Bogusław Kaczmarek: Kuba Błaszczykowski ma swoje ambicje. Myślę, że ma dorobek i honor i bicie rekordów na siłę nie jest dobre
O tym, że wciąż na boisku bardzo wiele zależy od Roberta Lewandowskiego. O tym, że nie mamy piłkarskiego gabinetu cieni w reprezentacji. O tym, że Jakub Błaszczykowski nie może być ochroniarzem Arkadiusza Recy oraz o tym, że Lechia Gdańsk może zostać w tym sezonie mistrzem Polski. A wszystko to w rozmowie z trenerem Bogusławem Kaczmarkiem.
fot. Piotr Hukało
Jesteśmy po dwóch debiutanckich meczach kadry selekcjonera Jerzego Brzęczka. Mecze z Włochami i Irlandią różniły się znacząco. Cierpimy na brak kreatywnych piłkarzy?
Myślę, że definicja meczu z Irlandią, zremisowanego 1:1, jest niezmienna. Cały czas powtarzam, że zbyt wiele w polskiej piłce zależy od gry jednego, dwóch, trzech zawodników. Jeżeli ich zabraknie, wtedy jest problem. Na dwie ostatnie imprezy, a mam na myśli mistrzostwa Europy w 2016 roku i mistrzostwa świata w 2018 roku, z całym szacunkiem dla Adama Nawałki, bo zrobił dobrą robotę, to wjechaliśmy na barkach jednego gracza. W zasadzie, jeszcze dwóch, trzech na dodatek. To oczywiście Robert Lewandowski plus dwóch-trzech piłkarzy grających dobrze w klubach na europejskim poziomie. To żadna tajemnica. Jak na mundialu w Rosji „Lewy” został odcięty od gry, to była klapa. Wygrywanie z Rumunią, Czarnogórą w eliminacjach, to obowiązek. W tych samych eliminacjach dostaliśmy „bańki” od norwerskiego trenera Duńczyków (Åge Hareide – przyp.), który odciął od gry Lewandowskiego i dostaliśmy „czwórkę” (0:4 w Kopenhadze 1 września 2017 roku). W Warszawie też straciliśmy dwie bramki, a wygraliśmy 3:2 dzięki geniuszowi Lewandowskiego. I teraz proszę popatrzeć, pierwsza połowa meczu z Włochami bardzo udana. Ale gdzie są Włosi w tej chwili?
Tamtejszy futbol też przeżywa reprezentacyjny kryzys…
Nie ma Giorgio Chielliniego i Leonardo Bonucciego i oni są jak „galareta”. Chiellini wrócił do tej reprezentacji proszony przez Roberto Manciniego. Ktoś wyliczył, że Włosi na blisko 20 ostatnich meczów wygrali dwa. Nie deprecjonuje wyniku z Włochami, bo w pierwszej połowie było nieźle. W drugiej były jednak niezrozumiałe dla mnie zmiany. Kibicuję Jurkowi Brzęczkowi, ale wpuszczanie Rafała Pietrzaka było dla mnie swoistym nieporozumieniem, bo trzeba było strzelić drugą bramkę i wygrać mecz. W meczu z Irlandią zabrakło czterech bazowych piłkarzy. No i przepraszam, ale poruszaliśmy się na boisku bardzo dostojnie, w ruchu jednostajnie opóźnionym.
Zdecydowanie tak to wyglądało.
Pozwoliłem sobie w pewnym momencie przełączyć na dwa inne mecze. Zobaczyłem spotkanie Hiszpania – Chorwacja. Ktoś powie, co ja opowiadam, bo Chorwaci, wicemistrzowie świata, dostali „szóstkę”, mając w składzie Ivana Rakiticia, czy Lukę Modricia. Po pięciu minutach przełączyłem na Belgia – Islandia. Ta sama dyscyplina, a dwie różne funkcje czasowo-przestrzenne.
Czyli zmierzamy do tego, że bez Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego nie ma co myśleć o zwycięstwach z poważnymi rywalami?
