Bogdanka - Arka 2:1. Piękno futbolu, czy frajerstwo roku? [KOMENTARZ]
Arka dała nam w sobotę potwierdzenie tego, że można być 3 razy lepszym i... przegrać. Z kolei Bogdanka pokazała, że oddając jeden celny strzał można... wygrać 2:1. Wyrazy współczucia należą się wszystkim kibicom Arki, którzy oglądali ten mecz.
fot. Polskapresse
Arkowcy czekają na rehabilitację. W czwartek mecz z Kolejarzem
Jak to się mogło stać, zastanawiają się chyba w Arce wszyscy. Przez 86 minut Arka robiła z Bogdanką praktycznie co chciała. Żółto-niebiescy prezentowali nam szeroką gamę zagrań: ataki skrzydłem, ataki środkiem, dośrodkowania, krótkie podania, prostopadłe podania, gra z klepki, strzały z dystansu i... na nic to wszystko. Właśnie, przez 86 minut, bo wtedy Maciej Szlaga dał swoim kolegom sygnał, że czas się zwijać do domu, wpuszczając jedną z najdziwniejszych bramek, jakie kiedykolwiek świat widział.
Kibice jechali, ale nie dojechali
Nie tylko wynik był dla kibiców fatalny. Ta część, która ruszyła w Polskę za swoim klubem, robiąc setki kilometrów... obejrzała jedynie widoki po drodze. Nie wiadomo czemu, ale zostali zatrzymani 70 km od stadionu w Łęcznej i na mecz już nie zdążyli. Pół żartem, pół serio, może uczyniono im przysługę, że nie widzieli tej kompromitacji. Jednak to kolejny obraz patologii w Polsce, gdy obywatelom ogranicza się wolność, tylko dlatego, że jadą na mecz.
Firanka sezonu
Czyli, nagroda za najgorszą, najgłupszą i najsłabszą interwencję bramkarską sezonu. Maciej Szlaga będzie mocnym kandydatem do tego tytułu. Ciężko się dziwić, gdyż piłka uderzona przez Tomasza Nowaka leciała, leciała i leciała... Kibice zaczęli żartować, że bramkarz Arki, mógł przed jej złapaniem zaparzyć herbatę i zanurzyć się w lekturze jakiejś dobrej książki. W sumie, nawet nie musiałby odkładać tej książki, żeby dobrze interweniować. Golkiper Arki postanowił jednak sprezentować Bogdance 3 punkty, za co z pewnością w Łęcznej są mu bardzo wdzięczni (mówi się coś o pomniku). Żeby nie było, że Szlaga jest naszą jedyną ofiarą, a propos tej sytuacji, to: w 87. minucie, strzał Nowaka był PIERWSZYM i JEDYNYM celnym strzałem gospodarzy w całym meczu... To chyba nie wymaga komentarza
Sędzia zapomniał czerwonej kartki
Wbrew pozorom, ten mecz ma coś wspólnego z pojedynkiem Polski z Ukrainą i nie chodzi tylko o kolor strojów jednej z drużyn. Chodzi o postawę sędziego, który "pozwalał na grę". Jest to łagodne określenie na fakt, że Nowak, który miał żółtą kartkę na koncie z 33. minuty, 3 razy ostro faulując w drugiej połowie (w tym raz zatrzymując groźny kontratak Arki), nie obejrzał drugiego żółtego kartonika i w efekcie nie wyleciał z boiska. Podobne odczucia mieli eksperci po tym, jak nomen omen kapitan Ukrainy (Nowak jest kapitanem Bogdanki), również wielokrotnie faulował w meczu z Polską oglądając tylko jedną żółtą kartkę.
Mam pewien problem z tym meczem. Z jednej strony powinienem doceniać piękno futbolu - docenić to, że Bogdanka wygrała taki mecz. Kiedy kibice już pakowali koce i zwijali interes, chcąc jak najszybciej opuścić stadion, nagle gospodarze wepchnęli gola i zainkasowali 3 punkty. Przewrotność losu, bo obserwatorzy raczej zastanawiali się czy i kiedy to Arka wepchnie drugiego gola. Arka wepchnęła drugiego gola, ale sama sobie. Mam wrażenie, że to był jeden z tych dni, gdzie jeden zespół po prostu musiał przegrać i nieważne, że był lepszy. Mógłby mieć w składzie Messiego i Ronaldo, a i tak ostatecznie skończyłoby się na porażce. To jeden z tych dni, gdzie po prostu wyczerpuje się limit pecha na cały sezon. Mam nadzieję, że limit pecha wyczerpał Tomasz Jarzębowski, który strzelił, trzeba przyznać, pięknego samobója. Ale do momentu tej niefortunnej bramki, zagrał naprawdę po profesorsku. Pal licho jakieś teoretyczne szanse na włączenie się w walce o awans po wygranej w tym meczu. Arka tego spotkania po prostu nie mogła wygrać, zadziałała jakaś siła wyższa. Ale podobno limit szczęścia zawsze równa się zero. Pytanie tylko, kto będzie ofiarą?