Borussia pozazdrościła Bayernowi. Cztery gole "Lewego" rozbiły Real Madryt!
Robert Lewandowski dokonał historycznego wyczynu, strzelając Realowi Madryt cztery bramki w meczu Ligi Mistrzów. Przed nim nikt nie strzelił Królewskim nawet hattricka. Real odpowiedział tylko trafieniem Cristiano Ronaldo, a w rewanżu będzie musiał odrobić trzybramkową stratę, by marzyć o awansie do finału rozgrywek.
Zobacz MEGAGALERIĘ ze spotkania Borussii z Realem!
Mecz się nawet nie rozpoczął, a Borussia już otrzymała potężny cios w policzek. We wtorek świat obiegła sensacyjna wieść o przesądzonych przenosinach Mario Goetze do Bayernu Monachium. Na dortmundzkich forach wrzało od niepochlebnych komentarzy skierowanych do sprawcy całego zamieszania. Chemia w szatni Borussii została wystawiona na potężną próbę, dzień przed - kolejnym już - najważniejszym pojedynkiem dekady dla zespołu z Dortmundu. Media spekulowały, że Jurgen Klopp zechce posadzić na ławce jednego z najbardziej obiecujących niemieckich piłkarzy, by uchronić resztę podopiecznych od gwizdów dezaprobaty. Na domysłach się skończyło. Fani gospodarzy postanowili dzisiaj nie wyrażać swojego niezadowolenia, tylko skupić się na wspieraniu zespołu. A Borussia grała, jakby naprawdę nic się nie stało.
Od początku spotkania dłużej utrzymywała się przy piłce, bardzo ją szanowała, nie dopuszczała do strat, w przeciwieństwie do nieporadnego przeciwnika. Na wykrystalizowanie się efektów nie czekaliśmy długo. W 7. minucie Marco Reus - bez niemalże żadnej presji ze strony obrońców - przebiegł pół boiska, na przebój wdarł się w pole karne i uderzył na tyle czytelnie, żeby Diego Lopez zdołał sparować futbolówkę. Nic nie było jeszcze stracone, bo w pobliżu słupka przebywał Robert Lewandowski. Niestety Polak zbyt długo zwlekał z finiszem i zaprzepaścił okazję.
Podminowany tym faktem zrehabilitował się błyskawicznie. 60 sekund później, po dośrodkowaniu z lewej strony Goetze, umknął w polu karnym Pepe, dostawił nogę, wprawiając w niepohamowaną euforię wypełnione po brzegi Signal Iduna Park.
Strata bramki nie sprowokowała Realu do huraganowych ataków. Nadal trzymał się ściśle ustalonego planu, zakładającego maksymalne zmęczenie rywala. To rzecz jasna nie oznaczało zaniechania jakichkolwiek prób ataku. Gra z kontry była jednak niemożliwa, Borussia rzadko pozwalała sobie odebrać piłkę w środku pola, a gdy to już nastąpiło, od razu starała się ją odzyskać. Innym razem szwankowała dokładność lub ostatnie podanie. Zagrożenia warto było szukać po stałych fragmentach. W 24. minucie z rzutu wolnego piekielnie huknął Cristiano Ronaldo, a Roman Weindelfeller z największym trudem zdołał odbić piłkę przed siebie.
Borussia wciąż miała kontrolę nad przebiegiem spotkania, cierpliwie poszukiwała kolejnych okazji. Zadanie nie było łatwe, bo Real poprawił koncentrację w obronie. Widać to było np. podczas zablokowania strzału Lewandowskiego z rzutu wolnego, czy powstrzymania wślizgiem wbiegającego w pole karne Jakuba Błaszczykowskiego. Czasami jednak ofiarność Hiszpanów zahaczała o granicę przepisów. W 42. minucie Marco Reus upadł w polu karnym pod wpływem pojedynku z Raphaelem Varane'a. Gospodarze byli pewni, że arbiter za moment wskaże na jedenasty metr, ale o czymś takim nawet nie było mowy.
