej wykorzystał wszystkie zmiany, to do bramki musiał wprowadzić zawodnika z pola. Padło na Cosmina Moti.
Jak się okazało później, był to strzał w dziesiątkę. Steaua nie potrafiła do końca regulaminowego czasu wykorzystać gry w przewadze i o losach awansu miała zdecydować seria rzutów karnych. Moti najpierw sam trafił do bramki, a następnie obronił dwa karne rywali.
To był magiczny wieczór do Łudogorca, a największym czarodziejem okazał się Cosmin Moti. Głównie dzięki niemu bułgarska ekipa zagra w Lidze Mistrzów.