Broź po meczu z Wisłą: Wynik 2:0 do przerwy jest bardzo zdradliwy
- Na pewno nie możemy grać dwóch tak różnych połów. Po dobrej pierwszej części gry koniecznie powinniśmy dążyć do zdobycia trzeciej bramki po przerwie i tym samym do dobicia rywala - mówi Łukasz Broź, obrońca Legii Warszawa.
fot. Sylwester Wojtas
ZIO 2022. Kraków pokazał logo na Igrzyska [ZDJĘCIA]
Co sobie powiedzieliście w przerwie?
Przede wszystkim wiedzieliśmy, że mecz się jeszcze nie skończył, i o tym rozmawialiśmy w szatni. Niestety, co innego sobie zakładaliśmy w przerwie, a co innego zagraliśmy w drugiej połowie. Być może gdzieś podświadomie trochę się rozluźniliśmy. Dalej graliśmy naprawdę fajną piłkę, ale poza jej posiadaniem w zasadzie nic z tego nie wynikało.
Przewaga dwóch bramek was uśpiła?
Na pewno nie, bo przecież w dalszym ciągu robiliśmy swoje. Długo utrzymywaliśmy się przy piłce, przerzucaliśmy ciężar gry ze strony na stronę i wydawało się, że kontrolowaliśmy mecz. Jedyne, do czego można się było przyczepić, to brak okazji bramkowych, bo wyglądało to trochę tak, jakbyśmy nie chcieli strzelać kolejnych goli.
W pierwszej połowie bardzo często szukaliście gry kombinacyjnej. Tak ma wyglądać Legia Henninga Berga?
Trudno powiedzieć. Na pewno nie możemy grać dwóch tak różnych połów. Po dobrej pierwszej części gry koniecznie powinniśmy dążyć do zdobycia trzeciej bramki po przerwie i tym samym do dobicia rywala. Tym bardziej że graliśmy na swoim stadionie, a wynik 2:0 jest bardzo zdradliwy, co zresztą dzisiaj się potwierdziło.
Puste trybuny wpłynęły na waszą postawę czy brak kibiców nie miał dla was znaczenia?
Na pewno inaczej grałoby się przy pełnym stadionie, ale przecież wszyscy wcześniej wiedzieliśmy, co nas czeka. Zabrakło wsparcia kibiców, dlatego na boisku mobilizowaliśmy się wzajemnie.
Czerwona kartka dla Głowackiego paradoksalnie nie zadziała na waszą niekorzyść? Nie poczuliście się za pewnie po zejściu z boiska kapitana Wisły?
Wydaje mi się, że nie. Oczywiście, wiedzieliśmy, że mamy o jednego zawodnika więcej, dlatego staraliśmy się długo utrzymywać przy piłce. Niestety, w drugiej połowie za bardzo skupiliśmy się na posiadaniu futbolówki i zapomnieliśmy o stwarzaniu sytuacji.
Drugie spotkanie z rzędu rozpoczynacie bez nominalnego napastnika. Jak wam się gra w takim ustawieniu?
Pierwsza połowa pokazała, że dobrze. Gra nam się układała, wykreowaliśmy sobie dużo okazji strzeleckich i tak naprawdę powinniśmy schodzić na przerwę, prowadząc wyżej. W drugiej połowie trochę się to posypało, bo każdy chciał mieć piłkę przy nodze i w związku z tym czasem brakowało kogoś z przodu.
Mieliście pretensje do Wladimera Dwaliszwilego o zmarnowanie kapitalnej sytuacji z ostatnich minut meczu?
Nie, Wlado na pewno sam wie, że zawalił, i ma o to do siebie pretensje. Nie ma co teraz na niego najeżdżać, bo wiadomo, jak czuje się napastnik, który nie trafił z metra do pustej bramki.
Asysta dodała Panu pewności siebie?
W pewnym stopniu tak. Wiadomo, że bramki i asysty budują poczucie wartości zawodnika, dzięki czemu może on dawać więcej swojej drużynie. Ja po półrocznym pobycie w Legii czuję się już dużo pewniej i myślę, że widać to po mojej grze.
Można powiedzieć, że kolejny wygrany mecz remisujecie?
Raczej tak i niestety znowu zamiast odskoczyć rywalom, stoimy w miejscu. Przed spotkaniem zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy dzisiaj wygrać, ale wyszło, jak wyszło.