No jak? Przecież niedługo w mistrzostwach świata będą grali wszyscy. To będą rozgrywki dookoła świata, jak wprowadzą 48 zespołów. W mistrzostwach Europy będą 32 zespoły, więc w dalszym ciągu będziemy w jakimś tam koszyku, powiedzmy drugim. Trudno będzie nie awansować. Ktoś może psioczyć, a bo „Lewy” to nie strzela bramek w ważnych meczach. Jak ma dobrych partnerów, to w ważnych meczach też strzela bramki. Ja jestem w piłce zawodowej od blisko 50 lat. Mieliśmy wspaniałych piłkarzy. Takich jak Gerard Cieślik, Lucjan Brychczy, Ernest Pohl, Włodzimierz Lubański, Kazimierz Deyna, Zbigniew Boniek, Robert Gadocha i wielu innych bym wymieniał. Nigdy w reprezentacji Polski nie zależało tak dużo od jednego piłkarza. Gdybyśmy to statystycznie na czynniki pierwsze rozebrali, to Robet Lewandowski w tych dwóch imprezach, ich eliminacjach, strzelił 52,48 procenta bramek. Nikt z poprzedników nie miał takiego wpływu na wynik, jak „Lewy”. To daje dużo do myślenia.
Na następnej stronie m.in. o odradzającym się Mateuszu Klichu
W meczu z Irlandią mieli się pokazać zmiennicy…
Nie oszukujmy się. Jeśli ktoś zajrzy do składu Irlandii, to wielu piłkarzy z nominalnie pierwszej drużyny nie było. Ktoś powiedział z komentatorów, że to wręcz druga reprezentacja Irlandii. To o czym my mówimy? Zabrakło czterech piłkarzy: Bartosza Bereszyńskiego, nie grał od początku Jan Bednarek, Zielińskiego nie było i Lewandowskiego. Ktoś powie jeszcze Mateusz Klich. Dla mnie to będzie mocny punkt tej reprezentacji. Nie dlatego, że strzelił bramkę. Pamięta pan mecz Polska – Dania w Gdańsku?
Pamiętam. Wygrana 3:2.
Bramki strzelali Klich, Waldemar Sobota i Zieliński. Sobota zaginął, w FC St. Pauli chyba jest. Klich dokonał wyboru i poszedł do Wolfsburga, gdzie Felix Magath go wykończył, tak jak wcześniej Jacka Krzynówka i kilku innych Polaków. Wrócił do Holandii, odbudował się i teraz gra w angielskiej Championship. Zieliński gra w Napoli, jak wiemy. Myślę, że dla Klicha to będzie właściwy czas w reprezentacji. Patrząc jak się porusza, nawet w tym meczu z Włochami. Ktoś powie, że nie błysnął. Zrobił jednak najważniejszą akcję w meczu, bo to on spowodował, że Jorginho praktycznie strzelił samobója.
Spotkania w Bolonii i we Wrocławiu wzbudziły jednak u kibiców mieszane uczucia.
Moje oczekiwania były zupełnie inne. Jeżeli powołuje się 24 ludzi, to drugi mecz, biorąc pod uwagę drugi skład Irlandii, powinien być spotkaniem zawodników, którzy będą tworzyć taki piłkarski gabinet cieni. Dla mnie wstawienie Przemka Frankowskiego na 9 minut, to z całym szacunkiem dla Jurka Brzęczka, zbyt wiele się nie dowiedział. Chociaż „Franek” był najbliższy zdobycia bramki. Zabrakło mu pół metra, żeby zostać bohaterem tego meczu. Staram się też zrozumieć Jurka, że to był jego drugi mecz i typowo zagrał pod wynik. Mój niepokój budzi natomiast postawa Karola Linettego. Oglądam Serie A pod kątem Napoli i Sampdorii i tam to jest zupełnie inny zawodnik.
Zauważa pan, żeby coś ruszyło do przodu po tych nieudanych dla nas mistrzostwach świata?
Popatrzyłem na mecz z Włochami i pomyślałem, że jest bardzo dobrze, bo odzyskaliśmy DNA, rdzeń drużyny. Co do bramkarzy, to nie mamy problemu, bo kogokolwiek z tej trójki wstawimy, to swoje wybroni. Wrócił Kamil Glik. Jest Grzegorz Krychowiak. Są Zieliński i Lewandowski. Do tego wejdzie Klich do tej reprezentacji. Jest Bereszyński. Może dołączy Linetty. I wtedy piłkarski rdzeń kręgowy mamy w dobrym wydaniu. Natomiast brakuje pewnych rzeczy. Próby z Arkadiuszem Recą, z całym szacunkiem… W piłce nożnej jest taktyka, sztuka atakowania i bronienia. Zagrał chłopak przyzwoite zawody z Włochami i już się ugotował, bo dla niego dwa mecze co cztery dni, to o jeden za dużo. Tak samo jak dla Krychowiaka. Widział go pan na boisku?
