Bramkarz Olimpii, który zdobył gola: Wszedłem w pole karne, żeby namieszać
- To nie są sytuacje wyćwiczone, to był przypadek. Co można zrobić w 94. minucie? Mariusz Kryszak ma bardzo dobre dośrodkowania, praktycznie trafił mnie w głowę - mówi Michał Wróbel, bramkarz Olimpii Grudziądz.
Co Pana podkusiło, by udać się w pole karne GieKSy na ostatni stały fragment spotkania?
Chciałem pomóc kolegom w końcówce. Mam dobre warunki (201 cm wzrostu - przyp. psz.), więc wszedłem w pole karne, żeby namieszać. Nawet nie żeby uderzyć na bramkę, ale by dwóch zawodników skupiło się na mnie. Z tego co zauważyłem, żaden z piłkarzy GKS-u nie zwracał na mnie uwagi i udało mi się strzelić gola głową.
To Pana pierwsza bramka w karierze?
Pierwsza z gry, z karnego już kiedyś udało mi się trafić - w rezerwach Górnika Zabrze.
Zadedykuje Pan komuś to wyjątkowe trafienie?
Na pewno dedykuję go żonie, dzieciom, rodzicom i babci, którzy byli na meczu w Katowicach. Dla nich to na pewno wielka radość, że mogli mnie zobaczyć na boisku.
Nie można powiedzieć, że nie zasłużyliście na remis. Wcześniej mieliście dwie poprzeczki Piotra Ruszkula i nieuznanego gola Dariusza Kłusa.
Graliśmy dobrze i straciliśmy bramkę w pierwszej połowie, później coś się załamało. Widać było, że po przerwie dążyliśmy do tego, aby wyrównać. W końcówce się udało. Ten nasz brak szczęścia w postaci obijania konstrukcji bramki nie pojawił się wcale dzisiaj. Jakby zliczyć poprzeczki, to ze 30 mieliśmy już w tej rundzie.
Olimpia notuje serię sześciu meczów bez porażki. Powoli stajecie się rewelacją 1. ligi.
Początek sezonu mieliśmy nieciekawy, przegrywaliśmy mecze, chociaż stwarzaliśmy sporo sytuacji. Dzisiaj też prowadziliśmy grę i dużo nie brakowało, byśmy tego meczu nawet nie zremisowali. Trzeba się cieszyć, że jesteśmy dobrze przygotowani na końcówki spotkań. Sytuacje, które stwarzamy nie są przypadkowe, tylko opracowane na treningach.
Wejścia bramkarzy w pole karne też ćwiczycie?
To nie są sytuacje wyćwiczone, to był przypadek. Co można zrobić w 94. minucie? Mariusz Kryszak ma bardzo dobre dośrodkowania, praktycznie trafił mnie w głowę. Z 10. metra idealnie wpadło, nie pozostaje nic innego, jak tylko się cieszyć.
Wróćmy do sytuacji po której straciliście bramkę w pierwszej połowie. Nie dało się przeciąć zagrania wzdłuż pola bramkowego?
Nie, piłka łukiem odchodziła ode mnie. Przemysław Pitry ładnie zagrał na drugi słupek, a tam zamknął akcję Grzegorz Fonfara. Myślałem, że zrobiłem mu krzywdę, bo trafiłem go kolanem w głowę. Na szczęście nic się nie stało.
Na trybunach zjawiło się sporo kibiców, może nawet 4000. Lubi Pan grać przy takiej publice?
Kibice GKS-u są dwunastym zawodnikiem swojego zespołu, „Blaszok” żyje przez cały mecz. Na pewno przy takich kibicach fajnie się gra. Oby się tylko poukładało w katowickim klubie, a będzie dobrze z zespołem.
Z Katowic - Piotr Szymański / Ekstraklasa.net