W głowach chyba zdecydowanie za długo analizowali tą sytuację, co półfinalistom Ligi Mistrzów zupełnie nie przystoi, podobnie jak kardynalne błędy, jakich dopuścili się minutę później. Na lewym skrzydle, Ramos wykonał aut, Mesut Oezil przerzucił piłkę nad Nevenem Suboticiem i kiedy dopadał do niej Matt Hummels wydawało się, że nic z tej akcji nie będzie. Nieoczekiwanie dotąd bezbłędny stoper, zamiast wycofać do Weindefellera podał prosto pod nogi Gonzalo Higuaina. Argentyńczyk nie zmarnował prezentu, zagrał wzdłuż pola karnego w okolice prawego słupka, gdzie Ronaldo bez kompleksów trafił do pustej bramki. W ten oto sposób Borussia straciła prowadzenie na skutek własnej głupoty. Przed zejściem do szatni mogła być w jeszcze większych tarapatach, bo Real nabrał animuszu. Po zagraniu Oezila z prawej flanki, do sytuacji w polu karnym dochodził Ronaldo, lecz w ostatniej chwili z interwencją zdążył Łukasz Piszczek.
Bramkowy remis w obliczu rewanżu na trudnym do zdobycia Santiago Bernabeu należało traktować jak porażkę. Borussia doskonale zdawała sobie sprawę z utrudnienia, ale przed nią była jeszcze calutka druga połowa. Real wyrównując miał nadzieję, że złapał Pana Boga za nogi, że Borussia podłamana i dodatkowo zmęczona po pierwszej połowie, opadnie z sił i nie będzie w stanie nawiązać równorzędnej walki. Nic bardziej mylnego. Za złą taktykę i podejście, wielokrotny triumfator Ligi Mistrzów został stracony na Signal Iduna Park. O litość błagał na kolanach, nic z tego. Kat z Polski nie wyrażał najmniejszego przejawu uczuć, z lubością zadawał kolejne ciosy. A żądny krwi tłum winszował, aż pękały bębenki w uszach.
Kontynuację wirtuozyjnego koncertu "Lewy" rozpoczął pięć minut po zmianie stron. Niewiele by jednak zrobił, gdyby nie fantastyczne górne podanie nad obrońcami autorstwa Reusa. W polu bramkowym przyjął podanie, odwrócił się, kompletnie myląc Varane'a i płaskim strzałem pokonał bezradnego Lopeza. Minęło parę momentów, a ponownie utonął w glorii chwały. Fatalna próba strzelecka Marcela Schmelzera zamieniła się w wyśmienitą szansę. Futbolówka przeszła przez linię obrony, trafiła do Lewandowskiego, ten zszedł do boku i huknął jak z armaty.
Borussia ani na moment nie spuszczała z tonu. Każda stracona bramka u siebie to zawsze niebezpieczeństwo w wyjazdowym rewanżu. W 62. minucie z 16. metrów przymierzył Ilmay Gundogan. Zmierzającą w okienko piłkę, końcówkami palców wybił za linię końcową Diego Lopez. W 67. minucie po raz czwarty wędrował do siatki. W polu karnym Xabi Alonso odepchnął Reusa, Bjoern Kuipers nie miał najmniejszych wątpliwości przy wskazywaniu na jedenasty metr. A nieomylnym egzekutorem okazał się... "Lewandowski" - niosło się z trybun rozentuzjazmowanego Signal Iduna Park. Wychowanek Varsovii Warszawa kompletnie zmylił Diego Lopeza i strzelił soczyście w prawy róg.
Jose Mourinho dawno nie dostał tak srogich batów. Usiłował jednak zapanować nad sytuacją, chociaż zmniejszyć rozmiary klęski, by nieco wyklarować sprawę przed rewanżem. Na boisko posłał ofensywną artylerię. Losy mieli odmienić Angel Di Maria, Karim Benzema i Kaka. Ale w bramce dortmundczyków stał ofiarny, zdolny do najwyższych poświęceń Weindenfeller. W pojedynkach jeden na jeden powstrzymał odważnymi wejściami Oezila i Ronaldo. Po konfrontacji z tym drugim długo się nie podnosił, co świadczy jak wiele serca wkładał w swoją pracę. W doliczonym czasie Real mógł jeszcze pokusić się o gola. Po wrzutce z kornera, w polu karnym zakotłowało. Z 13. metrów szczęścia szukał Varane, jednak pomylił się o kilka centymetrów.
Ataki Realu wcale nie oznaczały, że przejął inicjatywę. Cały czas to miejscowi zachowywali kontrolę. W 78. minucie mogli wbić piątą bramkę. Z 25. metrów kopnął nie kto inny jak Lewandowski i tylko popis Diego Lopeza uratował Real od całkowitej kompromitacji.
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.