To nie był piłkarski spektakl wszystkich naszych reprezentantów.
Widziałem go na prezentacji przedmeczowej, jak ładnie hymn śpiewał. Bo na boisku widać go nie było. Spodziewałem się, że będzie więcej zmian na ten mecz. Taki gabinet cieni, który da sygnał, że jest gotowy albo wcale nie jest gotowy. Kiedy mamy się przekonać co do przydatności tych ludzi? Dla wielu piłkarzy mecz co trzy-cztery dni, przykład Rafała Kurzawy, czy innych, doprowadził do tego, że z Irlandią tempo było bardzo spowolnione. Patrzyłem na Irlandczyków i naprawdę to była bardzo uboga drużyna. Ich granie w piłkę przypominało mi taką epokę kamienia łupanego. I my się do tego dostosowaliśmy.
Na następnej stronie m.in. o formie Jakuba Błaszczykowskiego
A co z Jakubem Błaszczykowskim? Od części kibiców mocno mu się oberwało po tych dwóch meczach. Słusznie pana zdaniem?
Myślę, że Kuba, w całokształcie działalności, to jest super piłkarz i super człowiek. Robi wiele dobrego w różnego rodzaju akcjach charytatywnych. Myślę, że Jurek niepotrzebnie uszczęśliwia go na siłę. Przepraszam, ale w tych meczach Kuba sprawiał wrażenie, że jest ochroniarzem Recy. Rzut karny z Włochami, który był albo nie był, ale był, bo sędzia podyktował. Irlandczycy w swojej sytuacji bramkowej przemeblowali całą naszą lewą stronę, od Kuby, poprzez Recę, po Marcina Kamińskiego. Błąd popełnił tam Glik, który zupełnie zgubił krycie. Myślę, że Kuba powienien wrócić do swojej bazowej pozycji, do gry na prawej stronie. Przez lata z Piszczkiem, a tutaj z Bereszyńskim mogą stanowić o sile prawego skrzydła. Ale wcale tak nie musi być. Kuba nie gra w klubie i to widać. Jeżeli będzie grał, to jest to, przynajmniej na rok, wartościowy gracz dla zespołu narodowego. Mam tu też na myśli spójność grupy, jakaś odpowiedzialność taka, integracja na zadaniu jakim jest wynik. Musi być jednak pod grą. Kuba ma swoje ambicje i myślę, że ma swój dorobek i honor i bicie rekordów na siłę do niczego dobrego nie doprowadzi (Błaszczykowski ma już 102 występy w reprezentacji, w czym zrównał się z dotychczasowym liderem Michałem Żewłakowem – przyp.).
Po reprezentacji wracamy do naszej kochanej ekstraklasy. A w niej na czele tabeli Lechia Gdańsk. Dla pana wynik drużyny Piotra Stokowca jest zaskoczeniem?
Nie. Lechia wreszcie ma skuteczny pomysł na grę, który jest mało elegancki, w pewnych momentach trudny do zaakceptowania. To taki typowy pragmatyzm piłkarski, że po pewnym okresie i metodzie prób i błędów, Piotrek Stokowiec doszedł do wniosku, że granie trójką w obronie, mając taki materiał ludzki jak Błażej Augustyn, Michał Nalepa czy Steven Vitoria, to do niczego dobrego nie prowadzi. Lechia po prostu dostawała ze środka takie bramki, że trudno się było z tym zgodzić. Wrócił do formy Dusan Kuciak. Wielu komentatorów mówi, że Lechia gra przede wszystkim skutecznie, gdzie poziom gry jest różny. Na tym polega skuteczność i taki piłkarski pragmatyzm. Jest czwórka w obronie, obojętnie kto gra w środku. Są bardzo mocne skrzydła: Lukas Haraslin – Michał Mak, a może być jeszcze Flavio Paixao. Wreszcie Daniel Łukasik gra na miarę swoich możliwości. To taki typowy rygiel, zawodnik na pozycji numer 6, neutralizujący wszystko co złe, jeśli chodzi o przeciwnika. Jest ultraofensywny Filip Mladenović. Myślę, że jak dojdzie jeszcze Artur Sobiech, to Lechia jest kandydatem do walki o minimum pierwszą trójkę w lidze. A nawet może włączyć się do gry o mistrzostwo. Dlaczego tak mówię? Bo w tej ekstraklasie każdy może wygrać z każdym, a poziom jaki jest, to nie chcę nikogo sprowadzać do piłkarskiej, grobowej deski, bo widzimy jak to wygląda.
Przekonujemy się o tym w każdych eliminacjach do europejskich pucharów.
Niech pan popatrzy, co się dzieje w reprezentacyjnej piłce młodzieżowej. Remis z Wyspami Owczymi, męka z Finlandią – dwa słupki, poprzeczka. Zespół do lat 19 „bańki”, do lat 20 „bańki”. Gdzieś tam juniorzy zremisowali z Macedonią. O czym my mówimy? Skąd mają się brać zawodnicy do tych reprezentacji, jak w ekstraklasie w wyjściowym składzie gra siedmiu-ośmiu obcokrajowców? Co z tego, że oni zrobią wicemistrzostwo Polski, czy nawet mistrzostwo? Dwóch-trzech zrobi sobie face lifting, pojadą na Cypr czy do Turcji, bo tam lepiej im zapłacą, a odpadną w pierwszej rundzie europejskich pucharów.
Za sukcesem drużyny Lechii stoi dyscyplina, którą wprowadził trener Stokowiec. W weekend dwóch piłkarzy szalało jednak w Brzeźnie pod wpływem alkoholu. Co teraz z nimi zrobić?
Piotr popełnił już strategiczną, ale bardzo niepopularną decyzję, wyrzucając z drużyny Marco Paixao. Nie wiem i nie znam wielkości tego nowego wykroczenia. Na pewno pobłażać tego nie można. Co powinien zrobić? Na pewno zawodników powinna spotkać kara adekwatna i relatywna do popełnionego wykroczenia. Jest regulamin, który wyraźnie mówi, jakie zawodnicy mają prawa i obowiązki, czego im nie wolno robić, jakie mają bonusy wynikające z kontraktu. Są różne metody, wchodzenia do piłkarskiej wody. Jeden da karę finansową w postaci 50 tysięcy złotych, a drugi powie: panu już dziękujemy. Siłą tej drużyny, co podkreśla trener Stokowiec, jest walka na każdym metrze boiska, o czym świadczy liczba kartek. Często zawodnicy przerywają grę, łamiąc przepisy, i nikt się nie boi, że tych kartek będzie dużo. Lechia ma szeroką kadrę, a na meczu rezerw z Gniewinem naliczyłem dziesięciu piłkarzy, którzy występują w ekstraklasie.
To płynnie przejdźmy jeszcze do Arki Gdynia pod wodzą trenera Zbigniewa Smółki, który też zasłynął z ostrych komentarzy o poziomie ligi. Na razie wyników oszałamiających nie ma.
Ktoś kiedyś mądry powiedział: nie słowa, a czyny świadczą o mojej wielkości. I tyle.
A ta przebudowana mocno Arka będzie w stanie włączyć się do walki o grupę mistrzowską?
Biorąc pod uwagę, stan faktyczny i aktualną sytuację, to w dalszym ciągu uważam, że Arkę stać, aby grać w „ósemce”. Wiele elementów musi jednak ulec poprawie. Świadomość tego mają chyba piłkarze, sztab szkoleniowy i kibice tej drużyny. Ta liga jest ligą nie do odgadnięcia. Miedź Legnica z Finem Petterim Forsellem ostatnio, przy pomocy trenera Dominika Nowaka, Wojtka Łobodzińskiego i kilku piłkarzy niezłych, jak na polską ekstraklasę, ogrywa wicemistrza Polski. A przez lata trudno im było grać w tej I lidze. Forsella nie chciał trener Michał Probierz, bo mówił, że ma tkankę tłuszczową za dużą, a Forsell z tą tkanką tłuszczową robi furorę w ekstraklasie. Gdzie indziej by nie robił, bo by nie zrobił. A u nas robi i ta liga, jeśli chodzi o poziom, jest tak równa. Poziom jest to jednak przypominający depresję na Żuławach. Dlatego Arka może być w ósemce, a Lechia może zdobyć mistrzostwo Polski.